NIEPOKOJĄCA ZAGADKA, WIELKIE KINO EUROPEJSKIE I AUTOTEMATYZM
Wyspa Sylt na północy Europy. Szaro – błękitna. Jak osnuwająca ją mgła i jak otaczające ją morze. Jak unosząca się nad nią melancholia i jak przenikający ją chłód. Cicha, jakby uśpiona. Jak zawieszone w przestrzeni słowa, jak tłumione uczucia. Tu tęsknota odbija się głuchym echem o siwe, płowe skały, a przygnębienie rzadko opuszcza to miejsce, zataczając wraz z wiatrem błędny krąg. Tę rozmytą, nieco senną i osowiałą scenerię okrywa cienkim płaszczem tajemnica. Badacz oceanu Thomas Waltzer oraz jego towarzysz giną na morzu w niewyjaśnionych okolicznościach. Znika również córka Thomasa – Sophie, a wyruszający w ślad za nią jej bliski przyjaciel Cyryl ulega zagadkowemu wypadkowi. Na wyspę przybywają wkrótce dziewczyna Cyryla – Jasmine, studentka filmoznawstwa oraz podający się za fotografa uwodzicielski i intrygujący Oskar Olivetti. Wraz z ich przyjazdem w mieszkańcach Syltu stopniowo zaczynają powracać wyparte dotąd dotkliwe wspomnienia i bolesne uczucia. Znów zaczynają sięgać myślami w przeszłość – odczuwać dawne krzywdy, straty, osobiste tragedie, z równą co niegdyś intensywnością. Niespodziewanie wyspa zaczyna ożywać, pulsować w rytm przyspieszonego bicia serc. Tymczasem autorki piszą do siebie listy. O Bergmanie, o Tarkowskim, o trudzie tworzenia powieści. O szczędzących słowa, dawkujących uczucia bohaterach Bergmana, o wymownych, zapadających w pamięci obrazach z filmów Tarkowskiego, o mozolnym konstruowaniu postaci i skrzętnym dopracowywaniu szczegółów w „Księżycu myśliwych”. W sugestywne pejzaże wyspy, między lapidarne dialogi wpleciona jest korespondencja pisarek, w której ujawniają one swą fascynację wielkim kinem europejskim, swe inspiracje, świat swej wyobraźni oraz tajniki powstawania dzieła literackiego. Książka Katarzyny Krenz i Julity Bielak to proza powściągliwa jak dzieła szwedzkiego reżysera, jednocześnie poetycka i malarska jak obrazy w filmach Tarkowskiego. Iście bergmanowscy są mieszkańcy Syltu – duszący w sobie cierpienie, uwięzieni w samotności, przesiąknięci chłodem północy. W tle surowy, lecz jednocześnie przepojony liryzmem krajobraz – piękny, urzekający, jak filmowe kadry rosyjskiego twórcy. W tej powieści nastrojowość, bogaty świat pisarskiej fantazji, intrygujące niedopowiedzenia stykają się z konkretem, jednobarwnymi szczegółami i zasadniczymi stwierdzeniami. „Księżyc myśliwych” jest kunsztownie skomponowany, pełen intelektualnych smaczków, pełen dysonansów. Dlatego zachwyca i uzależnia. To lektura obowiązkowa tej jesieni. STOWARZYSZENIE EDUKACJI NIEFORMALNEJ KULTURATKA: http://www.kulturatka.pl/2015/11/17/niepokojaca-zagadka-wielkie-kino-europejskie-i-autotematyzm-ksiezyc-mysliwych/
0 Comments
http://waltanie.blox.pl/2015/11/DWA-CYTATY.html
środa, 11 listopada 2015 DWA CYTATY Juliczka Z recenzjami, opiniami, wywiadami - słowem z pełnią "Księżyca myśliwych" - jesteśmy na www.ksiezycmysliwych.weebly.com. Wielka zasługa Kattinki. Pozostajemy tez w Altanie, czasem w pełnym słońcu, czasem w deszczu, a czasami w poświacie księżyca. Ze smutnym wierszem albo wesołą piosenką. "W blasku księżyca wszyscy robimy dziwne rzeczy - wtedy, gdy czuwamy, i kiedy śnimy". "Gubimy się w nadmiarze tego wszystkiego, czym (i kim) nie jesteśmy. Boimy się". "- Czekamy. - Na co? - Aż się coś wydarzy". "W jakimś stopniu każdy z nas manipuluje rzeczywistością". "Uciekamy w dzieciństwo, ten czas największej beztroski, choć paradoksalnie wcale nie bezpieczny, bo kruchy". "Niesiony wiatrem połamany parasol podskakiwał na chodniku, wreszcie ugrzązł w kałuży". "Zanosi się na deszcz, nie pada. Jakby ktoś drażnił cię piórkiem, bębenkiem albo urodzinową trąbką, taką kolorową, co to wysuwa się, gdy dmuchniesz. I tak od tygodnia: piórko, bębenek, trąbka". "Muzyka Komedy wie, jak zejść po trapie z promu na nabrzeże i w porywach wiatru otworzyć parasol". "Życie to nie imieniny u cioci, tu się nie mówi "dziękuję" i wychodzi. Życie to nieustający wyścig z innymi. I ze sobą. Możesz tylko wygrać albo przegrać, na remis nie ma miejsca. Ulepieni jesteśmy z cytatów". "Sami też byli jak dwa cytaty". Zakładki w książce, niektóre poprawne, inne - złapane w locie, wybrały mi parę zdań z "Księżyca myśliwych". Mam ich jeszcze całe