http://lubimyczytac.pl/ksiazka/267582/ksiezyc-mysliwych
Wielki Buk 2015-10-23 To powieść pełna wyrafinowanych odniesień, perełek kulturowych – filmowych (Bergman, Bergman i jeszcze raz Bergman w każdym zdaniu), muzycznych (Krzysztof Komeda) czy literackich (Susan Sontag, Wiesław Myśliwski, Truman Capote, czy Karen Blixen), które same w sobie stanowią trop. To gra i zagadka, autorska partia szachów, zabawa mistrzyń marionetek, która wciąga i nęci, wykorzystuje tak bohaterów, jak i czytelników. Fascynująca, mroczna i niepokojąca tak jak zimne, północne morze opływające brzegi fikcyjnej wyspy. Linda | 2015-10-08 Nie wszyscy na pewno wiedzą, że ostatnio na niebie widzieliśmy czerwony księżyc – tytułowy księżyc myśliwych. Obserwowałam go uważnie, specjalnie wstałam w nocy i to jedno z ważniejszych doświadczeń mojego życia. Tylko ja i księżyc. No ale przechodząc do meritum – do książki, którą kupiłam własnie ze względu na tę wyjątkową noc. I wyjątkowo tez podeszłam do tej powieści, może dlatego wydała mi się zupełnie inna niż wszystkie książki jakie dotąd czytałam. Ma w sobie jakąś magię, uspokajającą moc, tajemnice, które chce się odkrywać a zarazem spokój i ciekawość przemyśleń autorek, które zaznaczają swoją rolę twórczyń dość wyraźnie. Bardzo podobała mi się też formuła listownej interpretacji i pokazania przez autorki, jak powstaje misternie skonstruowana, niezwykła i doskonała powieść. Coś kompletnie innego, warto przyjrzeć się formule tej powieści, bo inspiruje do głębszego przyglądania się symbolom, przeznaczeniu, losowi, który kieruje naszą egzystencją. Moja wypowiedź może wydawać się nieco chaotyczna, bo ta powieść jest tak bogata w przemyślenia, że tuż po lekturze ciężko je uporządkować. Niemniej zależało mi, żeby zarekomendować ,,Księżyc” jako coś godnego uwagi i poświęcenia czasu. To były chwile tylko ze mną, z wszechświatem i książką. Eli | 2015-10-07 Kompletnie nie wiadomo, co w tej powieści jest prawdą, a co tylko fikcją literacką. Bardzo spokojna, pełna natury, tajemnic i własnego rytmu powieść przeplatana jest listami autorek, które naprowadzają nas na znaczenia ukryte w książce albo wodzą nas za nos. Mnóstwo filozoficznych przemyśleń, które nadają życiu czytelnika nowe tory do myślenia, życia i myśleniu o życiu. Wgryza się w świadomość, uspokaja i relaksuje. Uczta literacka. Powieść absolutnie niezwykła i niezwykle alternatywna. Aż ciężko mi ją sklasyfikować, tak bardzo odstaje od znanych mi powieści, a czytam dużo. Każdy chyba musi sam się przekonać jak się tę książkę pochłania. Według mnie warto, ciekawa jestem opinii innych. Leszek | 2015-10-08 Na półkach: Przeczytane Przeczytana: 07 października 2015Myślałem, że w literaturze już nic mnie nie zaskoczy. Wciąż powtarzane formuły powieści i fabularne rozwiązania zaczęły mnie nużyć, aż w końcu pojawił się ,,Księżyc myśliwych” który zaskakuje na każdym kroku. Może dlatego jest taka niezwykła bo jej autorki pisały ją wspólnie będąc oddalone od siebie o tysiące kilometrów. Ma klimat trochę jak z filmów Lyncha, że czujesz niepokój, spokój i zaciekawienie i musisz, po prostu musisz dobrnąć do końca. Maialis | 2015-11-02 Mam na półce!, 2015, Przeczytane,Ulubione, Egz. recenzenckie, Nie oddam!
0 Comments
http://www.gandalf.com.pl/b/ksiezyc-mysliwych/
Aśka Loka 14/10/2015 Uwielbiam takie mgliste, niejednoznaczne i niepokojące powieści. Można się im oddać w całości i zupełnie oderwać od codziennego życia. Dodatkowym haczykiem, który na mnie działa jest to, że autorki opisują realną wyspę, na której naprawdę zdarzyły się opisywane i odkrywane zbrodnie. Nazizm, okrucieństwo człowieka i strach przed konsekwencjami dawnych czynów uderzają w misternie skonstruowanej obrazami powieści, którą polecam szczególnie fanatykom takim jak ja. Wika 14/10/2015 Poetycka w stylu i okrutna w przebiegu powieść dwóch autorek. Zawsze zdumiewa mnie, jak to możliwe by napisać książkę we dwie i to tak rozbudowaną, metaforyczną powieść kryminalną. Uwielbiam takie powieści w skandynawskim klimacie. Pasują idealnie na jesienne wieczory w kocu, przy herbacie. Uwielbiam rozwiązywać zagadki wraz z bohaterami i autorami. Mało co sprawia mi porównywalną frajdę. Smakota! Harmonia 14/10/2015 Księżyc Myśliwych liczy ponad 500 stron, ale mimo to śmiało stwierdzam, że książka jest oszczędna w słowa. Jej klimat tworzą obrazy pełne zimnego wiatru i morza, nostalgii, tęsknoty, tajemnicy i zbrodni. Niektóre obrazy zapadają w pamięć jak fotografie, a sceny, jak sceny z filmów najlepszych obrazotwórców tego świata http://kulturaonline.pl/ksiezyc,mysliwych,ksiazka,nie,krzyczy,wywiad,tytul,artykul,22834.html
2015-11-10 by KAROLINA GONTAREK Rozmawiamy z pisarkami, które dzieli od siebie kilka tys. kilometrów, a połączyła praca nad niezwykłą powieścią. Przeczytajcie wywiad z Katarzyną Krenz i Julitą Bielak. "Księżyc myśliwych" to jedna z ciekawszych powieści na polu rodzimej literatury sensacyjnej. Nastrojowy, nieoczywisty i pełen wysmakowanych nawiązań thriller powstał w wyniku współpracy dwóch autorek - Katarzyny Krenz i Julity Bielak. Oddalonych od siebie o ponad 3 tysiące kilometrów. Jak w takich warunkach pracuje się nad powieścią? Co zadecydowało o niezwykłej zawartości utworu? Postanowiliśmy zapytać autorki osobiście. Karolina Gontarek: Mówią Panie o tym, że myślą obrazami. Czy był konkretny obraz, który sprowokował napisanie "Księżyca…”? Julita Bielak: Malarstwo przewija się przez powieść, pełni ważną rolę. Przywołujemy konkretny obraz Eugène Delacroix, ale nie opisujemy dzieła. Los oceny świata poprzez obrazy jest zupełnie inny. Efekty twórczości malarzy, szkicowników, grafików, fotografików, wreszcie operatorów stanowią źródło, inspirację. Uczą podobnego kadrowania życia. Obraz jest jak tekst, staje się po kolei. Prowadziłyśmy z Katarzyną "księżycową grę”, bywało, miałam napisać "o czymś”, o czymś znaczącym. Szukałam fotografii, długo. Nie ta, nie tak, a może obraz? Czyj? Wyłączałam muzykę, tylko cisza, czasem przerywana stukotem nocnego tramwaju za oknem. Jest! Wybierałam, wstawiałam do listu. Nie przyglądałam się zanadto, pisałam parę zdań. Znowu rzucałam krótkie spojrzenie, na lustro, szachownicę, kilka szczegółów wystroju wnętrza.Książka, czytałam o tym, który to regał? Nie, to nie była książka, widziałam film - "Siódma pieczęć” Bergmana, przez Margarethe von Trotta, w wywiadzie dla Dwutygodnika.com, oceniany jako piorunujące wrażenie: Szok! Że w taki sposób można opowiadać! Każda z nas kolejno podchwytywała myśl, słowo, skojarzenie, rozwijała je, dopowiadała. Poczta przynosiła nowe wątki fabuły. Wszystko między Gdańskiem a Lizboną lub zupełnie innymi równie odległymi od siebie miastami. Dziś "Księżyc” przywodzi mi na myśl obraz Francisco de Zurbarana "Martwa natura z filiżanką”, wystawiony w National Gallery w Londynie: srebrny talerz, na nim biała filiżanka z czystą wodą, obok kwiatek róży. Wieczne poszukiwanie, wszystko, co ma swoje znaczenie, signatum. Katarzyna Krenz: Wychowałam się na sali baletowej, wiele godzin spędziłam za kulisami i na scenie Opery Bałtyckiej. To jest odrębny świat, który rządzi się własnymi prawami, a prawa te są niesłychanie surowe. Scena to sacrum, a taniec to sztuka wpisana w mięśnie, nie da się jej wymazać z pamięci. Pewnie dlatego postrzegam życie jako teatr, a przestrzenie wokół mnie jako scenografię. Pisząc, widzę całe sekwencje obrazów, gestów, ruchów, które układam jak choreografię. Podobnie domy i wnętrza muszę najpierw zobaczyć „rozrysowane” w najdrobniejszych szczegółach. Jeśli sceny nie widzę, wówczas słowa umykają, myśl nie zyskuje zakotwiczenia w obrazie, sytuacja traci sens. Na moim biurku zawsze stoją aktualne „dekoracje” – widoki, rzuty, plany i perspektywy - które pod moje dyktando rysuje dla danej książki mój mąż architekt. Dzięki temu wiem dokładnie, jak wygląda kuchnia Evy, salon pana Meyera czy pracownia Vincenta, poruszam się swobodnie po wnętrzach, potykam się na progu, omijam fotel, zahaczam o kant starego biurka, jakbym to ja tam mieszkała. Jakie znaczenie ma umiejscowienie akcji powieści na wyspie? KK: Dla mnie wyspa to pojęcie głęboko metaforyczne. Jest w niej coś z bańki mydlanej albo grudki bursztynu, wszystko tam widać bardziej wyraziście, czasem bajkowo, a czasem w zaskakującym odkształceniu czy przetworzeniu obrazu. Wyspa mówi nam o wyodrębnieniu, odcięciu, zmusza do poruszania się w wyznaczonych przez morze granicach. Gdzieś tam za horyzontem istnieje jakiś "inny świat”, nieważne, znany już czy jeszcze niepoznany, zawsze – trudno dostępny. Droga ku niemu jest wyzwaniem, które wymaga od nas odwagi, wysiłku i wytrwałości. W Słowniku symboli Cirlota czytamy: Wyspa to złożony symbol o rozlicznych sensach. Według Junga, wyspa jest schronieniem przed groźnym atakiem morza nieświadomego, tj. syntezą świadomości i woli. Jung podąża tu za doktryną indyjską, według której wyspa pojmowana jest jako punkt metafizycznej mocy, w którym skupiają się siły bezbrzeżne oceanu. Wyspa jest więc kwintesencją tego wszystkiego, co kojarzy nam się z odosobnieniem, samotnością, a nawet śmiercią, gdy świadomość odcięcia od świata bliska jest odczuciu bezdechu, braku powietrza. Ale to właśnie dzięki temu wyspa niejako zmusza nas do przemiany: ponieważ nie możemy odejść, musimy sobie radzić, musimy trwać. I powoli zaczynamy konstruować swój własny modus vivendi. W historii świata mamy wyspy szczęśliwe i wyspy przeklęte, magiczne i – bezludne. Nasza "Księżycowa” wyspa stała się portem macierzystym i schronieniem dla niejednego wędrowca. Czy szczęśliwym? Odpowiedź nigdy nie jest jednoznaczna, ale może to dobrze? Dzięki temu pozostaje pole dla tajemnicy. Bo czymże byłoby życie bez tęsknoty za nieznanym? JB: Oglądnęłam "Matnię” Polańskiego, ile mogłam mieć lat? Osiemnaście? A kino "Polonia” w Sopocie. Wraz z muzyką Krzysztofa Komedy, Cul-de-sac pozostała we mnie. Nie jako wyspa szczęśliwa, ale twarz życia. Dziwne, uwierzyłam, że takie jest, że takie może być, groteskowe. Straszne, duszne i zimne zarazem, a ludzie nieprzewidywalni. Film przemówił do mnie silniej, niż niektóre wakacyjne wyspiarskie opowiastki spod palm, że dookoła lazurowe morze, a piasek taki bialutki, po prostu raj. Taki raj bywa zapowiedzią sekretów i grozy, a na zasnutej mgłą, chłodnej wyspie tajemnica już jest, już się dzieje. Pod palmą błąka się też nuda, ile godzin ostrego słońca uda się zapełnić powtarzalnymi figurami lambady? Do mglistej dołączyła wyspa Tove Jansson, przeczytałam biografię artystki zakochanej w Kummelskar, potem w Bredskar, a na końcu w Klovharun. Zadziwiająco wiele osób snuje marzenia o wyspie. To metafora wolności, otwartości a zarazem izolacji, albowiem na wyspie można tworzyć własną rzeczywistość. A gdyby jeszcze latarnia morska... Napisały Panie powieść wspólnie, wymieniając jedynie listy. Pierwsze spotkanie miało miejsce dopiero podczas korekty tekstu. Jak wyglądał proces twórczy? Co sprawiało największą trudność? JB: Uśmiecham się, wspólne pisanie było wyjątkowo dobrym czasem. Codzienność wygrywała na werbelku sprawy do załatwienia, kłopoty, smutki, radości. Obok nich, zamazując kontury rzeczywistości, pojawiały się księżycowe postaci, ich losy, przygody. Widocznie takie doświadczenie było nam potrzebne. „Nie kończmy, piszmy dalej” brzmiało w listach. Co nie znaczy, że nie dyskutowałyśmy; pojawiały się nowe postaci, inne miejsca akcji, skreślenia całych stron tekstu, zakłócających kompozycję, puls. Z łacińskiej klasy wyniosłam zwyczaj wystukiwania rytmu w czasie czytania, prawdziwa plaga. Dokonywałyśmy zmian, bo spotkałyśmy intrygujących ludzi na swej drodze, czy odbyłyśmy