Na stronie wydawnictwa wiadomości z ostatniej chwili:
26.II.2016"Księżyc myśliwych" nominowany do Splendor Gedanensis!Miasto Gdańsk doceniło „Księżyc myśliwych" - jedną z najoryginalniejszych polskich powieści ostatnich lat i nominowało ją do prestiżowej nagrody „Splendor Gedanensis" 2015! „Księżyc myśliwych" to wciągającej historia pisana przez dwie autorki, Katarzynę Krenz i Julitę Bielak, które mieszkają tysiące kilometrów od siebie. Autorki spotkały się dopiero przy okazji ostatnich prac redakcyjnych nad książką: - Wtedy po raz pierwszy odwiedziłam Julitę w domu. Poznałyśmy się w internecie, a potem widywałyśmy w wymienianych listach i spotykałyśmy na kartach powieści. Nagroda Miasta Gdańska w Dziedzinie Kultury „Splendor Gedanensis" przyznawana jest od lat 70. za „wybitne osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej i upowszechniania kultury." Uroczyste ogłoszenie werdyktu oraz wręczenie nagród zwycięzcom odbędzie się w piątek 11 marca o godz. 19, na Dużej Scenie Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Konkurencja jest silna. Trzymajcie kciuki za nasze Autorki! Przeczytajcie fragment nominowanej książki http://www.wydawnictwoznak.pl/wydarzenie/Ksiezyc-mysliwych-nominowany-do-Splendor-Gedanensis/2949 https://www.facebook.com/WydawnictwoZnak/posts/10153897115017310?fref=nf
0 Comments
"Księżyc myśliwych" nominowany do nagrody Prezydenta Miasta Gdańska Splendor Gedanensis 201618/2/2016 Znamy nominowanych do gdańskiej nagrody Splendor Gedanensis. To 23 wybitnych twórców kultury oraz zespół muzyczny. Kto z tego grona otrzyma prestiżowy laur – przekonamy się 11 marca, podczas uroczystej gali w Teatrze Wybrzeże.
więcej: http://my3miasto.pl/aktualnosci/23-osoby-i-zespol-z-nominacjami-do-prestizowej-gdanskiej-nagrody/ sobota-niedziela, 6-7 lutego 2016
W ostatnim "Magazynie na Weekend" rozmowa z red. Maciejem Pietrzakiem pt. "Fryzyjska wyspa pełna chłodnych tajemnic". „Księżyc myśliwych” to owoc niemal 800 listów, które przez kilka lat wymieniałyście Panie między sobą. Ani razu się nie spotykałyście, ani nawet nie rozmawiałyście przez telefon. Jak wyglądały kulisy tej niezwykłej współpracy? K.K. 25 lat temu poznałyśmy się przypadkiem na molo w Sopocie czy może na jakimś wernisażu. Obie nie pamiętamy za bardzo tego spotkania. Od tego czasu nie miałyśmy ze sobą kontaktu, wiedziałyśmy jednak o swoim istnieniu. Któregoś dnia, chyba w 2012 roku, Julita sięgnęła po moją wcześniejszą książkę i uświadomiła sobie, że zna autorkę. Napisała do mnie list, który był na tyle intrygujący, że postanowiłam odpisać. Potem namówiłam ją na wirtualne „spotkania” na pewnym blogu literackim. J.B. Na „Kurze” Ewy Marii, bo o tym blogu mówimy, pojawił się wpis, pod którym zawiązała się między nami kolejna dyskusja i stał się on w rezultacie bazą dla naszej książki. Od tego księżycowego wpisu, i zdania: „Była druga w nocy, godzina wilka”, „Księżyc” się zaczyna. Akcja powieści rozgrywa się na położonej na Morzu Północnym fryzyjskiej wyspie Sylt. Dlaczego akurat tam, a nie np. na którejś z wysp na Bałtyku? K.K. Gdy zaczęłyśmy regularnie ze sobą korespondować, mieszkałam w Portugalii. Lato 2012 roku było koszmarnie upalne, temperatury dochodziły do 50 stopni. Dlatego umieściłyśmy tych naszych rodzących się już bohaterów gdzieś na północy, gdzieś, gdzie jest zimno i deszczowo. Chłodny powiew świeżej bryzy, to była ucieczka. Dla mnie temat wyspy i morza był naturalny – ojciec był żeglarzem, projektował statki rybackie. Dopiero jednak, gdy po dwóch latach wspólnego pisania spotkałyśmy się przy korekcie książki, w końcu dowiedziałam się, dlaczego i Julicie morze jest tak bliskie… J.B „Analiza porównawcza nakładów i wydajności połowowej