mnóstwo. http://atociwynalazek.blogspot.com/2015/11/dream-list-books-uwolnic-ksiazki.html?spref=fb niedziela, 8 listopada 2015 "Dream-list books" - Uwolnić książki! Przedwczoraj przedstawiałam pomysł jak książki mogą pomóc przegnać depresję. Dzisiaj chciałabym podzielić się kolejnym pomysłem, który zawsze poprawia mi humor, a mianowicie mam na myśli obdarowywanie najbliższych. Tak już mam, że sprawia mi to większą przyjemność, niż bycie obdarowywaną. Postuluję zatem uwolnienie książek. Po co czekać na 8 czerwca, jak można zrobić to już dzisiaj. W związku z akcją Dream - list books wraz z Grupą Wydawniczą Znak, chciałabym przedstawić listę siedmiu książek, które moim zdaniem powinny zostać uwolnione jak najszybciej. 1) Katarzyna Krenz, Julita Bielak Księżyc myśliwych - najbardziej niepokojąca powieść ostatnich lat napisana przez oddalone od siebie o tysiące kilometrów autorki. Opowieść snuta niczym gęsta mgła o wydarzeniach na wyspie Sylt, gdzie Księżyc wpływa na zachowanie mieszkańców. Tajemnicze zaginięcie Thomasa i jego córki, a następnie pojawienie się czarującego nieznajomego może być kluczem do rozwiązania tajemnic. Wraz z fazami Księżyca Sylt odkrywa wszystko to, co do tej pory pozostawało w ukryciu. Książkę najchętniej uwolniłabym dla samej siebie - tak intrygująca historia od razu zdobyła moje serce. Przy okazji mogę zdradzić, że recenzja powieści ukaże się na moim blogu już wkrótce. 2) Donna Tartt Szczygieł - historia o kradzieży obrazu przez człowieka cudownie uratowanego z wybuchu. Powieść drogi ukazująca ukształtowanie osobowości głównego bohatera. W związku z tym, że Szczygieł to ulubiony obraz mamy głównego bohatera, ja tę książkę uwolniłabym nie tylko dla mojej mamy, ale dla wszystkich mam. 3) Jandy Nelson Oddam ci słońce - historia rozłamu między kochającym się bliźniaczym rodzeństwem. Powieść o trudnych uczuciach, relacjach, pogodzeniu z losem. Tę książkę z największą przyjemnością uwolniłabym dla mojej siostry i myślę, że byłaby idealnym prezentem dla każdego, kto posiada rodzeństwo. 4) Helen Rappaport Cztery siostry. Utracony świat ostatnich księżniczek z rodu Romanowów - historia prywatnego życia córek Mikołaja II to z pewnością książka idealna do uwolnienia dla wszystkich zapaleńców historii Rosji i caratu, może warto podrzucić ją historyczce, co by darowała sobie robienie trudnego sprawdzianu. 5) Fannie Flagg Babska Stacja - za sprawą jednego listu Sookie wyrusza w daleką podróż do Kaliforni, gdzie poznaje niezwykle charyzmatyczną i pomysłową Fritzie i dowiaduje się, że kobiety mogą prowadzić stację paliw i świetnie dawać sobie radę. Książkę o niesamowitych kobietach uwolniłabym dla wszystkich super babek (czyt. wszystkich babek), żeby pamiętać jaka siła w nas tkwi. 6) Dario Fo Córka papieża - opowieść o życiu Lukrecji, córki kardynała Rodrigo de Borgii, który został później papieżem Aleksandra VI. Fo przedstawia życiorys kobiety nietuzinkowej, tajemniczej, wzbudzającej wiele kontrowersji. Staje w jej obronie, by jej obraz nie został zafałszowany przez serial Rodzina Borgiów. Książkę uwolniłabym dla wszystkich wierzącym plotkom, by wiedzieli, że zawsze istnieje druga strona medalu. 7) Kristina Sabaliauskaitė Silva rerum - kronika rodzinna opisująca losy rodziny Narwojszów. Rodzinna saga rozgrywająca się w siedemnastowiecznej Litwie przypominająca historię Europy. Książkę uwolniłabym dla wszystkich, byśmy w myśl słów Olgi Tokarczuk przypomnieli sobie mimochodem, że historia Europy Środkowej jest wspólną opowieścią. Moje typy znacie i mam nadzieję, że przypadły Wam do gustu. Jakie książki uwolnilibyście dla swoich znajomych?
http://fabryka-dygresji.blogspot.com/2015/11/ksiazka-dla-feministki.html Książka dla feministki Nie wiem, czy jesteście świadomi, ale wyczytałam jakiś czas temu w Internetach, że 7 listopada to Dzień Feministki.Oficjalny czy nieoficjalny? Międzynarodowy czy lokalny? Nieistotne. Grunt, że kobieta z klasą powinna czytać. Jeśli więc macie chętkę na dobrą lekturę, zróbcie sobie koniecznie prezent na 7 listopada. Panowie zaś - zadbajcie o swoje kobiety. Zamiast ciastkami, nakarmcie je dobrą literaturą! Poniżej przedstawiam Wam listę 10 lektur*. Każda z nich to według mnie idealna książka dla feministki. Tak się składa (nie do końca zresztą przypadkowo), że wszystkie z nich możecie kupić w księgarni internetowej Wydawnictwa Znak.Koniecznie dajcie znać w komentarzu, jakie inne książki powinna przeczytać kobieta z klasą i wspólnie stwórzmy później o wiele dłuższą listę. Jeśli zaś mieliście już styczność z pozycjami, o jakich dzisiaj Wam opowiem, również proszę Was o opinie. Przyznam się bez bicia, że mam ogromną ochotę na poniżej prezentowane lektury, ale żadnej z nich do tej pory jeszcze niestety nie czytałam. 