podróż prawdziwą lub wyimaginowaną. A przecież wyjeżdża się tylko po to, żeby wrócić. I wracałyśmy. KK: Dialog kojarzy nam się z sytuacją, w której dwoje rozmówców siedzi naprzeciwko siebie i wymienia myśli i poglądy, podkreślając własne racje spojrzeniem, gestem, mimiką, głosem. Wszystko jest widoczne, dzieje się tu i teraz. Jednak gdy zastanowimy się nad tym głębiej, dialog to w istocie każda rozmowa, każda wymiana myśli – niezależnie od odległości. Czas i miejsce nie grają tu roli, chodzi o pole naszej własnej i partnera dialogu wolności w formułowaniu myśli, opinii, teorii. Ważne jest, byśmy się siebie nawzajem umieli słuchać. W naszym pisaniu pojawiło się coś jeszcze. Każdy twórca – nie tylko pisarz – zazwyczaj tworzy dla określonego odbiorcy. Myślimy o nim jako o pewnym odbiorcy zewnętrznym (czytelnicy, widzowie, publiczność), lecz w istocie jest on odbiorcą mocno uwewnętrznionym, którego każdy z nas przeczuwa czy wyobraża sobie, filtrując przez pryzmat własnego doświadczenia. "Księżyc” powstawał w wyniku rzeczywistej wymiany myśli między dwiema osobami, a to oznaczało, że każda z nas miała rzeczywistego czytelnika i zarazem nim była – dla tej drugiej . Pozostawałyśmy niejako w ukryciu, ale otwarcie oceniałyśmy zmiany i nowe partie tekstu i same dopowiadałyśmy swoje pomysły. Miałyśmy pełną swobodę, bez ograniczeń czasu i miejsca, jakie niewątpliwie narzucałaby rozmowa w bezpośrednim spotkaniu. Pisanie zyskiwało element napięcia, dynamiki wewęntrznej, energii. Sytuacja rzadka, nie na tyle jednak, jak by się mogło wydawać. Istnieje całkiem pokaźna lista dzieł stworzonych przez dwóch autorów, że wspomnę o braciach Strugackich czy duecie mistrzów kryminału amerykańskiego, ukrytych pod wspólnym pseudonimem Ellery Queen. Takie duety zazwyczaj tworzą swoje dzieła – powieści, scenariusze, prace naukowe – w ścisłym kontakcie, często rodzinnym: bywają to bracia, siostry czy kuzyni, zdarzają się małżeństwa, wspólnie piszą przyjaciele czy koleżanki z czasów studenckich. My natomiast pisałyśmy, niemal się nie znając, na odległość. Porozumiewałyśmy się jedynie za pośrednictwem e-maili, żadnych telefonów, żadnych spotkań. Nie był to zamierzony "chwyt”, raczej sytuacja życiowa i geograficzna. Ale właśnie dzięki temu "Księżyc” zyskał dodatkowy wymiar pewnego niedopowiedzenia czy wręcz meta-zagadki. Powieść skonstruowana jest w taki sposób, że fragmenty fabularne przeplatane są "listami autorek” – biorę je w cudzysłów, bo mimo pozoru autentyczności stanowią element autotematycznej kreacji. Dlaczego znalazły się w powieści? Czemu mają służyć? JB: "Księżycem myśliwych” mówimy do Czytelnika, snujemy opowieść o prawdzie, miłości, dobru, złu, byciu i staraniu się, zmianach i przemianach, strachu, jeśli nie szeptem, to półgłosem. Tak w kultowej scenie z filmu "Fanny i Alexander” Helena czyta wnukowi. Naszaksiążka nie krzyczy, daje czas, moment zatrzymania. W czarno-białym wymiarze czasu, planami dobarwianym. Zaciemnianym. Listy świadomie pozwalają spojrzeć z dystansu na fabułę, wprowadzają do niej lub wprost przeciwnie – gmatwają, pozwalają przyjąć bądź odrzucić prawdę. Z wiary w przenikliwość Czytelnika. KK: Z wiary w potrzebę zatrzymania się. Człowiek współczesny poddał się bezwzględnemu dyktatowi czasu. Wszyscy usiłujemy dotrzymać kroku, pędzimy bez opamiętania, zapominając, że nie jest to konieczne, a przynajmniej nie bez przerwy. Starzy Indianie znani byli z wytrzymałości na trudy wędrówki, a jednak i oni co pewien czas przysiadali na skraju drogi. Na pytanie o przyczynę, odpowiadali, że nie, nie są zmęczeni, tylko usiedli, żeby zaczekać na swoją duszę. Bo nasze dusze wędrują wolniej niż ciała. Moje doświadczenie lektury "Księżyca…” wiązało się z niesamowitą hipertekstualnością powieści. Nie chciałam czytać jednym tchem. Zostawiają Panie tropy filmowe, muzyczne, fotograficzne, których trudno nie podjąć. W jednym z listów znalazł się nawet link do YouTube (!). Czy to przykład ujawniania warsztatu czy wskazówki interpretacyjne dla czytelnika? KK: Raczej zaproszenie, wynikające z wiary, o której mówiłyśmy wyżej, odpowiadając na poprzednie pytanie. Zaproszenie do rozmowy, do spojrzenia na pewne sprawy pod innym kątem. Spokojniej, z namysłem. To wreszcie zaproszenie do pójścia pewnymi tropami, niekoniecznie razem z nami czy śladami naszych bohaterek piszących listy. Może to zabrzmi górnolotnie, ale te ślady pozostawili nasi mistrzowie. Nie przychodzimy znikąd, ktoś zaprogramował nas kulturowo, zapisał pewne tropy i znaki, które nadal są aktualne. Listy w „Księżycu” możemy czytać w takim układzie, w jakim się pojawiają. Ale równie dobrze można je oddzielić od losów bohaterów i najpierw przeczytać sam wątek fabularny, a dopiero potem zasiąść w fotelu z filiżanką kawy i zajrzeć do listów w poszukiwaniu wykładni czy dopowiedzenia. JB: Wybiegam przed szereg, choć nie mam potrzeby mówienia wprost. Wspomniałam już o znaczącej roli Czytelnika, który na etapie gotowej, zamkniętej książki staje się jej współautorem, interpretatorem. Uczestnikiem gry, a im więcej o grze wie, tym staje się lepszym graczem, nie daje się nabrać. Ocenić aspektu warsztatu nie mogę, jestem stroną w sporze. Jesteśmy po pełni Księżyca Myśliwych. Czy odczuły Panie jego wpływ? Czy "polują” Panie na kolejne tajemnice i historie? JB: Znowu się uśmiecham, noc jest przyjacielem moim, z nią – księżyc. Wbrew pozorom nocą człowiek czuje się mniej samotny. W blasku księżyca wszyscy robimy dziwne rzeczy – wtedy, gdy czuwamy, i kiedy śnimy. Naukowe autorytety twierdzą z mocą, że pełnia księżyca ma jedynie wpływ na odpływy i przypływy morza. Na nic innego, na nikogo. Czym różnię się od morza poza pokorą? Nie jestem gwiazdą, jestem częścią natury. Źdźbłem trawy na wydmach kołysanym przez wiatr, jarzębiną, nietrwałym dziełem Twórcy. A historie, one same do mnie przychodzą. Na co dzień nasza percepcja działa wybiórczo: zdarzenia dzieją się w ledwie zarysowanej przestrzeni, z udziałem kilku kluczowych rekwizytów, w tym również dźwięków wyłuskanych z otoczenia przez nasz zmysł obserwacji. Kilku, tak, na więcej podobno nasz mózg sobie nie pozwala, by nie zwariować. Wędruję z zeszytem w śmiesznej okładce, patrzę, sucham, zapisuję, wyciągam wnioski. Przyglądam się ludziom raz chłodno, to znowu z nutą pobłażliwości, zaciekawieniem, usprawiedliwieniem. Jest takie niderlandzkie powiedzenie cytowane przez Piotra Oczkę w jednej z jego prac, powielam, ładnie brzmi, niderlandzki znam jedynie ze słyszenia: Doe normal, dan doe je al gek genoeg – Zachowuj się normalnie, wtedy jesteś dostatecznie szalony. KK: Księżyc jest odległy od Ziemi o 380 tysięcy km i z każdym rokiem podobno się od nas oddala. A jednak ma w sobie moc zdolną poruszać morza i oceany. A czy my nie jesteśmy w 70% - wodą? Jedni czują wpływ Księżyca mocniej, inni pozostają nań nieczuli, a może nie są tego wpływu świadomi. Mimo to Srebrny Glob w każdym z nas budzi niezwykłe emocje. To jedyne ciało niebieskie, do którego podróżowali i na którym wylądowali ludzie. Dwunastu śmiałków, którym się to udało, postrzegamy jako bohaterów, którzy spełnili marzenie ludzkości. Jestem przekonana, że gdyby nie to nasze wspólne z Julitą bezsenne zapatrzenie w księżyc, "Księżyc myśliwych” by nie powstał. Historie i tajemnice? Oczywiście, wszyscy na nie polujemy, nie tylko pisarze i scenarzyści. Człowiek jest z natury ciekawy, nasłuchuje i tropi dla samej pasji nasłuchiwania. Nie tylko w sztuce instynkt poszukiwania tego, co nowe, jest podstawowym mechanizmem postępu. Czy wybiorą się Panie na Sylt? JB: Ależ ja tam bywam. Mam swój Sylt, na mój prywatny użytek. KK: Księżyc zatarł mi skutecznie granice między fikcją a rzeczywistością. Rzeczywista wyspa stała się fikcją tylko po to, by fikcyjna wyspa zmieniła się w moją prywatną rzeczywistością. Pokochałam ten nasz nierealny, wyśniony, księżycowy Sylt. A co będzie, jeśli tam pojadę i zamiast Vincenta i Ros e, Jasmine i Cyryla, Evy i Johannesa spotkam na ulicy samych nieznajomych? http://atociwynalazek.blogspot.com/2015/11/dream-list-books-uwolnic-ksiazki.html?spref=fb niedziela, 8 listopada 2015 "Dream-list books" - Uwolnić książki! Przedwczoraj przedstawiałam pomysł jak książki mogą pomóc przegnać depresję. Dzisiaj chciałabym podzielić się kolejnym pomysłem, który zawsze poprawia mi humor, a mianowicie mam na myśli obdarowywanie najbliższych. Tak już mam, że sprawia mi to większą przyjemność, niż bycie obdarowywaną. Postuluję zatem uwolnienie książek. Po co czekać na 8 czerwca, jak można zrobić to już dzisiaj. W związku z akcją Dream - list books wraz z Grupą Wydawniczą Znak, chciałabym przedstawić listę siedmiu książek, które moim zdaniem powinny zostać uwolnione jak najszybciej. 1) Katarzyna Krenz, Julita Bielak Księżyc myśliwych - najbardziej niepokojąca powieść ostatnich lat napisana przez oddalone od siebie o tysiące kilometrów autorki. Opowieść snuta niczym gęsta mgła o wydarzeniach na wyspie Sylt, gdzie Księżyc wpływa na zachowanie mieszkańców. Tajemnicze zaginięcie Thomasa i jego córki, a następnie pojawienie się czarującego nieznajomego może być kluczem do rozwiązania tajemnic. Wraz z fazami Księżyca Sylt odkrywa wszystko to, co do tej pory pozostawało w ukryciu. Książkę najchętniej uwolniłabym dla samej siebie - tak intrygująca historia od razu zdobyła moje serce. Przy okazji mogę zdradzić, że recenzja powieści ukaże się na moim blogu już wkrótce. 2) Donna Tartt Szczygieł - historia o kradzieży obrazu przez człowieka cudownie uratowanego z wybuchu. Powieść drogi ukazująca ukształtowanie osobowości głównego bohatera. W związku z tym, że Szczygieł to ulubiony obraz mamy głównego bohatera, ja tę książkę uwolniłabym nie tylko dla mojej mamy, ale dla wszystkich mam. 3) Jandy Nelson Oddam ci słońce - historia rozłamu między kochającym się bliźniaczym rodzeństwem. Powieść o trudnych uczuciach, relacjach, pogodzeniu z losem. Tę książkę z największą przyjemnością uwolniłabym dla mojej siostry i myślę, że byłaby idealnym prezentem dla każdego, kto posiada rodzeństwo. 4) Helen Rappaport Cztery siostry. Utracony świat ostatnich księżniczek z rodu Romanowów - historia prywatnego życia córek Mikołaja II to z pewnością książka idealna do uwolnienia dla wszystkich zapaleńców historii Rosji i caratu, może warto podrzucić ją historyczce, co by darowała sobie robienie trudnego sprawdzianu. 5) Fannie Flagg Babska Stacja - za sprawą jednego listu Sookie wyrusza w daleką podróż do Kaliforni, gdzie poznaje niezwykle charyzmatyczną i pomysłową Fritzie i dowiaduje się, że kobiety mogą prowadzić stację paliw i świetnie dawać sobie radę. Książkę o niesamowitych kobietach uwolniłabym dla wszystkich super babek (czyt. wszystkich babek), żeby pamiętać jaka siła w nas tkwi. 6) Dario Fo Córka papieża - opowieść o życiu Lukrecji, córki kardynała Rodrigo de Borgii, który został później papieżem Aleksandra VI. Fo przedstawia życiorys kobiety nietuzinkowej, tajemniczej, wzbudzającej wiele kontrowersji. Staje w jej obronie, by jej obraz nie został zafałszowany przez serial Rodzina Borgiów. Książkę uwolniłabym dla wszystkich wierzącym plotkom, by wiedzieli, że zawsze istnieje druga strona medalu. 7) Kristina Sabaliauskaitė Silva rerum - kronika rodzinna opisująca losy rodziny Narwojszów. Rodzinna saga rozgrywająca się w siedemnastowiecznej Litwie przypominająca historię Europy. Książkę uwolniłabym dla wszystkich, byśmy w myśl słów Olgi Tokarczuk przypomnieli sobie mimochodem, że historia Europy Środkowej jest wspólną opowieścią. Moje typy znacie i mam nadzieję, że przypadły Wam do gustu. Jakie książki uwolnilibyście dla swoich znajomych?