na Morzu Północnym” to był temat mojej pracy dyplomowej z ekonomii. Poza tym literacko chciałyśmy się gdzieś spotkać w połowie drogi między Portugalią a Polską. Tak pojawiła się Fryzja, a w jej tle – Francja. Choć nigdy Panie nie były na Sylcie, opisujecie wyspę niemal z chirurgiczną precyzją. Imponują szczegóły dotyczące morza. Jak to osiągnęłyście? J.B. Przestudiowałyśmy kwestie wpływu księżyca na morze, szczegóły oceanograficzne, biologię i geologię morza, cyrkulację wód i prądy oceaniczne. W razie potrzeby zasięgałyśmy opinii naukowców, by np. dowiedzieć się, czy na Sylcie możliwa jest uprawa winorośli, którą podejmuje jeden z bohaterów książki. K.K. Morze jest samodzielnym bohaterem, poznanie jego tajników wymagało od nas wiele pracy. Jednym z kluczowych elementów fabuły jest bisior, czyli wiązka jedwabnych nici powstająca z szybko krzepnącej wydzieliny morskich małżów. Bisior to jedna z najdroższych i najbardziej tajemniczych tkanin w historii świata, na potrzeby książki nawiązałyśmy nawet kontakt ze specjalistką z Bazylei, która doktoryzowała się z tego tematu. Główny wątek w „Księżycu” jest kryminalny – koncentruje się wokół pobicia i wypalenia swastyki na ciele młodego chłopaka, który w tajemniczych okolicznościach pojawia się na wyspie. Jest to jednak bardzo eklektyczna książka, historia kryminalna jest tu tylko podstawą znacznie szerszego wachlarza konwencji. Da się „Księżyc myśliwych” jakoś gatunkowo sklasyfikować? J.B. Docierają do nas opinie o książce jako o „miękkim kryminale”, ale nie miałyśmy takiego założenia. Prowadziłyśmy swego rodzaju rozmowę w odcinkach: o literaturze, filmach Bergmana i Tarkowskiego, o muzyce, kulinariach czy morzu. Tak naprawdę wątek kryminalny pojawił się dopiero, gdy zaczęłyśmy dyskutować na temat II wojny światowej. K.K. Z pisarskiego punktu widzenia wątek kryminalny dyktuje rytm książce, nadaje tekstowi pożądaną motorykę. W warstwie fabularnej natomiast chciałyśmy naszych bohaterów sprawdzić także w obliczu nieoczywistego, ale przecież codziennego zła, jakie nas otacza. Wspomniany przez Julitę motyw wojenny był najtrudniejszym punktem w naszej wymianie poglądów. Chciałyśmy przede wszystkim uniknąć osądzania. Wprawdzie nasze rodziny były uwikłane w powstanie warszawskie, ale obie czujemy, że nie mamy do tego prawa, skoro nie doświadczyłyśmy tak dramatycznych przeżyć osobiście. Poszczególne rozdziały przeplatane są listami. Są one autentyczne czy to kolejny zabieg literacki? K.K. Wszystko zaczęło się od... Orzeszkowej. Okazało się, że ja „Nad Niemnem” czytałam tysiące razy dla samych opisów przyrody, a Julita skrzętnie je omijała. Można żartobliwie powiedzieć, że te listy „załatwiły” nam sprawę opisów przyrody. J.B. Autorki listów to nasza kolejna mistyfikacja. Skonstruowałyśmy je świadomie, by dać czytelnikowi oddech, ale i lepiej wprowadzić go w klimat Syltu i całej historii. Dzięki listom książkę można czytać na wiele sposobów. Wybrać właściwy sobie, w zgodzie z własnym temperamentem albo nastrojem chwili. Bohaterowie książki to w większości ludzie na życiowym rozdrożu. Czy mają panie swoją ulubioną postać? J.B. Vincent, zdecydowanie. Małomówny, introwertyczny naukowiec i artysta, który na Sylt ucieka z rodzinnej Francji w obliczu nieudanego małżeństwa. To przykład tzw. smutnej inteligencji, którą bardzo cenię u mężczyzn. K.K. Ja wybrałabym Johannesa, właściciela baru, gdzie wszyscy – wyspiarze i obcy – tak chętnie się spotykają. Johannes ma w sobie rys człowieka Północy, który bardzo przypomina mi mojego ojca. Obaj uosabiali takie właśnie „północne” cechy – to ktoś cichy, skromny i solidny, na kogo zawsze można liczyć. Jakieś dalsze, wspólne plany literackie? K.K. Pisząc