1) Dziennik, Anne Frank To jest ta trudność dzisiejszych czasów: ideały, marzenia, piękne oczekiwania jeszcze się nie zdążą rozwinąć, a już zostają trafione i totalnie zniszczone przez najbardziej przerażającą rzeczywistość. Tymi słowami zaczyna się Dziennik Annelies Marie Frank, nastoletniej Żydówki, która przez ponad dwa lata ukrywała się wraz z rodziną w Amsterdamie przed zesłaniem do obozu zagłady. Dziewczyna opisuje swoje spostrzeżenia i wchodzenie w dorosłe życie w nietypowych, tragicznych warunkach. Mimo egzystowania w zamknięciu, tekst Dziennika poraża optymizmem, wiarą w ludzi oraz sporo mówi o dorastaniu. Jestem przekonana, że to bardzo ważny utwór w historii literatury, a jego lektura doda mądrości, odwagi oraz empatii. 2) Cesarzowa wdowa Cixi, Chang Jung O Cixi dowiedziałam się z powieści autorstwa Anchee Min pt. Cesarzowa Orchidea. Zbeletryzowana, porywająca historia kobiety, która decydowała o losie 400 milionów ludzi, tak bardzo przypadła mi do gustu, że zapragnęłam poznać losy Cixi bez literackich ubarwień. Autorka książki, Chang Jung, dołożyła wszelkich starań, by przedstawiony w książce wizerunek władczyni Chin był jak najwierniejszy i w tym celu zgłębiała najrozmaitsze źródła, m.in. zawierające 12 milionów dokumentów Pierwsze Archiwum Historyczne Chin. Myślę często, że na świecie nie ma chyba kobiety mądrzejszej ode mnie. Choć słyszałam wiele o królowej Wiktorii, wciąż nie sądzę, by jej życie było w połowie tak ciekawe i urozmaicone jak moje. Spójrz na mnie, ode mnie zależy los 400 milionów ludzi. To słowa samej Cixi. Nawet, jeśli trącą narcyzmem, nie można chyba zaprzeczyć, że była niesamowitą kobietą, prawda? 3) Białe zęby, Zadie Smith Dawno, dawno temu, biegamy z Julitą po Starym Browarze, zastanawiając się, co kupić Weronice na urodziny. Jedynym słusznym wyborem jest książka. Ale jaka? Jaką książkę kupić starej, obecnej i przyszłej przyjaciółce? To musi być coś wyjątkowego! W nasze ręce wpadają Białe zęby. Od razu wiemy, że to ta, a nie inna lektura nada się na tę okazję. Bo to też przecież książka o przyjaźni. I o kobietach. Kobiety na ogół nie potrafią zerwać z rodziną i przeszłością, ale mężczyźni zachowali tę pierwotną zdolność. Po prostu zrywają z tym, zupełnie tak jakby odklejali sztuczną brodę, i dyskretnie, cichcem wracają do społeczeństwa, kompletnie odmienieni. Teraz żałuję, że nie kupiłam egzemplarza książki również dla siebie. Dowiedziałam się, niedługo po zakupie, że to debiut wybitnej brytyjskiej pisarki. W Białych zębachZadie Smith przedstawia losy trzech rodzin emigrantów, mieszkających we współczesnym Londynie. Wczytując się we fragmenty, odnalazłam nie tylko sporo mądrości, ale i zachłysnęłam się wręcz cudownym stylem autorki. Pragnę wręcz więcej i mam nadzieję, że niebawem uda mi się przeczytać Białe zęby. W końcu książka ta znalazła się w zestawieniu 100 najlepszych angielskich powieści magazynu TIME. Przypadek? Nie sądzę! 4) Smażone zielone pomidory, Fannie Flag Film, który powstał na motywach tej powieści, jest chyba już w pewnej mierze kultowy. Pamiętam, że w latach dziewięćdziesiątych moja mama co chwila go oglądała i bez przerwy się nim zachwycała. Nie pamiętam już za dobrze fabuły, ale wiem, że jeśli będę ją sobie odświeżać, to najpierw na pewno sięgnę po książkę, pełną ciepła, przyjaźni i kobiecości. Lata trzydzieste, Alabama - ach, jak cudownie to brzmi! Dwie przyjaciółki, Idgie i Ruth, otwierają kawiarenkę, którą oprócz magicznego aromatu kawy i przepysznych potraw wypełniają iskry namiętności, radość, miłość, a czasem gniew, rozgoryczenie oraz... zbrodnia. To, co mnie najbardziej w książce interesuje, to jednak nie historia, a jej prostota i aktualność. Choć została wydana po raz pierwszy blisko trzydzieści lat temu, w świecie kobiet niewiele się zmieniło od tego czasu. Kiedyś była dziewicą, by jej nie wyzywano od puszczalskich i dziwek; wyszła za mąż, by jej nie wyzywano od starych panien; udawała orgazm, by jej nie wyzywano od oziębłych; urodziła dzieci, by jej nie wyzywano od bezpłodnych; nie została feministką, by jej nie wyzywano od dziwaczek nienawidzących mężczyzn; nigdy nie narzekała i nie podnosiła głosu, by jej nie wyzywano od zrzęd... 