http://fabryka-dygresji.blogspot.com/2015/11/ksiazka-dla-feministki.html Książka dla feministki Nie wiem, czy jesteście świadomi, ale wyczytałam jakiś czas temu w Internetach, że 7 listopada to Dzień Feministki.Oficjalny czy nieoficjalny? Międzynarodowy czy lokalny? Nieistotne. Grunt, że kobieta z klasą powinna czytać. Jeśli więc macie chętkę na dobrą lekturę, zróbcie sobie koniecznie prezent na 7 listopada. Panowie zaś - zadbajcie o swoje kobiety. Zamiast ciastkami, nakarmcie je dobrą literaturą! Poniżej przedstawiam Wam listę 10 lektur*. Każda z nich to według mnie idealna książka dla feministki. Tak się składa (nie do końca zresztą przypadkowo), że wszystkie z nich możecie kupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Znak.Koniecznie dajcie znać w komentarzu, jakie inne książki powinna przeczytać kobieta z klasą i wspólnie stwórzmy później o wiele dłuższą listę. Jeśli zaś mieliście już styczność z pozycjami, o jakich dzisiaj Wam opowiem, również proszę Was o opinie. Przyznam się bez bicia, że mam ogromną ochotę na poniżej prezentowane lektury, ale żadnej z nich do tej pory jeszcze niestety nie czytałam. 1) Dziennik, Anne Frank To jest ta trudność dzisiejszych czasów: ideały, marzenia, piękne oczekiwania jeszcze się nie zdążą rozwinąć, a już zostają trafione i totalnie zniszczone przez najbardziej przerażającą rzeczywistość. Tymi słowami zaczyna się Dziennik Annelies Marie Frank, nastoletniej Żydówki, która przez ponad dwa lata ukrywała się wraz z rodziną w Amsterdamie przed zesłaniem do obozu zagłady. Dziewczyna opisuje swoje spostrzeżenia i wchodzenie w dorosłe życie w nietypowych, tragicznych warunkach. Mimo egzystowania w zamknięciu, tekst Dziennika poraża optymizmem, wiarą w ludzi oraz sporo mówi o dorastaniu. Jestem przekonana, że to bardzo ważny utwór w historii literatury, a jego lektura doda mądrości, odwagi oraz empatii. 2) Cesarzowa wdowa Cixi, Chang Jung O Cixi dowiedziałam się z powieści autorstwa Anchee Min pt. Cesarzowa Orchidea. Zbeletryzowana, porywająca historia kobiety, która decydowała o losie 400 milionów ludzi, tak bardzo przypadła mi do gustu, że zapragnęłam poznać losy Cixi bez literackich ubarwień. Autorka książki, Chang Jung, dołożyła wszelkich starań, by przedstawiony w książce wizerunek władczyni Chin był jak najwierniejszy i w tym celu zgłębiała najrozmaitsze źródła, m.in. zawierające 12 milionów dokumentów Pierwsze Archiwum Historyczne Chin. Myślę często, że na świecie nie ma chyba kobiety mądrzejszej ode mnie. Choć słyszałam wiele o królowej Wiktorii, wciąż nie sądzę, by jej życie było w połowie tak ciekawe i urozmaicone jak moje. Spójrz na mnie, ode mnie zależy los 400 milionów ludzi. To słowa samej Cixi. Nawet, jeśli trącą narcyzmem, nie można chyba zaprzeczyć, że była niesamowitą kobietą, prawda? 3) Białe zęby, Zadie Smith Dawno, dawno temu, biegamy z Julitą po Starym Browarze, zastanawiając się, co kupić Weronice na urodziny. Jedynym słusznym wyborem jest książka. Ale jaka? Jaką książkę kupić starej, obecnej i przyszłej przyjaciółce? To musi być coś wyjątkowego! W nasze ręce wpadają Białe zęby. Od razu wiemy, że to ta, a nie inna lektura nada się na tę okazję. Bo to też przecież książka o przyjaźni. I o kobietach. Kobiety na ogół nie potrafią zerwać z rodziną i przeszłością, ale mężczyźni zachowali tę pierwotną zdolność. Po prostu zrywają z tym, zupełnie tak jakby odklejali sztuczną brodę, i dyskretnie, cichcem wracają do społeczeństwa, kompletnie odmienieni. Teraz żałuję, że nie kupiłam egzemplarza książki również dla siebie. Dowiedziałam się, niedługo po zakupie, że to debiut wybitnej brytyjskiej pisarki. W Białych zębachZadie Smith przedstawia losy trzech rodzin emigrantów, mieszkających we współczesnym Londynie. Wczytując się we fragmenty, odnalazłam nie tylko sporo mądrości, ale i zachłysnęłam się wręcz cudownym stylem autorki. Pragnę wręcz więcej i mam nadzieję, że niebawem uda mi się przeczytać Białe zęby. W końcu książka ta znalazła się w zestawieniu 100 najlepszych angielskich powieści magazynu TIME. Przypadek? Nie sądzę! 4) Smażone zielone pomidory, Fannie Flag Film, który powstał na motywach tej powieści, jest chyba już w pewnej mierze kultowy. Pamiętam, że w latach dziewięćdziesiątych moja mama co chwila go oglądała i bez przerwy się nim zachwycała. Nie pamiętam już za dobrze fabuły, ale wiem, że jeśli będę ją sobie odświeżać, to najpierw na pewno sięgnę po książkę, pełną ciepła, przyjaźni i kobiecości. Lata trzydzieste, Alabama - ach, jak cudownie to brzmi! Dwie przyjaciółki, Idgie i Ruth, otwierają kawiarenkę, którą oprócz magicznego aromatu kawy i przepysznych potraw wypełniają iskry namiętności, radość, miłość, a czasem gniew, rozgoryczenie oraz... zbrodnia. To, co mnie najbardziej w książce interesuje, to jednak nie historia, a jej prostota i aktualność. Choć została wydana po raz pierwszy blisko trzydzieści lat temu, w świecie kobiet niewiele się zmieniło od tego czasu. Kiedyś była dziewicą, by jej nie wyzywano od puszczalskich i dziwek; wyszła za mąż, by jej nie wyzywano od starych panien; udawała orgazm, by jej nie wyzywano od oziębłych; urodziła dzieci, by jej nie wyzywano od bezpłodnych; nie została feministką, by jej nie wyzywano od dziwaczek nienawidzących mężczyzn; nigdy nie narzekała i nie podnosiła głosu, by jej nie wyzywano od zrzęd... 5) Wszystkie lektury nadobowiązkowe, Wisława Szymborska To, że Szymborska wielką poetką była, jest i będzie na wieki, to chyba wszyscy już wiedzą. Ale nie każdy słyszał o jej felietonach, prezentowanych w zbiorze pt.Wszystkie lektury nadobowiązkowe. Po staroświecku uważam, że czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła. Znacie ten cytat, prawda? Z wielką chęcią pobawiłabym się w czytanie felietonów Szymborskiej, tym bardziej, że postrzeganie tej kobiety wyłącznie poprzez pryzmat jej wierszy wydaje się być ogromnym spłyceniem jej obrazu, jakkolwiek głębokie jej poezje by nie były. Jak bardzo będzie można identyfikować się z polską noblistką? To się okaże, ale mam wrażenie, że każda dziewczyna i kobieta będzie mogła wyłuskać z tekstów coś dla siebie. A ponad wszystko delektować się pierwszorzędną literaturą. 6) Szum, Magdalena Tulli Ta, która wydaje nas na świat, a później przed nim broni. Ta, której najbardziej chcemy zaimponować, i którą najbardziej krzywdzimy, nawet, jeśli tak bardzo tego nie chcemy... Matka. Być może właśnie nią jesteśmy w czasie teraźniejszym lub przyszłym. Pewnie chcemy tego z całego serca lub boimy się nawet o tym pomyśleć. Powieść Szum Magdaleny Tulli to podobno najbardziej osobista książka tej wybitnej polskiej twórczyni. Chciałabym móc ją poznać, by zobaczyć, jakim ogromem odwagi musiała posłużyć się pisarka, żeby wydać taki utwór. O relacjach matka-córka zawsze było mi bardzo trudno pisać. Nic dziwnego. To najważniejsza więź w moim życiu. Być może dzięki lekturze okazałabym się choć trochę lepszą córką lub wreszcie się zdecydowała, czy wychowanie dziecka to coś, czemu byłabym w stanie sprostać... Lektura wydaje się też poważnym utworem o dorastaniu. Tak, koniecznie muszę ją przeczytać! Kto utraci bezkarność z miejsca staje się dorosły. A dorosłość to równia pochyła, wiadomo dokąd prowadzi. 7) Jolanta Sylwia Chutnik Jola to dziewczyna, która prześlizguje się przez życie, starając się, by możliwie jak mniej ją zabolało. Urodzona w latach osiemdziesiątych, dojrzewa, kończy szkołę, wychodzi za mąż i... ucieka z domu. Dlaczego? Co kryje się w umyśle kobiety, decydującej się na tak drastyczny krok? I czy przez chwilę nie pomyślała o tym każda z nas...? Bądź dla innych miła i taka, jaką chcieliby cię widzieć. Wtedy nie napytasz sobie biedy, nikt ci niczego nie udowodni. W ogóle się od ciebie odczepią, bo zwyczajnie o tobie zapomną. "Nie mówić, nie ufać, nie odczuwać". Być miłą. Wypadałoby przeczytać wreszcie książkę jednej z największych i najszlachetniejszych polskich feministek, której utwory trzykrotnie nominowane były do Nagrody Literackiej Nike. Wierzę, że wkrótce mi się to uda. 8) Tramwaj zwany pożądaniem i inne dramaty, Tennesee Williams Spójrzcie tylko na tę piękną, intensywnie czerwoną okładkę! (Jeżeli ktoś jeszcze nie wie, czerwień to mój ulubiony kolor, który uważam za bardzo kobiecy - wiecie, czerwone szpilki, czerwona kiecka, czerwone paznokcie, czerwona szpilka, czerwień wojny, jaką musimy toczyć każdego dnia z trudnym życiem, czerwień krwi cieknącej z poszarpanych od namiętnych pocałunków ust i krwi wyciekającej co miesiąc z naszego łona). Literatura to nie tylko reportaż, biografia, felieton, poezja czy powieść. To również dramat, często tak pomijany pośród innych gatunków. Tramwaj zwany pożądaniem to kultowa książka, zekranizowana w 1951 roku. W filmie główną rolę zagrał Marlon Brando, o którym na pewno wszyscy słyszeli, lecz któż w rękach trzymał książkę jednego z najwybitniejszych amerykańskich dramaturgów minionego wieku? Wydanie, które prezentuje Wydawnictwo Znak, to nie tylkoTramwaj, ale i inne porywające utwory Williamsa, przełożone przez Jacka Poniedziałka. Ślinka cieknie! 9) Bracia Karamazow, Fiodor Dostojewski Ale zakochać się to nie znaczy kochać. Zakochać się można nienawidząc. Kobiety kobietami, ich namiętności, pragnienia, spory i problemy chlebem codziennym, ale nie zapominajmy, że bez mężczyzn nasz świat przestałby zupełnie istnieć! Dlatego kolejną dobrą książką dla feministki będzie coś z klasyki. Idealnie nadadzą się do tego celu Bracia Karamazow, czyli najwybitniejsza chyba powieść Fiodora Dostojewskiego. Czterej bracia, jedna zbrodnia: ojcobójstwo. Jestem niezwykle ciekawa tego utworu, ponieważ do Dostojewskiego zraziła mnie Zbrodnia i kara, przez tak wielu ogłoszona dziełem genialnym. Teraz chciałabym zweryfikować mój pogląd na twórczość autora. Męski świat pełen surowości, pierwotnych instynktów, siły i mroku jest bardzo, bardzo pociągający... Nie ma to jak rozkoszować się nim, kiedy opisany zostaje w mistrzowski sposób! 