naszą książkę, praktycznie zamieszkałyśmy na wyspie. Co mogłybyśmy teraz zrobić, napisać kontynuację? W pewnym sensie znalazłyśmy się na rozdrożu, wciąż jesteśmy na Sylcie, ale z drugiej strony wątpię, by bawił nas powrót do tej samej historii. Może spotkamy się w jakichś nowych światach. Julita ma już ładny tytuł na nową książkę, jednak na razie go nie zdradzimy. Jak zachęciłyby Panie czytelników „Dziennika Bałtyckiego” do sięgnięcia po waszą książkę? J.B. Opowiadamy niespiesznie, półgłosem acz niepokojąco. Gdy ktoś bierze książkę do ręki, może czuć się tym jednym jedynym czytelnikiem, przeniesionym w mglistą, nostalgiczną atmosferę wyspy, malowaną chłodem, tajemnicą, cieniowaną muzyką Komedy. „Księżyc myśliwych” jest dla wszystkich, wszyscy na coś polujemy. K.K. To książka, przy której można zwolnić, zastanowić się nad tym, co w życiu ważne, ale też odpocząć. Tego życzymy naszym czytelnikom. Powieść w klimacie skandynawskim
Recenzent: Izabela Łęcka Chciałam ostatnio przeczytać jakiś kryminał, sensację, słowem coś wciągającego i w miarę lekkiego, więc po tę książkę sięgnęłam z ochotą.Jest to książka dedykowana księżycowi myśliwych, czyli niedawno obserwowanemu zjawisku krwawego księżyca. Spodziewałam się więc lunatyków, zabijających w poświacie księżycowej, ale nie. Jest to coś innego, ale równie ciekawego, a nawet bardziej. Bo książka liczy 500 stron. Akcja rozgrywa się na niemieckiej wyspie Sylt na Morzu Północnym. Mamy grupę bohaterów, kilka osób, w których życie wkrada się zamęt. Nastrój tej wyspy w książce przypominał mi mój ulubiony serial z dawnych lat „Przystanek Alaska". I tu, i tu mamy bohaterów w różnym wieku, z różnym bagażem życiowym, którzy swoje w życiu przeszli i na wyspie, wśród dzikiej natury próbują ułożyć sobie życie na nowo, spokojniej, troszkę bezwładnie. Jest słomiana wdowa, jest przetrącony przez życie malarz matematyk, niewidomy barman, trzydziestolatka w ciąży porzucona przez kochanka, samotny emerytowany księgowy i matka z milczącym synem. Bohaterem jest też morze i natura: deszcz, wiatr i dzika przyroda. Jest ona wybawieniem i pułapką. Nagle pojawia się zmiana. Katalizator. Ktoś zaginął, ktoś został pobity, pojawia się tajemniczy paparazzo o czarze włoskiego uwodziciela, pojawia się studentka szukająca chłopaka i chłopak, szukający nie wiadomo czego. Coś się rozwiązuje, a coś innego komplikuje. Pojawią się tez neonaziści i zbrodniarz wojenny oraz piractwo przemysłowe. Wszystko, cała akcja wciąga swoim urokiem niespieszności, skandynawskim klimatem z trylogii „Millenium" i z filmów Bergmana. Wydaje się, że autorkom udało się wydobyć istotę uroku tamtych dzieł. Może bardziej kryminałów niż filmów. Widzimy bohaterów poddanych przyrodzie, na tyle w grupie, żeby czytelnik musiał zastanawiać się nad wzajemnymi relacjami i na tyle samotnymi, żeby każdy z nich musiał sam rozprawić się ze swoim życiem. Mnie dodatkowo zauroczyły listy do J. pojawiające się pod koniec każdego rozdziału. Są one inne niż treść fabuły, ale o niej mówią, ją komentują i analizują. Daje to wrażenie postmodernizmu, czyli prądu w literaturze, akcentującego podwójną fikcyjność literatury. Powieść ma pokazywać sobą, swoją strukturą, że jest powieścią, tworem umysłu pisarza. Mieliśmy więc „Beniowskiego" (jeszcze nie postmodernizm, ale dygresji tam było sporo), mieliśmy „Kochanicę Francuza" i „Imię róży". Tutaj też inicjały piszących sobie listy mylą, po treści mamy wrażenie, że to komentarze pisarskie. Wprowadzają one klimat filozoficzny, mówią na temat geografii i oceanografii, o postaciach z książki i o filmach Bergmana. O ile na początku widać, ze piszące do siebie listy są obojętne wobec akcji, niezaangażowane, to stopniowo postacie