5) Wszystkie lektury nadobowiązkowe, Wisława Szymborska To, że Szymborska wielką poetką była, jest i będzie na wieki, to chyba wszyscy już wiedzą. Ale nie każdy słyszał o jej felietonach, prezentowanych w zbiorze pt.Wszystkie lektury nadobowiązkowe. Po staroświecku uważam, że czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła. Znacie ten cytat, prawda? Z wielką chęcią pobawiłabym się w czytanie felietonów Szymborskiej, tym bardziej, że postrzeganie tej kobiety wyłącznie poprzez pryzmat jej wierszy wydaje się być ogromnym spłyceniem jej obrazu, jakkolwiek głębokie jej poezje by nie były. Jak bardzo będzie można identyfikować się z polską noblistką? To się okaże, ale mam wrażenie, że każda dziewczyna i kobieta będzie mogła wyłuskać z tekstów coś dla siebie. A ponad wszystko delektować się pierwszorzędną literaturą. 6) Szum, Magdalena Tulli Ta, która wydaje nas na świat, a później przed nim broni. Ta, której najbardziej chcemy zaimponować, i którą najbardziej krzywdzimy, nawet, jeśli tak bardzo tego nie chcemy... Matka. Być może właśnie nią jesteśmy w czasie teraźniejszym lub przyszłym. Pewnie chcemy tego z całego serca lub boimy się nawet o tym pomyśleć. Powieść Szum Magdaleny Tulli to podobno najbardziej osobista książka tej wybitnej polskiej twórczyni. Chciałabym móc ją poznać, by zobaczyć, jakim ogromem odwagi musiała posłużyć się pisarka, żeby wydać taki utwór. O relacjach matka-córka zawsze było mi bardzo trudno pisać. Nic dziwnego. To najważniejsza więź w moim życiu. Być może dzięki lekturze okazałabym się choć trochę lepszą córką lub wreszcie się zdecydowała, czy wychowanie dziecka to coś, czemu byłabym w stanie sprostać... Lektura wydaje się też poważnym utworem o dorastaniu. Tak, koniecznie muszę ją przeczytać! Kto utraci bezkarność z miejsca staje się dorosły. A dorosłość to równia pochyła, wiadomo dokąd prowadzi. 7) Jolanta Sylwia Chutnik Jola to dziewczyna, która prześlizguje się przez życie, starając się, by możliwie jak mniej ją zabolało. Urodzona w latach osiemdziesiątych, dojrzewa, kończy szkołę, wychodzi za mąż i... ucieka z domu. Dlaczego? Co kryje się w umyśle kobiety, decydującej się na tak drastyczny krok? I czy przez chwilę nie pomyślała o tym każda z nas...? Bądź dla innych miła i taka, jaką chcieliby cię widzieć. Wtedy nie napytasz sobie biedy, nikt ci niczego nie udowodni. W ogóle się od ciebie odczepią, bo zwyczajnie o tobie zapomną. "Nie mówić, nie ufać, nie odczuwać". Być miłą. Wypadałoby przeczytać wreszcie książkę jednej z największych i najszlachetniejszych polskich feministek, której utwory trzykrotnie nominowane były do Nagrody Literackiej Nike. Wierzę, że wkrótce mi się to uda. 8) Tramwaj zwany pożądaniem i inne dramaty, Tennesee Williams Spójrzcie tylko na tę piękną, intensywnie czerwoną okładkę! (Jeżeli ktoś jeszcze nie wie, czerwień to mój ulubiony kolor, który uważam za bardzo kobiecy - wiecie, czerwone szpilki, czerwona kiecka, czerwone paznokcie, czerwona szpilka, czerwień wojny, jaką musimy toczyć każdego dnia z trudnym życiem, czerwień krwi cieknącej z poszarpanych od namiętnych pocałunków ust i krwi wyciekającej co miesiąc z naszego łona). Literatura to nie tylko reportaż, biografia, felieton, poezja czy powieść. To również dramat, często tak pomijany pośród innych gatunków. Tramwaj zwany pożądaniem to kultowa książka, zekranizowana w 1951 roku. W filmie główną rolę zagrał Marlon Brando, o którym na pewno wszyscy słyszeli, lecz któż w rękach trzymał książkę jednego z najwybitniejszych amerykańskich dramaturgów minionego wieku? Wydanie, które prezentuje Wydawnictwo Znak, to nie tylkoTramwaj, ale i inne porywające utwory Williamsa, przełożone przez Jacka Poniedziałka. Ślinka cieknie! 