10) Księżyc myśliwych, Katarzyna Krenz, Julita Bielak Ostatnia pozycja intryguje mnie po trosze enigmatycznym opisem, jednak w większej mierze chęcią oceny twórczości Katarzyny Krenz, doświadczonej już autorki oraz debiutującej Julity Bielak. Ponoć panie pracowały nad powieścią, będąc oddalonymi od siebie setki kilometrów, nie spotykając się w świecie rzeczywistym, a jedynie korespondując ze sobą. Taki system przypomina mi dawne czasy, kiedy powstawały moje pierwsze opowiadania współtworzone w brulionie wraz z przyjaciółkami oraz prowadzenie strony internetowej z ocenami blogów. Ach, sentymentalnie się zrobiło. Mam nadzieję, że książka będzie dowodem, iż kobiety potrafią się porozumieć, bez względu na poglądy i odległość, a zatem że kobieca solidarność nie jest tylko mitem. Świętujcie 7 listopada godnie i z kulturką. Lektura to sprawdzony sposób na każdą okazję, więc mam nadzieję, że przygotowana przeze mnie lista książka dla feministki przydatna będzie przez cały rok. Dorzucajcie swoje propozycje! http://www.ich4pory.pl/2015/11/wloczykij.html 6 LISTOPADA 2015 Nosi mnie! Syndrom Włóczykija W poprzednim życiu chyba byłam bocianem. Kiedy nastają pierwsze chłody, bardzo chcę gdzieś wyjechać. Berlin, oddalony o jakieś 8 godzin jazdy pociągiem, przygotowuje się do jarmarku świątecznego. Praga, od której dzieli mnie jedna noc w kuszetce, pełna jest stoisk z trdelnikami i grzanym winem. Na północy Europy zorza faluje na niebie. Czekają na mnie wiedeńskie muzeum Klimta, barcelońska La Rambla czy wąskie uliczki paryskiego Montmartre. A ja duszę się w Krakowie. Nie tylko z powodu smogu, psychicznie też. Jestem uziemiona. Mogę tylko planować jak najwięcej weekendowych wyjazdów. Siedzenie w domu wychodzi mi bokiem, a opuszczenie domu bez maski przeciwpyłowej grozi uduszeniem. Kiedy Asia z bloga Book me a Cookie napisała mi o nowej akcji z Wydawnictwem Znak, od razu wiedziałam, jak będzie wyglądać moja książkowa wishlista. Przecież od lat dzięki literaturze zwiedzam najróżniejsze miejsca i światy, nie ruszając się z fotela. Teraz też mogę tak podróżować. Lepsze to niż nic! "Podaruj mi miłość" to książka, która przywraca wiarę w magię świąt. To trochę taka książkowa wersja filmu "Love, Actually". Do poczytania przed kominkiem, przy herbacie i pierniczkach. "Ale kosmos!" - popularnonaukowa pozycja autorstwa Mary Roach, która w swojej karierze pisarskiej zwiedzała już kostnice, zaświaty i ludzki układ pokarmowy. Sama nie mam szans na lot w kosmos, a już na pewno nie w najbliższej przyszłości, więc chociaż sobie o tym poczytam. "Babska stacja" dzieje się w Kalifornii. Autorka niezwykle sugestywnie potrafi opisywać życie amerykańskiej prowincji, co wiem już z kultowych "Smażonych zielonych pomidorów". Historia Sookie wydaje się bardzo obiecująca. Po "Swoją drogą" chętnie sięgnę w ciemno, bo bardzo lubię czytać o podróżach okiem Tomka Michniewicza. Byliśmy już razem na drogach, których nie ma i przeżyliśmy gorączkę złota, więc teraz też na pewno będzie świetnie. "Smak szczęścia" jest kolejną książką Agnieszki Maciąg, która traktuje o dobrym życiu w stylu slow. Potrzebuję tego spowolnienia, wyprawa do krainy powolności bardzo mi się przyda. "Księżyc myśliwych" zabiera w podróż na wyspę Sylt - mroczną i pełną tajemnic. Jesień to idealny czas na takie lektury. Kryminały zawsze najlepiej smakują mi, kiedy za oknem robi się chłodno. Kiedy przeczytałam "Kochaj wystarczająco dobrze" Agnieszki Jucewicz, czułam niedosyt, który ma szansę zaspokoić "Seks. Pozycja dla praktykujących" (i to wcale nie zabrzmiało wieloznacznie). Książka to zbiór wywiadów z ekspertami, poruszającymi istotne i dyskusyjne kwestie związane z życiem intymnym. Fascynująca lektura... i świetny temat do rozmów z mężem. Albo z przyjaciółkami. Ten wpis to pierwsza część moich prezentowników na ten rok. Postanowiłam stworzyć taki cykl, bo mam dość tych wszystkich komercyjnych porad w rodzaju "kup mężowi tablet za 3 tysiące, a mamie perfumy za 2,5". O wartości prezentu przesądzają przecież starania i intencje darczyńcy. Dlatego będę Wam jeszcze polecać różne fajne rzeczy, których wspólnym elementem jest dwucyfrowa cena. A teraz idę czytać. Bo wiecie, na ten moment, który mam tylko dla siebie przed zaśnięciem... Kiedy otwieram książkę i bez pakowania, bez biletu frunę w zupełnie inne miejsce... Wyczekuję tego codziennie, od samego rana. http://notatnikkulturalny.blogspot.com/ PONIEDZIAŁEK, 9 LISTOPADA 2015 Dream Read List część 1 - dla prawdziwych facetów Jesień w pełni. I to niestety raczej pokazuje się od tej mniej przyjemnej strony - chłodnej, wietrznej, mokrej i nieprzyjemnej. A jak do tego dodamy jeszcze smog w powietrzu, to człowiekowi odechciewa się wychodzenia z domu. Zróbmy więc sobie odrobinę cieplejszej i przyjemniejszej przestrzeni w życiu. Zainwestujmy trochę czasu w bliskich, we wspólne wieczory np. przy gotowaniu, jedzeniu albo przy planszówkach. No i chyba nie ma lepszego czasu na to, żeby posiedzieć nad dobrą lekturą. Kubek herbaty, kocyk, lampka i odrobina świętego spokoju to marzenie, które jest na wyciągnięcie ręki. Tak łatwo je przecież zrealizować. Ta notka jest trochę wyjątkowa, bo zwykle piszę przecież recenzje. Tym razem jednak dałem się namówić na udział w akcji zorganizowanej przez Wydawnictwo Znak i Joasię z bloga Book me a cookie. Spodobał mi się po prostu pomysł na stworzenie listy życzeń, którą mogę komuś zadedykować, z tytułami tego wydawnictwa. Sam często robię tam zakupy, współpracuję przy recenzjach, więc nie miałem dylematów, że będę musiał polecać coś czego nie jestem pewien. Tu rekomendację wystawiam z ręką na sercu :) Na początek: propozycje ode mnie dla prawdziwych facetów. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wiele przedstawicielek płci pięknej też sięga po taką "bardziej męską" literaturę, ale w drugą stronę to już tak bardzo nie działa. Możecie więc spokojnie sugerować się tymi propozycjami przy zakupach dla swoich mężów, braci, chłopaków itd. Pobawcie się może też sami w próbę stworzenia takiej wish-listy. Może dla siebie, aby dać delikatnie znać św. Mikołajowi gdzie ma szukać inspiracji :) Strona Wydawnictwa ZNAK to kopalnia dobrych pomysłów na prezenty. 1. Złe psy - Patryk Vega tu wystarczy hasło: serial "Pitbull" i wszystko będzie jasne. Prawdziwe życie gliniarzy 2. Wszystkie wojny Lary - Wojciech Jagielski znany ze swych reportaży z obszarów objętych wojną, po raz pierwszy pokazuje nam jak to przeżywają kobiety 3. Trupia farma - Bill Bass sekrety legendarnego laboratorium sądowego. Inne spojrzenie na zbrodnię, wcale nie mniej interesujące niż w kryminałach 4. Stulecie detektywów - Jurgen Thorwald dzieje nowoczesnej kryminalistyki. Książka napisana ponad 50 lat temu, ale wciąż zachwyca i zaciekawia 5. Szlak nadziei - Norman Davies Brytyjczyk kochany przez Polaków, bo jak mało kto potrafi pisać o naszej historii obiektywnie i z pasją. Tym razem o szlaku jaką przeszła Armia Andersa ze Związku Radzieckiego 6. Arena szczurów - Marek Krajewski mistrz kryminału retro powraca! Komisarz Popielski w czasach powojennych - znowu jest mrocznie i klimatycznie 7. www.afgan.com.pl - Marcin Ciszewski autor, który zachwycił serią o polskich żołnierzach, którzy przenieśli się ze współczesności do czasów września roku 1939, proponuje kolejną odsłonę cyklu. Tym razem akcja przeniesie nas na Bliski Wschód. 8. Facet i kuchnia - Szymon Kubicki w każdym mężczyźnie podobno tli się iskra genialnego kucharza, może więc warto zaskoczyć swoje otoczenie swoimi umiejętnościami 9. Szum. Wayward Pines - Blake Crouch czy można odtworzyć i połączyć klimat z takich produkcji jak "Miasteczko Twin Peaks", "Przystanek Alaska", "Z Archiwum X" czy "Lost” 10. Księżyc myśliwych - Katarzyna Krenz, Julita Bielak jedyna pozycja na tej liście, której jeszcze nie znam, ale zapowiada się jako jedna z ciekawszych premier tego roku. Warto więc wrzucić o niej ciut więcej. O KSIĄŻCE Sylt wciąga. Miękką, mglistą przestrzeń wyspy otacza morze opowieści i tajemnic. Tutaj za sznurki pociąga piąty żywioł – księżyc. Thomas znika. Po jego córce Sophie zaginął słuch, a jej przyjaciel Cyryl w zagadkowym wypadku traci pamięć. Wdowę po Thomasie odwiedza tajemniczy gość, którego urokowi trudno się oprzeć. Czy kluczem do wszystkiego okaże się muszla? Z każdą kolejną fazą księżyca Sylt odkrywa swoje ponure sekrety, które łączą obcych ludzi więzami silniejszymi od więzów krwi. Niepokój, tajemnica i niszczycielska siła żywiołów w Księżycu myśliwych splatają się w nieprzewidywalną opowieść o pogoni za wymykającą się prawdą i o ułudzie szczęścia. Ta mroczna, malarska i pełna smaków proza pulsuje zniewalającym rytmem przypływów i odpływów morza. I że lepiej uważać, zwłaszcza o tej porze roku, gdy zachodzące słońce na naszych oczach spotyka się z Księżycem Myśliwych, który wzywa człowieka do ostatniego polowania, by mógł uzupełnić zapasy pożywienia przed nadejściem zimy. Jest wtedy chłodny i okrutny, i tak jasny, że na ziemi nic się nie ukryje, ani świeży trop, ani zwierzę. Katarzyna Krenz, powieściopisarka, i Julita Bielak, debiutantka, oddalone od siebie o tysiące kilometrów, choć nigdy wcześniej się nie spotkały, wspólnie napisały najbardziej niepokojącą powieść ostatnich lat. OPINIE O KSIĄŻCE · Mikołaj Trzaska: Ta powieść jest barometrem uczuć. Misternie utkaną pajęczyną relacji i wydarzeń zmieniających bieg ludzkiego życia. Poetycką historią o tym, jak się poruszamy pomiędzy zjawiskami natury i ożywionym światem przedmiotów, które przez wieki nabrały znaczeń. Podczas lektury zatraca się poczucie czasu, a przed oczami pojawia się pejzaż złożony ze wszystkich odcieni morskiej szarości. · Marcin Wilk: Opowieść ma czasem to do siebie, że płynie wartkim nurtem, by nagle – niepostrzeżenie i zuchwale – przenieść nas na sam środek oceanu cudzej wyobraźni. Ale tym razem nie jest tak łatwo. I to nie tylko dlatego, że autorki są dwie. Tu rządzi przypływ i odpływ, księżycowy cykl, przypadek zamiast wypadku. Mało tego. Po przeczytaniu tej książki zaczniecie szukać w atlasach wyspy Sylt. Część nawet będzie próbowała