je pochłaniają. Wciągają. I już nie wiemy, czy akcja pochłania autorki tych listów, czy to listy angażują akcję. Świetnie skonstruowane niedopowiedzenie i wiele filozofii. A listy, piękne, takie starodawne. Powiem jeszcze, że w końcu czytelnik dowiaduje się, kto te listy pisał. I będzie to zaskoczenie. Książka jest troszkę zaskakująca poprzez te listy, ale i poprzez samą fabułę. Jest ciekawa, ale nieprzewidywalna. Wciągnięcie się w akcję nie opiera się na krwawych scenach, ale na polubieniu bohaterów, takiej magii miejsca. Coś jak „Przystanek Alaska". Tak, polecam tę książkę. Będziecie zdziwieni, ale i „wchłonięci" przez książkę'. Jest to wspaniała propozycja na długie jesienne wieczory. Niekonwencjonalna powieść Recenzent: Kora Mecel Księżyc myśliwych" to ceglasta powieść, która i tak pozostawia po sobie niedosyt. Autorki snują historię jak mantrę, plotąc ją z licznych nitek i sznureczków ludzkich losów. To zadziwiające jak nasze pragnienia, poczucie samotności i tęsknot się pokrywają. Okazuje się, że w gruncie rzeczy, wszyscy odczuwamy świat podobnie i pragniemy tego samego. Fragmenty opowiadające o historii zaginięcia młodej dziewczyny najbardziej zapadły mi w pamięć, ale trzeba przyznać, że cała książkowa kompozycja robi świetne wrażenie. Autorki napisały niekonwencjonalną powieść z elementami epistolarnymi. Pociągająca, fascynująca Recenzent: Marta Król Podróż z autorkami na odległą, mroczną wyspę Sylt, na której dzieje się akcja powieści, jest pociągająca, fascynująca; niemożliwe, aby przejść obok niej obojętnie. Autorki pisząc tę książkę były od siebie bardzo daleko, ale to nie przeszkodziło im, żeby stworzyć coś wyjątkowego. Ciężko nawet określić gatunek tej powieści, bo kryminalne śledztwo dopełnia tu filozofia, która zmusza do refleksji i mnóstwo informacji kulturalnych, które z kolei dopełniają naszą wiedzę na temat największych twórców minionego stulecia. Dawno nie zanurzyłam się tak głęboko i z tak wielką przyjemnością w narrację. I w komentarzach: Książki w eterze : Instynkt myśliwego drży pod skórą… Mroczna i tajemnicza jest wyspa Sylt, gdzie przypływy i odpływy morza nadają rytm zdarzeniom i emocjom ludzkim. Księżyc Myśliwych wzywa do ostatniego polowania. Jest przerażająco jasny, ogromny, tajemniczo chłodny i okrutny. Pod jego jasną poświatą dzieją się rzeczy najdziwniejsze. Powieść naznaczona niepokojem, niepewnością i sekretem, który kładzie swój palec na ustach bohaterów. Świadomość owego sekretu jest tak oczywista, że aż przytłacza. Mgła spowija najbliższa okolicę, chłód poranków nie nastraja pozytywnie, a Księżyc przeraża swą majestatyczną mocą. Jest jakaś poetyckość w narracji, która wprowadza czytelnika w istny trans przykuwający do kolejnej linijki, strony, rozdziału. Tajemnica, niczym wytrawny pająk, snuje swoją sieć i coraz więcej osób jest w nią wplątanych. Sporo tu ułudy pozornego szczęścia i panującego porządku, bo jest pewna powtarzalność, jakiś rytm, który nadaje wrażenia spokoju, ale zajrzenie pod podszewkę pozorów przynosi srogie zaskoczenie. Po więcej moich refleksji o tej książce oraz innych tytułów zzapraszam tutaj: http://ksiazkiweterze.pl Dzisiaj w "Magazynie na Weekend" rozmowa z red. Maciejem Pietrzakiem pt. "Fryzyjska wyspa pełna chłodnych tajemnic".
Zaczyna się tak: Pisząc "Księżyc myśliwych", ni spotkały sie ani razu. Dzięki filmom Bergmana, kuchni i morzu zostały literackimi siostrami, mimo oddalenia o 3 tysiąca kilometrów... TO KSIĄŻKA, PRZY KTÓREJ MOŻNA ZWOLNIĆ, ZASTANOWIĆ SIĘ, CO WAŻNE, ALE TEŻ ODPOCZĄĆ. Więcej: http://www.dziennikbaltycki.pl http://www.facebook.com/dziennikbaltycki |
O książce piszą:Kliknij tutaj, aby edytować. Archiwum:
Maj 2017
Categories
Wszystkie
|