9) Bracia Karamazow, Fiodor Dostojewski Ale zakochać się to nie znaczy kochać. Zakochać się można nienawidząc. Kobiety kobietami, ich namiętności, pragnienia, spory i problemy chlebem codziennym, ale nie zapominajmy, że bez mężczyzn nasz świat przestałby zupełnie istnieć! Dlatego kolejną dobrą książką dla feministki będzie coś z klasyki. Idealnie nadadzą się do tego celu Bracia Karamazow, czyli najwybitniejsza chyba powieść Fiodora Dostojewskiego. Czterej bracia, jedna zbrodnia: ojcobójstwo. Jestem niezwykle ciekawa tego utworu, ponieważ do Dostojewskiego zraziła mnie Zbrodnia i kara, przez tak wielu ogłoszona dziełem genialnym. Teraz chciałabym zweryfikować mój pogląd na twórczość autora. Męski świat pełen surowości, pierwotnych instynktów, siły i mroku jest bardzo, bardzo pociągający... Nie ma to jak rozkoszować się nim, kiedy opisany zostaje w mistrzowski sposób! 10) Księżyc myśliwych, Katarzyna Krenz, Julita Bielak Ostatnia pozycja intryguje mnie po trosze enigmatycznym opisem, jednak w większej mierze chęcią oceny twórczości Katarzyny Krenz, doświadczonej już autorki oraz debiutującej Julity Bielak. Ponoć panie pracowały nad powieścią, będąc oddalonymi od siebie setki kilometrów, nie spotykając się w świecie rzeczywistym, a jedynie korespondując ze sobą. Taki system przypomina mi dawne czasy, kiedy powstawały moje pierwsze opowiadania współtworzone w brulionie wraz z przyjaciółkami oraz prowadzenie strony internetowej z ocenami blogów. Ach, sentymentalnie się zrobiło. Mam nadzieję, że książka będzie dowodem, iż kobiety potrafią się porozumieć, bez względu na poglądy i odległość, a zatem że kobieca solidarność nie jest tylko mitem. Świętujcie 7 listopada godnie i z kulturką. Lektura to sprawdzony sposób na każdą okazję, więc mam nadzieję, że przygotowana przeze mnie lista książka dla feministki przydatna będzie przez cały rok. Dorzucajcie swoje propozycje! http://www.ich4pory.pl/2015/11/wloczykij.html 6 LISTOPADA 2015 Nosi mnie! Syndrom Włóczykija W poprzednim życiu chyba byłam bocianem. Kiedy nastają pierwsze chłody, bardzo chcę gdzieś wyjechać. Berlin, oddalony o jakieś 8 godzin jazdy pociągiem, przygotowuje się do jarmarku świątecznego. Praga, od której dzieli mnie jedna noc w kuszetce, pełna jest stoisk z trdelnikami i grzanym winem. Na północy Europy zorza faluje na niebie. Czekają na mnie wiedeńskie muzeum Klimta, barcelońska La Rambla czy wąskie uliczki paryskiego Montmartre. A ja duszę się w Krakowie. Nie tylko z powodu smogu, psychicznie też. Jestem uziemiona. Mogę tylko planować jak najwięcej weekendowych wyjazdów. Siedzenie w domu wychodzi mi bokiem, a opuszczenie domu bez maski przeciwpyłowej grozi uduszeniem. Kiedy Asia z bloga Book me a Cookie napisała mi o nowej akcji z Wydawnictwem Znak, od razu wiedziałam, jak będzie wyglądać moja książkowa wishlista. Przecież od lat dzięki literaturze zwiedzam najróżniejsze miejsca i światy, nie ruszając się z fotela. Teraz też mogę tak podróżować. Lepsze to niż nic! "Podaruj mi miłość" to książka, która przywraca wiarę w magię świąt. To trochę taka książkowa wersja filmu "Love, Actually". Do poczytania przed kominkiem, przy herbacie i pierniczkach. "Ale kosmos!" - popularnonaukowa pozycja autorstwa Mary Roach, która w swojej karierze pisarskiej zwiedzała już kostnice, zaświaty i ludzki układ pokarmowy. Sama nie mam szans na lot w kosmos, a już na pewno nie w najbliższej przyszłości, więc chociaż sobie o tym poczytam. "Babska stacja" dzieje się w Kalifornii. Autorka niezwykle sugestywnie potrafi opisywać życie amerykańskiej prowincji, co wiem już z kultowych "Smażonych zielonych pomidorów". Historia Sookie wydaje się bardzo obiecująca. Po "Swoją drogą" chętnie sięgnę w ciemno, bo bardzo lubię czytać o podróżach okiem Tomka Michniewicza. Byliśmy już razem na drogach, których nie ma i przeżyliśmy gorączkę złota, więc teraz też na pewno będzie świetnie. "Smak szczęścia" jest kolejną książką Agnieszki Maciąg, która traktuje o dobrym życiu w stylu slow. Potrzebuję tego spowolnienia, wyprawa do krainy powolności bardzo mi się przyda. "Księżyc myśliwych" zabiera w podróż na wyspę Sylt - mroczną i pełną tajemnic. Jesień to idealny czas na takie lektury. Kryminały zawsze najlepiej smakują mi, kiedy za oknem robi się chłodno. Kiedy przeczytałam "Kochaj wystarczająco dobrze" Agnieszki Jucewicz, czułam niedosyt, który ma szansę zaspokoić "Seks. Pozycja dla praktykujących" (i to wcale nie zabrzmiało wieloznacznie). Książka to zbiór wywiadów z ekspertami, poruszającymi istotne i dyskusyjne kwestie związane z życiem intymnym. Fascynująca lektura... i świetny temat do rozmów z