się tam udać, by skonfrontować zmyślenie z rzeczywistością. · Piotr Gajdowski, Newsweek: Katarzyna Krenz, autorka m.in. „Królowej pszczół”, i debiutantka Julita Bielak napisały wspólnie powieść „Księżyc myśliwych”. Autorskie duety sprawdzają się w kryminałach (ostatnio choćby Dehnel – Tarczyński z „Tajemnicą domu Helclów”) i tak jest tutaj, chociaż z ambicjami na coś więcej. (…) Bajkowość scenerii trochę unieważnia powagę psychologicznej warstwy powieści, pogłębionej i zniuansowej, która oprócz malarskiego języka jest najmocniejszą stroną książki. · Jerzy Doroszkiewicz, Kurier Poranny: „Księżyc myśliwych” to wyjątkowo udana porcja prozy z historią i ekologią w tle. Zagadka kryminalna i mroczne tajemnice wojny są tylko przyprawami do plastycznych kadrów, które same rodzą się przed oczami czytelników. Wystarczy odrobina wrażliwości i podbudowanej wiedzą ogólną, wyobraźni. KULTURA, LITERATURA Agnieszka Baran Podziwiam ludzi, którzy z podniesionym czołem mierzą się z trudnościami, jakie napotykają na swojej drodze. Podziwiam ludzi, którzy decydują się spełniać swoje marzenia - nawet te, które wydają się być niezwykle trudne. Podziwiam ludzi odważnych. Czy sama jestem odważna? Chyba nie mnie to oceniać. Odważyłam się jednak (brawo ja!) dołączyć do akcji promującej książkę "Księżyc myśliwych" Katarzyny Krenz i Julity Bielak zorganizowanej przezWydawnictwo Znak i Joasię Mentel z bloga Book me a cookie. Dlaczego? Dlatego, że udział w akcji wymagał ode mnie dużej kreatywności. Zadanie konkursowe polegać miało bowiem na stworzeniu wishlisty książek na dowolną okazję. Jeśli dowolną, to proszę bardzo, tadam! Dlaczego nie uczynić 6 dnia listopada Dniem Ludzi Odważnych? Każda z tych książek, mniej lub bardziej mówi o ludziach odważnych. Najdłuższy tydzień jest o tych, którzy chcą dołączyć do elitarnych oddziałów Navy SEALs. Świat równoległy napisał Tomek Michniewicz - człowiek, którego uważam za jednego z najodważniejszych (i najprzystojniejszych, a to nigdy nie jest wada :)) polskich reportażystów. Świat według Janki, czyli rozmowa z Janiną Ochojską, nie wymaga nawet komentarza - jej nazwisko mówi samo za siebie. Tak samo jak tytuł książki Prokurator. Kobieta, która nie bała się morderców. I wreszcieKsiężyc Myśliwych - bohater całej akcji. Wisienka na torcie. Czas nocnych polowań. Sylt wciąga. Miękką, mglistą przestrzeń wyspy otacza morze opowieści i tajemnic. Tutaj za sznurki pociąga piąty żywioł – księżyc. Thomas znika. Po jego córce Sophie zaginął słuch, a jej przyjaciel Cyryl w zagadkowym wypadku traci pamięć. Wdowę po Thomasie odwiedza tajemniczy gość, którego urokowi trudno się oprzeć. Czy kluczem do wszystkiego okaże się muszla? Z każdą kolejną fazą księżyca Sylt odkrywa swoje ponure sekrety, które łączą obcych ludzi więzami silniejszymi od więzów krwi. Niepokój, tajemnica i niszczycielska siła żywiołów w Księżycu myśliwych splatają się w nieprzewidywalną opowieść o pogoni za wymykającą się prawdą i o ułudzie szczęścia. Ta mroczna, malarska i pełna smaków proza pulsuje zniewalającym rytmem przypływów i odpływów morza. I że lepiej uważać, zwłaszcza o tej porze roku, gdy zachodzące słońce na naszych oczach spotyka się z Księżycem Myśliwych, który wzywa człowieka do ostatniego polowania, by mógł uzupełnić zapasy pożywienia przed nadejściem zimy. Jest wtedy chłodny i okrutny, i tak jasny, że na ziemi nic się nie ukryje, ani świeży trop, ani zwierzę. https://www.facebook.com/ZCytryna/posts/1128602240491888 http://www.zielona-cytryna.pl/2015/11/co-wspolnego-maja-ze-soba-ksiezyc-i.html# http://ksiegarnia.pwn.pl/produkt/294479/ksiezyc-mysliwych.html
bergmanowski klimat Bergmanowski klimat ,,rzeczywistości poza rzeczywistością” jest w tej powieści motywem przewodnim. Nie wiemy co tu jest fikcją, co kłamstwem. Sami musimy zdecydować, komu ufamy, a kto jest czarnym charakterem. Tajemnica zniknięcia młodego człowieka długo pozostaje tajemnicą, ale dzięki temu ,,Księżyc Myśliwych” doskonale smakuje. Mona 2015-10-14 polecam Autorki Księżyca Myśliwych stworzyły niepokojącą układankę. Wplotły w nią tajemniczą śmierć na morzu, zaginionego chłopaka, który odnalazł się z wyciętą na plecach swastyką i mnóstwo obrazów, jakby sfilmował je sam Bergman. Sceneria wyspy, na której rozgrywa się akcja powieści sprzyja refleksjom na temat kondycji ludzi dzisiaj, ich pragnień, marzeń i bezsilności wobec ich realizacji. Krenz i Bielak namalowały tę opowieść, jakby zrobił to Tarkowski. Czyta się doskonale. Lech 2015-10-14 mistrzowski klimat Wcale nie dziwię się, że skandynawskie powieści cieszą się w Polsce tak wielką popularnością. Wbrew pozorom wcale niedaleko nam do oschłych i zimnych Szwedów czy Norwegów, którzy gdzieś tam knują i żyją swoje życie. Dwie Polki potrafiły stworzyć klimat skandynawskiej wyspy, która każdego wciągnie w wir swoich wydarzeń. Śledztwo kryminalne, które toczy się na Sylcie bardzo przypominało mi Larssonowską trylogię. Ten sam niepokój, ten sam mistrzowski poziom budowania napięcia, rozwinięcia i finału. Monchi 2015-10-14 http://www.ceneo.pl/39745439#tab=reviews_scroll
Rota Sprawa zniknięcia młodej dziewczyny i chłopaka to supełek, który rozwiązujemy przez kolejne strony powieści ,,Księżyc Myśliwych”. Miejscami niebezpieczna, niepokojąca, bardzo sprawnie napisana przez dwie kobiety, które pisały to na odległość. CHapeau bas Katarzynie Krenz i Julicie Bielak, które potrafiły stworzyć uniwersum szczegółu sprowadzając życie do ogółu przekonań, prawd i racji. Godna polecenia kanwa, na której dwie kobiety wyhaftowały rzeczywistość. Raven Ta książka to takie Truffautowskie ,,rozmyślanie o życiu niż samo życie”. Szalenie odświeżająca poglądy, pokazująca przekrój historii kultury świata, wpisana w historie ludzi, gdzie to banalne, ale każdy jest inny i wykształcony w innych kierunkach, lubiący co innego i inaczej się zachowujący w określonych sytuacjach. Autorki nikogo nie oceniają, snują piękną historię o rzeczywistości. Danka Autorki ,,Księżyca myśliwych” zaserwowały nam kawał historii światowej kultury w bardzo ciekawej, intrygującej formie. W swoich listach, które przeplatają się z bardzo ciekawą powieścią o poszukiwaniu siebie w sobie i w innych, bardzo zręcznie przemycają informacje o największych nazwiskach świata literatów, intelektu dawnych lat, który był kiedyś szalenie ważny, dziś już nie ma żadnego znaczenia… Dla młodych, pędzących za kasą i sukcesami ludzi, bez historii, bez świadomości i wrażliwości na takie powieści. Tych bardziej ambitnych zapraszam do lektury. niedziela, 08 listopada 2015, clevera
Frapujące, ale owocne doświadczenie! Przy dobrej pogodzie jest w nim stalowy spokój i logika. Początkowo ucieszyłam się, że było morze, a na nim wyspa, a na niej ludzie. Wiatr przesycony jodem, powiew z nutą soli, wodorostów i skorupiaków. Myślałam, że wpasuję się w ten świat, ale uciekałam od niego, budowałam bariery i zatrzaskiwałam drzwi do moich emocji. Ja, urodzona nad morzem, żyjąca z nim i obok niego. Przez kilkanaście lat od urodzenia wśród rybaków i ludzi morza. Plaża była moim placem zabaw, a las na wydmach materializacją najbardziej szalonych pomysłów. A mimo to pozamykałam się w sobie, czytając tę powieść. Nie odnalazłam się w niej, pomimo wspólnych doświadczeń z bohaterami i sprzyjających warunków nadmorskiego czytania. To dlatego przez mój wpis będą przewijać się zdjęcia podpisane cytatami z książki, które z powodzeniem mogłyby ilustrować miejsce akcji opowieści. Bo morze wszędzie jest takie samo. Przed nią leżało morze, z portem rybackim po lewej i przystanią portową po prawej. Powieści, którą mogłabym potraktować, jak kryminał. Mogłabym, ale nawet gdybym bardzo tego chciała i uparła się przy takim właśnie pojmowaniu, to nie dane mi było tak odebrać tej historii. Wydarzeń rozegranych w nadmorskiej miejscowości List na jednej z fryzyjskich wysp Morza Północnego o nazwie Sylt, należącej do najdalej na północ wysuniętej gminy niemieckiej. Sprawdziłam na mapie i jak widać – rzeczywiście istniejącej. To tutaj pod koniec wyjątkowo ciepłego października (dokładnie takiego, jak w tym roku mojej rzeczywistości, gdy czytałam tę książkę), o drugiej w nocy znaleziono młodego, nieprzytomnego, ciężko pobitego chłopaka. Rany były poważne – liczne zranienia, połamane żebra, pręga na szyi po próbie duszenia i niemal brak twarzy. I najgorsze – amnezja. Sprawą zajął się komisarz Kurt Herzog, któremu marzyła się solidna kariera w kryminalistyce. Zamiast tego pełnił nudą i żmudną służbę na cichym posterunku, w którym na biurku znajdywał błahe zgłoszenie w sprawie pobitego chłopaka, dwa włamania, do hurtowni piwa i do domu emeryta. To wszystko. Żadnych spraw wymagających od niego wysokiego ilorazu inteligencji do rozstrzygania, rozgryzania, analizowania, dochodzenia, przechytrzania i dopadania sprawców chociażby przemytu narkotyków na ogromną skalę, handlu dziećmi czy zbrodnie z zimną krwią albo w afekcie, z planem czy bez, ale zawsze w wielkim stylu. Nawet nie wiedział, że to, za czym tak tęsknił, miał na wyciągniecie ręki. Wystarczyło trochę rozgrzebać nadmorski piach, przysypujący pracowicie ślady przestępstwa, by napotkać pierwszy trop prowadzący do sprawy na skalę nie tylko wyspy, kraju czy świata, ale nawet jego najśmielszych marzeń. Wystarczyło przyjrzeć się wnikliwiej pobitemu chłopakowi i temu, co przy nim znaleziono. ...rybacy sprzedali rybę z nocnego połowu i rozjechali się do domów... Ale nie na tym wątku skupiała się cała opowieść. Dlatego nazwanie jej kryminałem czy nawet sensacją byłoby wbrew zamierzeniom głównych narratorek (narratorów było więcej) używających inicjałów J. i B.. Pojawiały się nagle w tej fabule, niczym przecinki w zdaniach pozwalające na oddech, na oderwanie się od uwikłania bohaterów, na przemyślenie podsuwanych tematów sygnalizujących pojawianie się kolejnych wątków. Swoją korespondencyjną wymianą myśli wprowadzały poczucie antraktu w rozgrywającym się spektaklu o życiu mieszkańców Syltu. Początkowo nie lubiłam tych wtrąceń. Zwłaszcza że