mężem. Albo z przyjaciółkami. Ten wpis to pierwsza część moich prezentowników na ten rok. Postanowiłam stworzyć taki cykl, bo mam dość tych wszystkich komercyjnych porad w rodzaju "kup mężowi tablet za 3 tysiące, a mamie perfumy za 2,5". O wartości prezentu przesądzają przecież starania i intencje darczyńcy. Dlatego będę Wam jeszcze polecać różne fajne rzeczy, których wspólnym elementem jest dwucyfrowa cena. A teraz idę czytać. Bo wiecie, na ten moment, który mam tylko dla siebie przed zaśnięciem... Kiedy otwieram książkę i bez pakowania, bez biletu frunę w zupełnie inne miejsce... Wyczekuję tego codziennie, od samego rana. http://notatnikkulturalny.blogspot.com/ PONIEDZIAŁEK, 9 LISTOPADA 2015 Dream Read List część 1 - dla prawdziwych facetów Jesień w pełni. I to niestety raczej pokazuje się od tej mniej przyjemnej strony - chłodnej, wietrznej, mokrej i nieprzyjemnej. A jak do tego dodamy jeszcze smog w powietrzu, to człowiekowi odechciewa się wychodzenia z domu. Zróbmy więc sobie odrobinę cieplejszej i przyjemniejszej przestrzeni w życiu. Zainwestujmy trochę czasu w bliskich, we wspólne wieczory np. przy gotowaniu, jedzeniu albo przy planszówkach. No i chyba nie ma lepszego czasu na to, żeby posiedzieć nad dobrą lekturą. Kubek herbaty, kocyk, lampka i odrobina świętego spokoju to marzenie, które jest na wyciągnięcie ręki. Tak łatwo je przecież zrealizować. Ta notka jest trochę wyjątkowa, bo zwykle piszę przecież recenzje. Tym razem jednak dałem się namówić na udział w akcji zorganizowanej przez Wydawnictwo Znak i Joasię z bloga Book me a cookie. Spodobał mi się po prostu pomysł na stworzenie listy życzeń, którą mogę komuś zadedykować, z tytułami tego wydawnictwa. Sam często robię tam zakupy, współpracuję przy recenzjach, więc nie miałem dylematów, że będę musiał polecać coś czego nie jestem pewien. Tu rekomendację wystawiam z ręką na sercu :) Na początek: propozycje ode mnie dla prawdziwych facetów. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wiele przedstawicielek płci pięknej też sięga po taką "bardziej męską" literaturę, ale w drugą stronę to już tak bardzo nie działa. Możecie więc spokojnie sugerować się tymi propozycjami przy zakupach dla swoich mężów, braci, chłopaków itd. Pobawcie się może też sami w próbę stworzenia takiej wish-listy. Może dla siebie, aby dać delikatnie znać św. Mikołajowi gdzie ma szukać inspiracji :) Strona Wydawnictwa ZNAK to kopalnia dobrych pomysłów na prezenty. 1. Złe psy - Patryk Vega tu wystarczy hasło: serial "Pitbull" i wszystko będzie jasne. Prawdziwe życie gliniarzy 2. Wszystkie wojny Lary - Wojciech Jagielski znany ze swych reportaży z obszarów objętych wojną, po raz pierwszy pokazuje nam jak to przeżywają kobiety 3. Trupia farma - Bill Bass sekrety legendarnego laboratorium sądowego. Inne spojrzenie na zbrodnię, wcale nie mniej interesujące niż w kryminałach 4. Stulecie detektywów - Jurgen Thorwald dzieje nowoczesnej kryminalistyki. Książka napisana ponad 50 lat temu, ale wciąż zachwyca i zaciekawia 5. Szlak nadziei - Norman Davies Brytyjczyk kochany przez Polaków, bo jak mało kto potrafi pisać o naszej historii obiektywnie i z pasją. Tym razem o szlaku jaką przeszła Armia Andersa ze Związku Radzieckiego 6. Arena szczurów - Marek Krajewski mistrz kryminału retro powraca! Komisarz Popielski w czasach powojennych - znowu jest mrocznie i klimatycznie 7. www.afgan.com.pl - Marcin Ciszewski autor, który zachwycił serią o polskich żołnierzach, którzy przenieśli się ze współczesności do czasów września roku 1939, proponuje kolejną odsłonę cyklu. Tym razem akcja przeniesie nas na Bliski Wschód. 8. Facet i kuchnia - Szymon Kubicki w każdym mężczyźnie podobno tli się iskra genialnego kucharza, może więc warto zaskoczyć swoje otoczenie swoimi umiejętnościami 9. Szum. Wayward Pines - Blake Crouch czy można odtworzyć i połączyć klimat z takich produkcji jak "Miasteczko Twin Peaks", "Przystanek Alaska", "Z Archiwum X" czy "Lost” 10. Księżyc myśliwych - Katarzyna Krenz, Julita Bielak jedyna pozycja na tej liście, której jeszcze nie znam, ale zapowiada się jako jedna z ciekawszych premier tego roku. Warto więc wrzucić o niej ciut więcej. O KSIĄŻCE Sylt wciąga. Miękką, mglistą przestrzeń wyspy otacza morze opowieści i tajemnic. Tutaj za sznurki pociąga piąty żywioł – księżyc. Thomas znika. Po jego córce Sophie zaginął słuch, a jej przyjaciel Cyryl w zagadkowym wypadku traci pamięć. Wdowę po Thomasie odwiedza tajemniczy gość, którego urokowi trudno się oprzeć. Czy kluczem do wszystkiego okaże się muszla? Z każdą kolejną fazą księżyca Sylt odkrywa swoje ponure sekrety, które łączą obcych ludzi więzami silniejszymi od więzów krwi. Niepokój, tajemnica i niszczycielska siła żywiołów w Księżycu myśliwych splatają się w nieprzewidywalną opowieść o pogoni za wymykającą się prawdą i o ułudzie szczęścia. Ta mroczna, malarska i pełna smaków proza pulsuje zniewalającym rytmem przypływów i odpływów morza. I że lepiej uważać, zwłaszcza o tej porze roku, gdy zachodzące słońce na naszych oczach spotyka się z Księżycem Myśliwych, który wzywa człowieka do ostatniego polowania, by mógł uzupełnić zapasy pożywienia przed nadejściem zimy. Jest wtedy chłodny i okrutny, i tak jasny, że na ziemi nic się nie ukryje, ani świeży trop, ani zwierzę. Katarzyna Krenz, powieściopisarka, i Julita Bielak, debiutantka, oddalone od siebie o tysiące kilometrów, choć nigdy wcześniej się nie spotkały, wspólnie napisały najbardziej niepokojącą powieść ostatnich lat. OPINIE O KSIĄŻCE · Mikołaj Trzaska: Ta powieść jest barometrem uczuć. Misternie utkaną pajęczyną relacji i wydarzeń zmieniających bieg ludzkiego życia. Poetycką historią o tym, jak się poruszamy pomiędzy zjawiskami natury i ożywionym światem przedmiotów, które przez wieki nabrały znaczeń. Podczas lektury zatraca się poczucie czasu, a przed oczami pojawia się pejzaż złożony ze wszystkich odcieni morskiej szarości. · Marcin Wilk: Opowieść ma czasem to do siebie, że płynie wartkim nurtem, by nagle – niepostrzeżenie i zuchwale – przenieść nas na sam środek oceanu cudzej wyobraźni. Ale tym razem nie jest tak łatwo. I to nie tylko dlatego, że autorki są dwie. Tu rządzi przypływ i odpływ, księżycowy cykl, przypadek zamiast wypadku. Mało tego. Po przeczytaniu tej książki zaczniecie szukać w atlasach wyspy Sylt. Część nawet będzie próbowała się tam udać, by skonfrontować zmyślenie z rzeczywistością. · Piotr Gajdowski, Newsweek: Katarzyna Krenz, autorka m.in. „Królowej pszczół”, i debiutantka Julita Bielak napisały wspólnie powieść „Księżyc myśliwych”. Autorskie duety sprawdzają się w kryminałach (ostatnio choćby Dehnel – Tarczyński z „Tajemnicą domu Helclów”) i tak jest tutaj, chociaż z ambicjami na coś więcej. (…) Bajkowość scenerii trochę unieważnia powagę psychologicznej warstwy powieści, pogłębionej i zniuansowej, która oprócz malarskiego języka jest najmocniejszą stroną książki. · Jerzy Doroszkiewicz, Kurier Poranny: „Księżyc myśliwych” to wyjątkowo udana porcja prozy z historią i ekologią w tle. Zagadka kryminalna i mroczne tajemnice wojny są tylko przyprawami do plastycznych kadrów, które same rodzą się przed oczami czytelników. Wystarczy odrobina wrażliwości i podbudowanej wiedzą ogólną, wyobraźni. niedziela, 08 listopada 2015, clevera
Frapujące, ale owocne doświadczenie! Przy dobrej pogodzie jest w nim stalowy spokój i logika. Początkowo ucieszyłam się, że było morze, a na nim wyspa, a na niej ludzie. Wiatr przesycony jodem, powiew z nutą soli, wodorostów i skorupiaków. Myślałam, że wpasuję się w ten świat, ale uciekałam od niego, budowałam bariery i zatrzaskiwałam drzwi do moich emocji. Ja, urodzona nad morzem, żyjąca z nim i obok niego. Przez kilkanaście lat od urodzenia wśród rybaków i ludzi morza. Plaża była moim placem zabaw, a las na wydmach materializacją najbardziej szalonych pomysłów. A mimo to pozamykałam się w sobie, czytając tę powieść. Nie odnalazłam się w niej, pomimo wspólnych doświadczeń z bohaterami i sprzyjających warunków nadmorskiego czytania. To dlatego przez mój wpis będą przewijać się zdjęcia podpisane cytatami z książki, które z powodzeniem mogłyby ilustrować miejsce akcji opowieści. Bo morze wszędzie jest takie samo. Przed nią leżało morze, z portem rybackim po lewej i przystanią portową po prawej. Powieści, którą mogłabym potraktować, jak kryminał. Mogłabym, ale nawet gdybym bardzo tego chciała i uparła się przy takim właśnie pojmowaniu, to nie dane mi było tak odebrać tej historii. Wydarzeń rozegranych w nadmorskiej miejscowości List na jednej z fryzyjskich wysp Morza Północnego o nazwie Sylt, należącej do najdalej na północ wysuniętej gminy