pełniły rolę analityczną, uzupełniającą oraz, nielubianych przeze mnie, tłumaczącą i obnażającą warsztat powstawania fabuły i tworzenia fizycznych i psychologicznych sylwetek postaci. Często i gęsto powoływały się przy tym na skojarzenia z twórczością innych pisarzy, aktorów, piosenkarzy, a zwłaszcza reżyserów. Musiałam się z tym pogodzić, bo po pierwsze to one kreowały ten świat, z czasem przenikając do niego. Po drugie - sprawiało im to ogromną przyjemność, a co wyjawiły dopiero na końcu, pisząc – wydarzenia w Księżycu, nawet gwałtowne, nie po to się działy, żeby wzmocnić fabułę zawiłą intrygą czy dramatycznym pościgiem. Zagadką było samo pisanie, ta dziwna i niczym nieuzasadniona potrzeba trwania przy tym, sama przyznasz, dość dziwacznym zajęciu, jakim jest wymyślanie komuś imienia, wzrostu i koloru oczu, obdarzanie go życiem, losem i cechami charakteru. A po trzecie B. w jednym z listów do J., którymi wymieniały się systematycznie, zaznaczyła – zastanawiałam się nad formułą „miękkiego” kryminału, a więc napisanego w taki sposób, by nie udawał mocnej męskiej gry, a pozostał wiarygodny. W końcu znalazłam odpowiedź: nie ma potrzeby określania gatunku, dziś nikt tego nie oczekuje. Stąd moja trudność w zaszufladkowaniu gatunkowym tej powieści, chociaż narratorki podpowiadają – post-modernistyczny eklektyzm na granicy gry pozorów, czarnego humoru i autotematyzmu. Proszę być tak sprytnym i ująć to w jednym słowie-pojęciu. No właśnie – ups! ...morze jest niebieskie albo zielone nie tylko z powodu refrakcji światła i głębokości... Ale dzięki tej nieokreśloności można tę powieść odbierać na wielu poziomach. Wszystko zależy od czytelnika, który z przyjemnością podda się napięciu, skupiając się na suspensie przeniesionym w sferę motywacji orazludzki wymiar winy, kary i przebaczania. Na wysuniętych daleko w morze umocnieniach odpoczywały gromady dzikich kaczek, mew i rybitw, szablodziobów i ostrygojadów. Inny odbiorca znajdzie w niej bogate pokłady zagadnień filozoficznych, często formułowanych w pytaniach podobnych do tych – O co walczymy? Czy, jak piszesz, stworzeni jesteśmy do życia według naszych wyobrażeń, za którymi, nieraz daremnie, podążamy? Czy może jednak naszym prawdziwym przeznaczeniem jest, uważane za nudne i przegrane, ukojne bytowanie na prowincji, wszelkiej prowincji, w tym także duchowej? To tutaj znalazłam wyjaśnienie tajemnicy tytułu powieści. Jednak mnie najbardziej zaciekawił motyw nie ucieczki człowieka i jego drogi, bardzo popularnej w literaturze, ale osadzenie i okopanie się człowieka na wyspie dosłownej i metaforycznej. Odgrodzenie się od okropności rzeczywistości,w której dominuje przerażająca i przygnębiająca szeroko pojmowana wojna, bo gdziekolwiek się obejrzysz, wszędzie wojna. Nieważne, mała czy duża, prywatna czy międzyplemienna, zawsze straszna, zawsze okaleczająca. Stąd nasze wyspy, każdy z nas na swojej, byle dalej od okropności, które niosą śmierć i zniszczenie. Napełniają strachem. Zdumiewają. ...jedne spały, syte i skulone, inne czyściły pióra... Z kolei ktoś inny skupi swoją uwagę na literackiej „ekranizacji” filmów Ingmara Bergmana bardzo silnie obecnego w powieści, który sceny tkał z życia ludzi. To samo robiły narratorki, poszerzając jednak eksponowaną przez reżysera sferę emocji, myśli i uczuć o prozaiczne czynności, zachowania i zdarzenia włącznie z przepisami kulinarnymi. Między innymi na ciasteczka lawendowe, więc i pasjonaci kuchni wiele tutaj dla siebie znajdą. A wszystko to w klimacie marynistycznym, z morzem w tle. Piękny obraz taki, jak urocze są zdjęcia, które wklejałam w tekst. Ktoś może nawet powie – nostalgiczne ujęcia. Ale to tylko jedna strona morza i jego ludzi. Dla mnie nudna, szara, bura, jednostajna, zbyt spokojna, zachowawcza. Martwa. ...a jeszcze inne suszyły skrzydła, obracając je na wszystkie strony, by złowić najmniejszy powiew popołudniowej bryzy. Nie lubię takiego morza. Nie lubię tych pustych plaż po sezonie, tej transparentności przestrzeni bez tajemnicy, tej ciszy i groźnego pomruku wody i ryku bestii w czasie sztormu, tego ustawicznego memento moriżywiołu natury. To nie było dobre miejsce urodzenia i dorastania dla wojowniczki, dla nastolatki chcącej czerpać z życia garściami i bić się z życiem, skazujące na wielomiesięczne czekanie na pełen życia, barwny, głośny, żywiołowy i nieprzewidywalny sezon turystyczny, który na dwa miesiące odsuwał w cień sezon martwy, kojąc moją "chorobę morską". Nie utożsamiłam się z bohaterami wyspy, mimo że miałam do tego pełne prawo. Wybrałam grę w życie, które tak dobrze pokazał Ingmar Bergman w Siódmej pieczęci. Uciekłam z „wyspy” na „stały ląd” z jego "wojnami". To dlatego z dystansem weszłam w świat powieści, jedynie przyglądając się z zaciekawieniem tym, których taki świat fascynuje i w którym się odnajdują, przybywając do niego w sensie fizycznym. Zostając na stałe. W sensie metaforycznym mam swoją wyspę. To książki. Moje antidotum na martwy sezon. No i proszę, co może być przyczyną miłości do książek, a co uświadomiła mi ta powieść! Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki. http://clevera.blox.pl/2015/11/Ksiezyc-Mysliwych-8211-Katarzyna-Krenz-Julita.html by Dominika Brachman Mimo, że mam szczęście do dobierania sobie książek do czytania, rzadko zdarza się, żebym w ciemno trafiła na najlepszą książkę, jaką przeczytałam w tym roku. A jednak Księżyc myśliwych może aspirować do tego miana… Sylt – otoczona mgłami wysepka, która przesycona jest wręcz aurą tajemnicy. Thomas ginie na morzu, słuch zaginął także po jego córce Sophie, zaś u wdowy po Thomasie pojawia się Oliver – przystojny mężczyzna, któremu trudno się oprzeć. Okazuje się, że wszyscy na tej wyspie są z sobą powiązani bardziej, niż by się wydawało. Na początku lektury obawiałam się, że Księżyc myśliwychto jakieś nieporozumienie. Kompletnie nie mogłam odnaleźć się w mglistym, pełnym tajemnic miasteczku, wśród jego mieszkańców. Na szczęście uczucie niedopasowania minęło mi po jakichś 4 rozdziałach i od tego momentu było już naprawdę rewelacyjnie. Księżyc myśliwych to książka, która miesza jawę z literacką fikcją, i nie chodzi tu o samą konstrukcję powieści. Choć nie ma tam właściwie pełnych okrucieństwa morderstw czy porwań, to jednak czytelnik ciągle czuje poddenerwowanie i strach mieszkańców wyspy, a uczucia te udzielają się także jemu – i jest tak przez całe 500 stron. Ta książka to kolejny przykład na to, że akcja wcale nie musi gnać do przodu, żebyśmy czuli się zaintrygowani i chcieli pozostać w świecie wykreowanym przez Autorki jak najdłużej. Dodatkowym atutem jest wspomniana już wcześniej konstrukcja książki – oto bowiem właściwe rozdziały przeplatane są listami Autorek (a może tylko się nam tak wydaje, że to Julita Bielak i Katarzyna Krenz piszą te intymne momentami zapiski? Może one kreują się same w powieściowym świecie – ta książka jest tak przesycona symboliką i magią, że i to jest możliwe). To daje nam szansę obok śledzenia wydarzeń powieści na przypatrzenie się zarówno samemu procesowi twórczemu, jak i niezwykłej więzi łączącej dwie strony korespondencji. Sprawia to, że cała powieść staje się jeszcze ciekawsza, ale jednocześnie utrudnia potraktowanie jej jako lektury zwyczajnie przyjemnej, nie pozwala na sięganie po nią w czasie zmęczenia, kiedy nie możemy się w pełni skupić na jej przekazie… Jeśli chodzi o bohaterów, to znajdziemy na kartach powieści postaci „z krwi i kości”. Widać, że cała konstrukcja (a więc i bohaterowie) została dokładnie przemyślana i skonsultowana, co ważne jest szczególnie, gdy zobaczymy, że książka pisana jest w duecie i to jeszcze przez Autorki mieszkające daleko od siebie. Znajdziemy więc bohaterów, którzy urzekną nas swoją dobrocią, rozkochają swoją aparycją, wzbudzą poczucie litości smutną historią… Jedno jest pewne: nie będziemy wątpić w ich prawdziwość. Księżyc myśliwych to jedna z najlepszych książek, które przeczytałam nie tylko w tym roku, ale i ogólnie, w całej swojej czytelniczej przygodzie. Niepokojąca, wciągająca, świetnie napisana, przemyślana i wreszcie – pełna znaczeń. Będę do niej wracać i mam dziwną pewność, że za każdym razem znajdę w niej coś nowego. Po prostu musicie ją przeczytać! http://www.maialis.pl/ksiazka-225-katarzyna-krenz-julita-bielak-ksiezyc-mysliwych/ FASCYNUJĄCY ŚWIAT AUTOREK "KSIĘŻYCA MYŚLIWYCH"
http://www.styl.pl/magazyn/news-fascynujacy-swiat-autorek-ksiezyca-mysliwych,nId,1917652 Katarzyna Krenz i Julita Bielak, autorki książki "Księżyc myśliwych". Tworzą w tandemie, i to na odległość. Zacierają granicę między jawą i snem, cierpią też na autorskie rozdwojenie jaźni. Katarzyna Krenz mówi: "Ostatnio znajoma zapytała: czy ta druga istnieje naprawdę? Spojrzałam na nią zdziwiona: która z nas?" Dopiero prace redakcyjne nad książką zmusiły je do tego, by zaczęły się spotykać. Korektę tekstu nie tak łatwo robić na odległość. - Wtedy po raz pierwszy odwiedziłam Julitę w domu. Ona nie wie jeszcze, gdzie mieszkam, nigdy u mnie nie była. Poznałyśmy się w internecie, a potem widywałyśmy w wymienianych listach i spotykałyśmy na kartach powieści - wyznaje Katarzyna Krenz. Autorki z krwi i kości kontra autorki fikcyjne Katarzyna Krenz: My, dwie autorki, stworzyłyśmy dwie autorki fikcyjne. Najpierw miałyimiona, ale zakończyło się na tym, że mają tylko inicjały. Stwierdziłyśmy, że ciągle byłyśmy za blisko tych autorek. Mało tam jest prawdy z naszego życia, zresztą o życiu nadal nic nie wiemy. Założyłyśmy sobie, że nie będziemy pisać o swoim życiu. Obie jesteśmy introwertyczkami. Nie wiem, jak to się stało, że ta książka powstała i zostanie wydana. Musiała się od nas oderwać - i w związku z tym nasze bohaterki stały się kimś innym, bo nałożyłyśmy woale na własne życie. Julita Bielak: Jest jeszcze jedna rzecz, która nas łączy: cisza nocna. I to nie dlatego, że cierpimy czy chorujemy, czasami ta cisza nocna jest nam potrzebna z wyboru. Cichnie wiatr, lepiej się myśli, i choć podobno pojawiają się dotkliwsze bóle, bywa, że nocą dzieje się również coś złego, to jednocześnie daje ona ciszę i wytchnienie. Wybór tej pory jest świadomy. (...) Nie jest to zastępowanie tego, co się dzieje w ciągu dnia w życiu, tylko dopełnianie i wzbogacanie. Nie chodzi o ucieczkę. Katarzyna Krenz: To jest taki piękny czas. Nikt nie woła, nie przeszkadza, nie ma szumu na ulicy, nikt nie zadzwoni. I to jest bardzo dobre. Noc rządzi się własnymi prawami. My żyjemy na innej wyspie. Czytamy w ciągu dnia, to jest jeden świat, a piszemy w nocy - to zupełnie inna rzeczywistość. Wtedy nie wzorujemy się na nikim, bo w nocy nie ma innych. Kryminał opowiedziany szeptem Katarzyna Krenz:To był literacki eksperyment. Chciałyśmy się przekonać, na ile ludzie pamiętają szczegóły, a na ile konfabulują, coś sobie dopowiadają, koloryzują. Okazuje się, że nie jest tak jak w amerykańskich filmach, że bohaterowie bez przerwy biegają po ekranie. Życie toczy się swoim rytmem, ludzie piją kawę, idą na zakupy, robią konfitury z egipskich moreli. Nie czekając, aż wydarzy się coś, co naruszy ten porządek, po prostu żyją. Kiedyś popularna była taka reguła - trafiłam na nią, studiując poradniki pisania powieści kryminalnych - że intryga musi być nieustannie "obecna", a kryminał powinien być do rzeczy. Cały czas ma być omawiany główny wątek, pod wszystkimi możliwymi kątami. To były zalecenia z lat trzydziestych i czterdziestych, kiedy tak naprawdę tworzył się ten gatunek. A myśmy pokazały, że się piecze, gotuje i robi tysiąc innych rzeczy. Julita Bielak: Co nie znaczy, że nasz kryminał usypia. On potrafi nawet obudzić. Katarzyna Krenz: Zło cały czas się czai. Zło gdzieś tam jest, niemniej jest opowiadane półgłosem. Research do granic możliwości i aż na dno morza Katarzyna Krenz: Julita sprawdzała wszystkie szczegóły: rozkłady jazdy, ceny biletów i dogodne połączenia. Zwłaszcza w Paryżu, gdzie kiedyś mieszkała. Można naszą książkę spakować w torbę i ruszyć w nieznane. Ja z kolei gotowałam: wypróbowywałam przepisy kulinarne, na przykład odmierzałam łyżeczką kwiaty lawendy do ciasteczek. Sama nie lubię książek, w których o jedzeniu pisze się enigmatycznie, chcę wziąć książkę i pójść z nią do kuchni! Julita Bielak: Fascynuje nas świat taki, jaki jest teraz. Lubimy to, co ze sobą niesie, chcemy w tym być i uczestniczyć. A jeśli oglądamy się w przeszłość, dzieje się tak z określonego powodu. Każda rzecz ma swój początek w przeszłości, musimy tam sięgnąć, żeby się dowiedzieć, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Powieść pisana obrazem Katarzyna Krenz: Malarstwo pełni ważną rolę w powieści. Może dlatego, że wychowałam się w domu pełnym obrazów. Moja matka była artystką, stąd moim niespełnionym marzeniem jest malowanie. Ja po prostu postrzegam świat obrazami, również słowo. Julita również pisze obrazkami. Także prywatne listy. Przesyłała serię fotografii i pytała mnie: "może ta dziewczyna ze zdjęcia będzie jak nasza bohaterka Sophie, jak myślisz?". Gdy widziałam tę postać, zaczynałam ją czuć. Julita tworzyła portret wizualny, a ja kreowałam portret słowny. Julita Bielak: Nabrałam komiksowego spojrzenia. Prawdopodobnie poprzez dziesiątki obejrzanych filmów. Wychowywałam się przez jakiś czas u babci w Warszawie, miałam wtedy pięć czy sześć lat. Babcia, zagorzała kinomanka, chcąc sama obejrzeć film, zabierała mnie do kina. To były takie filmy jak np. Felliniego. Na niektóre panie bileterki nie chciały mnie wpuścić i wtedy czekałam w kasie. Tam nauczyłam się pisać i czytać. Miłość do kina pozostała. Przez to spoglądałam za dnia na świat obrazami, kadrami i dialogami. Ukrywałam to, podejrzewając siebie, że coś ze mną jest nie tak. Że ludzie inaczej pojmują świat, przyjmują go takim, jaki jest, a ja stoję zawsze gdzieś z boku, z włączonym obiektywem, rejestratorem. Katarzyna Krenz: Mnie na "Czarnego Orfeusza" w 1963 roku przeszmuglowała mama pod płaszczem, otoczona grupką znajomych. Zobaczyłam go jako dziesięciolatka. Byłam chorowitym dzieckiem, pamiętam nawet taki rok, że w przedszkolu byłam jeden dzień. Gdy chorowałam, mama dawała mi czarno-białe roczniki "Filmów". To na filmowych podpisach, nie na elementarzu, nauczyłam się czytać. Julita w Warszawie u babci, a ja w Gdańsku u moich rodziców. To nam się zakodowało, że pisze się obrazami. Zabawa w literaturę, a w tle wojna Katarzyna Krenz: Od początku to była gra i zabawa, nie pisałyśmy książki. Poznałyśmy się na blogu, zobaczyłyśmy, że mamy podobny styl, to samo komentujemy, zgadzamy się ze sobą. Wtedy w wirtualnej przestrzeni padło hasło: "Jak jesteście takie mądre, to same coś napiszcie". Podjęłyśmy wyzwanie. W ten sposób powstało pierwsze 100 stron. Potem blog został zamknięty. Było nam tego żal. Poza tym nie wiedziałyśmy, co robić w bezsenne noce. Julita Bielak:Temat powstania warszawskiego jest dla mnie niezmiernie trudny, nie potrafię tego ocenić ani zająć jednoznacznego stanowiska. Nie śmiem tego zrobić, tym bardziej że ludzie, którzy przez to przeszli, nie potrafią - to jak ja mogę? Katarzyna Krenz: Nasze rodziny były uwikłane w losy wojenne, a także powstanie warszawskie. Dlatego cień drugiej wojny światowej pada także na odległą wyspę Sylt. Morze nie jest tłem, lecz bohaterem Katarzyna Krenz: Mój tata budował statki rybackie i zawsze opowiadał o rybach; oglądałam sieci, których pozostałości przynosił do domu, skorupiaki - małże itp. To jest hołd dla mojego ojca. Julita Bielak:Pisałam pracę magisterską na temat analizy porównawczej nakładów i wydajności połowowej na Morzu Północnym. Katarzyna Krenz: W moich książkach postacie są wymyślone, a miejsca sprawdzone. Paryż i Gotlandia są miejscami sprawdzonymi, natomiast Sylt jest tajemnicą, bo tam nie dotarłyśmy. Julita Bielak: Ale zapoznałyśmy się ze wszystkimi materiałami, łącznie z wpływami księżyca, nawet z dziedziny oceanografii i życia morza prof. Demela. Długo dyskutowałyśmy o warunkach i klimacie - czy na wyspie jest możliwa uprawa winorośli, w tej kwestii zasięgałyśmy nawet opinii oceanografów. Katarzyna bardzo chciała umieścić tam te winorośle. Pomimo początkowo negatywnych odpowiedzi, zbadałyśmy, że mogłyby tam wyrosnąć. Dlatego w naszej książce je zasadziłyśmy. Czas nocnych polowań Julita Bielak: Dlaczego księżyc? Obie jesteśmy bardzo "biometeo". Księżyc wpływa na naturę, działa więc także na nas, które tej natury jesteśmy częścią. Katarzyna Krenz: Kiedyś w Portugali, w przepięknej górskiej okolicy, o zmierzchu zobaczyłam na niebie i księżyc, i słońce. Takie zjawisko zwane jest księżycem żniwiarzy. W tradycji oznaczało ono, że był to ostatni dzień na zbieranie plonów z pól. Wtedy też przeczytałam o księżycu myśliwych i zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Wyobraziłam sobie ludzi w dawnych czasach, jak przygotowywali się na zimę, idąc na polowanie. Dla nas to polowanie jest wielowątkowe, poluje się tu w świetle księżyca na wiele rzeczy. Ta metafora była we mnie. Na co polują mieszkańcy Syltu? Jest zły, który rusza na polowania. Pozostali polują na wiadomości, obrazy, uczucia, na swoje własne życie. To są bezkrwawe łowy, oprócz złego, który poluje krwawo. Przede wszystkim łowimy tajemnice i usiłujemy je rozwikłać. Za kulisami powieści Julita Bielak: Różni nas wszystko. Styl życia i bycia. Odmienny los. Katarzyna Krenz: Ja jestem gadułą, ale poza tym raczej samotnikiem. Julita za to świetnie odnalazłaby się na festiwalu czy koncercie, wśród tłumu. Julita Bielak: Gdyby dziś był koncert Faith No More, poszłabym z marszu. Katarzyna Krenz: Julita pije czarną kawę, a ja białą. Ona słucha dzikszej muzyki niż ja. Moje upodobania plasują się gdzieś między Bachem a fado. Poza tym ja lubię gotować, a Julita... nie wiem. Katarzyna Krenz: W domu mówimy, że mieszkamy kątem u naszych książek. Michael Ondaatje i jego "Angielski pacjent" pozostaje w mocy, podobnie Alessandro Baricco i jego "Jedwab". I jeszcze "Milczenie morza" Vercorsa. Do tego W.G. Sebald. Lektura "Znaku wodnego" Brodskiego trwa zawsze bardzo długo, ponieważ niemal każde zdanie czytam po kilka razy. Wracam do "Homo fabera" Maxa Frischa. Ale mistrzem w sztuce pisania powieści jest i pozostanie dla mnie John Updike, u którego, można powiedzieć, terminowałam, pracując nad przekładem "Czarownic z Eastwick". Julita Bielak: O Françoise Sagan i Stanisławie Dygacie pisałam w Księżycu myśliwych. Ostatnio obok wspomnień o Kazimierzu Rudzkim stawiam na półkę biografie: Tove Jansson, Astrid Lindgren, Zbigniewa Cybulskiego, Marii Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej, Meryl Streep, Doroty Terakowskiej. Poza tym fascynuje mnie formuła listu. Ciąg dalszy - czy nastąpi? Katarzyna Krenz: Po zakończeniu powieści przeżyłyśmy moment pustki. Padł więc pomysł, żebyśmy napisały coś wspólnie jeszcze raz. Julita wymyśliła już nawet tytuł, ale nie możemy go zdradzić. Kiedy mieszkałam w upalnej Lizbonie, postawiłam Julicie warunek, że akcja powieści musi toczyć się na chłodnej wyspie, z dala od żaru lejącego się z nieba, dla równowagi. Julita Bielak:Teraz pomysł na nową książkę narodził się także podczas upałów, ale miejscem akcji na pewno nie będzie Spitsbergen. O autorkach Katarzyna Krenz (1953) Poetka, powieściopisarka, tłumaczka. Pracowała jako dziennikarka w prasie, radiu i telewizji. Pisanie książek to dla niej nie pierwszyzna. Jest autorką trzech powieści: W ogrodzie Mirandy (2008), Lekcja tańca (2009) i Królowa pszczół (2011)). Przez wiele lat mieszkała z mężem w Portugalii. Było tam tak gorąco, że nie wyobrażała sobie, by umiejscowić akcję powieści na Maderze czy Wyspach Kanaryjskich. Potrzebowała ochłody, stąd Księżyc myśliwych świeci nad Wyspami Fryzyjskimi na Morzu Północnym. Julita Bielak (1950) Absolwentka Wydziału Ekonomiki Produkcji Uniwersytetu Gdańskiego. Programistka, dyplomowana kosmetyczka, miłośniczka literatury, blogerka. Przez pewien czas mieszkała w Paryżu, krócej - w Chicago, obecnie na stałe w Gdańsku. Nic nie wskazywało na to, że zadebiutuje jako powieściopisarka, choć pisanie, a ściślej "zapisywanie", stanowiło od zawsze jej pomysł na relacje ze światem; przy sobie ma zwykle kilka zeszytów w kratkę, w których skrzętnie notuje pomysły, zasłyszane dialogi, nietuzinkowe skojarzenia. Pasjami robi zdjęcia, wynajduje ciekawe fotografie, co nieoczekiwanie przydało się w pracy nad Księżycem, wiele z nich posłużyło bowiem jako pierwowzory i odniesienia dla powieściowych postaci. Styl.pl/materiały prasowe Czytaj więcej na http://www.styl.pl/magazyn/news-fascynujacy-swiat-autorek-ksiezyca-mysliwych,nId,1917652#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome https://www.facebook.com/dobreksiazkimag/?fref=ts http://www.dobreksiazkimag.pl/?p=28219 Tomasz Wojciechowski, Zło opowiadane półgłosem Fascynacja autorek filmową twórczością Bergmana i Tarkowskiego zaowocowała oszczędną w słowa prozą budującą w wyobraźni czytelnika plastyczne obrazy miejsc i zdarzeń... Powieść duetu autorek – Katarzyny Krenz i Julity Bielak, pełna jest odniesień kulturowych – filmowych, muzycznych i literackich. Nawiązania do twórczości Krzysztofa Komedy, Wiesława Myśliwskiego, Karen Blixen, ale przede wszystkim Ingmara Bergmana, stanowią nie tylko przerywnik, ale także budują napięcie i stanowią trop we mgle wyspiarskiej rzeczywistości na drodze do rozwiązania zagadki. Na czytelnika co rusz czekają pułapki zastawione przez autorki, które bawiąc się formą, wciągają go w swoistą grę w tworzenie fabuły, miejsc i postaci. Dzięki temu miejsce akcji – wyspa Sylt u wybrzeży Półwyspu Jutlandzkiego, stopniowo odsłania swoje tajemnice a każda kolejna strona powieści przynosi nowe elementy fabularnej układanki. Opowiadana historia – niczym partia szachów i teatrzyk marionetek, powolna, fascynująca, mroczna i niepokojąca, wciąga niczym zimny, jesienny sztorm Morza Północnego. Pierwsze wrażenie po lekturze kilkudziesięciu stron bynajmniej nie zwiastuje większej głębi – ot historia jakich wiele w licznych kryminałach skandynawskich. Wydarzenia burzące spokojne, powolne i nudnawe życie mieszkańców wyspy, galeria typowo wyglądających postaci. Razem z mieszkańcami żegnamy lato, witamy sztormową jesień, zakładamy swetry i kurtki, by wyruszyć na spacer pustym i wietrznym brzegiem morza i stopniowo odkrywać tajemnice mieszkańców. Żyją oni w spokoju, niewiele mówią, a dni i lata płyną. I jak u Bergmana, ciągle przez autorki przywoływanego – czekają na nas obrazy szarych poranków i dni, pofalowanej tafli morza, codziennych zajęć mieszkańców, oszczędne dialogi. Jednocześnie z każdą stroną zagłębiamy się we mgle fabuły, dzięki retrospekcjom elementy układanki powoli znajdują swoje miejsce, postaci zaczynają żyć własnym życiem a za pozorami cichego spokojnego miasteczka okazują się mieszkać demony przeszłości. Poszczególne historie bohaterów odsłaniają powoli swoje tajemnice, zaczynają się zazębiać, a ich życie zmienia się tworząc jedną wspólną, pełną emocji historię, prowokującą ich do przemyśleń i głębokich zmian w swoim życiu. W główny nurt opowieści wplecione są epistolarne przerywniki, w których dwie korespondentki tworzą dodatkowe tło, drugą płaszczyznę, snutą niejako obok głównego nurtu fabuły, kreującą przestrzeń i klimat dla zdarzeń, stanowiącą swoiste dopowiedzenie rzeczywistości, ożywiającą wyobraźnię czytelnika i kierującą ją na nowe tory. I znowu na myśl przychodzi Ingmar Bergman i jego sposób tworzenia wizualnej opowieści, gdy następuje przenikanie rzeczywistości i pozarzeczywistości, pobudzające wyobraźnię, odkrywające zadziwiające koleje losu, niczym tytułowy księżyc kształtujący przypływyw i odpływy morza. Te listy to oczywiście precyzyjnie zaplanowana i wyreżyserowana mistyfikacja i gra pozorów, skonstruowana jako komentarz, zmuszający nas, byśmy cierpliwie zaczekali na ciąg dalszy powieściowej intrygi. misterna, złudna i niepokojąca opowieść Misterna, złudna i niepokojąca opowieść miesza w sobie historie niczym gawędy z portowych tawern i pełen tajemnic kryminał, inspirowany twórczością autorów skandynawskich. Niczym pieśń Komedy o wielu liniach melodycznych skrywa ona w sobie sekretne wątki i mylne tropy, zagadkę kryminalną z mrocznymi tajemnicami wojny w tle, z głównym motywem – morzem – otaczającym zewsząd, silnym, niespokojnym, odkrywającym swoje tajemnice zgodnie z cyklem przypływów i odpływów i fazami Księżyca. Morze – niemy świadek wydarzeń, a jednocześnie bohater i pośrednio przyczyna zaskakujących epizodów budzących wyspę z jesiennego letargu. Katarzynie Krenz i Julicie Bielak udało się stworzyć słowami wyjątkowo plastyczne, filmowe kadry i nastrój budowany środkami iście bergmanowskimi, fascynującą wizję małej, wyspiarskiej społeczności, która pomimo swojego zżycia i otwartości, skrzętnie, w samotności ukrywa mniejsze i większe tajemnice. Na wyspie niczego nie można być pewnym, bo zmienia się i ona i jej mieszkańcy. Powraca przeszłość i nawet błahe sprawy nabierają wyjątkowego znaczenia. Na tej wyspie niczego nie można być pewnym, do końca… Ale tak naprawdę, mimo zagadek i mrocznych tajemnic, nie jest to klasyczny kryminał. Życie nie składa się przecież z samych łóamigłówek do rozwiązania, toczy się wielotorowo, swoim rytmem, ludzie piją kawę, idą na zakupy, robią konfitury z egipskich moreli. Nie czekając, aż wydarzy się coś, co naruszy ten porządek, po prostu żyją. Autorki pokazały, że się piecze, gotuje i robi tysiąc innych rzeczy, mimo, że Zło cały czas gdzieś się czai. Zło gdzieś tam jest, niemniej jest opowiadane półgłosem, bez hollywoodzkiej pompy i spektakularnych fajerwerków. Mimo tego, a może dzięki temu – wciąga, niczym fala przypływu. Strzeżcie się, nie da wam zasnąć. Jak Księżyc Myśliwych. http://waltanie.blox.pl/2015/10/DWIE-AUTORKI.html Juliczka Dyrektor Biblioteki Narodowej, dr Tomasz Makowski, poinformował na antenie Radia TOK FM, że w 2010 roku ukazała się rekordowa liczba tytułów książkowych: 31,5 tysięcy. Skądś wiedziałam o średniej rocznej: 25 tysięcy, z czego blisko połowa to pierwsze wydania. Informacje, jak inne, choćby te o ilości mieszkańców na kilometr kwadratowy w miastach i wsiach, umykały. Dawno podjęłam decyzję, by statystyka, ze swoimi metodami analiz wariancji, regresji, korelacji, a nawet przeżycia, obywała się beze mnie. Fotografia zamieszczona przez jedno z wydawnictw przedstawiająca codzienną pocztę przychodzącą, zrobiła jednak na mnie wrażenie. Tyle tego! Tylu ludzi pisze! Treść zdjęcia udzieliła mi lekcji, nie tej uroku i wdzięku, a pokory. Szczególnie przydatnej od dnia premiery "Księżyca Myśliwych", gdy książka trafiła na półki księgarskie. Jest! Stoi w Nowościach, a w księgarni Muza w Madisonie - na wystawie. Pytam samą siebie, czy to się dzieje naprawdę, czy wszystko jest w porządku. Na ogół w życiu nie ma wiele ładu, ale takie pytania mają jednak sens. Bo w tym wielkim bezładzie jest pewnie jakiś ład. I dwie autorki. Ze swoim małym kinem o zbieżnych obrazach. Albo sztormem. Bo na sztorm doskonały składają się wiatr, deszcz, falowanie w odpowiedniej formie, sile, natężeniu. Sztorm, ze wszystkimi elementami, się zdarza. Tak zdarzył się i "Księżyc". Zadziała nieuchwytna chwila, nastrój, miejsce. Bo się słuchały. Wsłuchiwały się: "Czy to zna, czy słyszała, czy pamięta, jak zareaguje?". I wydarzało się. Jak sztorm. My, kim jesteśmy? Ukryte za inicjałami swobodnie przekraczamy granice światów rzeczywistego i fikcyjnego. Mogłybyśmy na chwilę nadać sobie inne imiona, przymierzyć, jak kostium teatralny. I poruszać zza sceny kukiełkami - wymyślonymi postaciami. Obdarzać je charakterami, wydarzeniami, losem. Przeglądamy się w lustrach innych ludzi, mamy nadzieję znaleźć w nich własną tożsamość". (cytat z książki) Nigdy nie był kucharzem w cukierni nie terminował lecz on jeden znał ten zapach na pamięć - magdalenka pachniała kruchym ciastem laską wanilii i migdałem /.../ fragment wiersza Katarzyny Krenz Proust z tomu "Z nieznajomą w podróży". Dwie autorki. W książce piszą o ciasteczkach lawendowych, czy je pieką naprawdę. I która z nich. Komentarze w "Altanie": pharlap 2015/10/26 06:01:50 W Polsce ukazało się w ciągu roku ponad 30,000 nowych książek? Zadziwiające. Pomyślałem, że w Australii pewnie 10 razy mniej. Jednak wikipedia podaje, że w Australii ukazało się w 2014 roku 28,234 nowe tytuły i wyprzedza Polskę (27,060) - KLIK. Nie do wiary. Przyznam, że zrobiło mi się trochę smutno. Poczułęm sie jeszcze samotniejszy - jakby na wyspie, w towarzystwie 4-5 książek, otoczony oceanem książek, których nie przeczytam - Chiny - 404,000 tytułów :( Tym przyjemniej pomyśleć, że przez ten ocean podąża w moją stronę Księżyc Myśliwych. Myśliwe - bo przecież jestem przekonany, że pod tą liczbą mnogą kryją sie dwie kobiety - polowały przy świetle księżyca na wpólne wątki w swoich lekturach, wspomnieniach, fotografiach. Gratuluję Wam serdecznie i czekam niecierpliwie kiedy Księzyc wzejdzie wreszcie nad Melbourne. ciotuchna 2015/10/26 11:47:12 Wasza stara ciotuchna niestety nic na temat ksiazki nie moze napisac, bo jej nie ma i nawet nie ma wiadomosci, ze leci do Warszawy. Poznalam obie autorki i nawet wypilam z nimi kawe w pieknym Gdansku, ale to jeszcze bylo przed premiera ksiazki. W mojej osiedlowej ksiegarni nie ma tego tytulu, a dalej ciotuchna nie chadza. W grudniu jade ( z eskorta) do Florencji na kilka miesiecy i mam nadzieje, ze przed podroza ksiazka sie znajdzie u mnie na biurku. julitczka 2015/10/27 00:25:05 Zapraszam na ksiezycmysliwych,weebly.com. Napiszę odrębny wpis, uzupełnię szczegółami. Ciotuchno - spotkania nie zapomnę, niezwykły dzień. Książkę mam jedną, Katarzyna zapewne też. Odezwiemy się, gdy nadejdą egzemplarze autorskie. Pharlapie - poznałam takie dobre pytanie, nie jest mojego autorstwa - a na co Ty polujesz? pharlap 2015/10/27 12:35:00 W linku podanym w komentarzu Juliczki jest mały błąd, który powoduje, że strony nie można znaleźć. Oto poprawny link - ksiezycmysliwych.weebly.com/ Na co ja poluję? - chyba już tylko na spokojne uśmiechy natury i muzyczne emocje. julitczka 2015/10/30 01:54:31 Dziękuję, Pharlapie. |
O książce piszą:Kliknij tutaj, aby edytować. Archiwum:
Maj 2017
Categories
Wszystkie
|