niemieckiej. Sprawdziłam na mapie i jak widać – rzeczywiście istniejącej. To tutaj pod koniec wyjątkowo ciepłego października (dokładnie takiego, jak w tym roku mojej rzeczywistości, gdy czytałam tę książkę), o drugiej w nocy znaleziono młodego, nieprzytomnego, ciężko pobitego chłopaka. Rany były poważne – liczne zranienia, połamane żebra, pręga na szyi po próbie duszenia i niemal brak twarzy. I najgorsze – amnezja. Sprawą zajął się komisarz Kurt Herzog, któremu marzyła się solidna kariera w kryminalistyce. Zamiast tego pełnił nudą i żmudną służbę na cichym posterunku, w którym na biurku znajdywał błahe zgłoszenie w sprawie pobitego chłopaka, dwa włamania, do hurtowni piwa i do domu emeryta. To wszystko. Żadnych spraw wymagających od niego wysokiego ilorazu inteligencji do rozstrzygania, rozgryzania, analizowania, dochodzenia, przechytrzania i dopadania sprawców chociażby przemytu narkotyków na ogromną skalę, handlu dziećmi czy zbrodnie z zimną krwią albo w afekcie, z planem czy bez, ale zawsze w wielkim stylu. Nawet nie wiedział, że to, za czym tak tęsknił, miał na wyciągniecie ręki. Wystarczyło trochę rozgrzebać nadmorski piach, przysypujący pracowicie ślady przestępstwa, by napotkać pierwszy trop prowadzący do sprawy na skalę nie tylko wyspy, kraju czy świata, ale nawet jego najśmielszych marzeń. Wystarczyło przyjrzeć się wnikliwiej pobitemu chłopakowi i temu, co przy nim znaleziono. ...rybacy sprzedali rybę z nocnego połowu i rozjechali się do domów... Ale nie na tym wątku skupiała się cała opowieść. Dlatego nazwanie jej kryminałem czy nawet sensacją byłoby wbrew zamierzeniom głównych narratorek (narratorów było więcej) używających inicjałów J. i B.. Pojawiały się nagle w tej fabule, niczym przecinki w zdaniach pozwalające na oddech, na oderwanie się od uwikłania bohaterów, na przemyślenie podsuwanych tematów sygnalizujących pojawianie się kolejnych wątków. Swoją korespondencyjną wymianą myśli wprowadzały poczucie antraktu w rozgrywającym się spektaklu o życiu mieszkańców Syltu. Początkowo nie lubiłam tych wtrąceń. Zwłaszcza że pełniły rolę analityczną, uzupełniającą oraz, nielubianych przeze mnie, tłumaczącą i obnażającą warsztat powstawania fabuły i tworzenia fizycznych i psychologicznych sylwetek postaci. Często i gęsto powoływały się przy tym na skojarzenia z twórczością innych pisarzy, aktorów, piosenkarzy, a zwłaszcza reżyserów. Musiałam się z tym pogodzić, bo po pierwsze to one kreowały ten świat, z czasem przenikając do niego. Po drugie - sprawiało im to ogromną przyjemność, a co wyjawiły dopiero na końcu, pisząc – wydarzenia w Księżycu, nawet gwałtowne, nie po to się działy, żeby wzmocnić fabułę zawiłą intrygą czy dramatycznym pościgiem. Zagadką było samo pisanie, ta dziwna i niczym nieuzasadniona potrzeba trwania przy tym, sama przyznasz, dość dziwacznym zajęciu, jakim jest wymyślanie komuś imienia, wzrostu i koloru oczu, obdarzanie go życiem, losem i cechami charakteru. A po trzecie B. w jednym z listów do J., którymi wymieniały się systematycznie, zaznaczyła – zastanawiałam się nad formułą „miękkiego” kryminału, a więc napisanego w taki sposób, by nie udawał mocnej męskiej gry, a pozostał wiarygodny. W końcu znalazłam odpowiedź: nie ma potrzeby określania gatunku, dziś nikt tego nie oczekuje. Stąd moja trudność w zaszufladkowaniu gatunkowym tej powieści, chociaż narratorki podpowiadają – post-modernistyczny eklektyzm na granicy gry pozorów, czarnego humoru i autotematyzmu. Proszę być tak sprytnym i ująć to w jednym słowie-pojęciu. No właśnie – ups! ...morze jest niebieskie albo zielone nie tylko z powodu refrakcji światła i głębokości... Ale dzięki tej nieokreśloności można tę powieść odbierać na wielu poziomach. Wszystko zależy od czytelnika, który z przyjemnością podda się napięciu, skupiając się na suspensie przeniesionym w sferę motywacji orazludzki wymiar winy, kary i przebaczania. Na wysuniętych daleko w morze umocnieniach odpoczywały gromady dzikich kaczek, mew i rybitw, szablodziobów i ostrygojadów. Inny odbiorca znajdzie w niej bogate pokłady zagadnień filozoficznych, często formułowanych w pytaniach podobnych do tych – O co walczymy? Czy, jak piszesz, stworzeni jesteśmy do życia według naszych wyobrażeń, za którymi, nieraz daremnie, podążamy? Czy może jednak naszym prawdziwym przeznaczeniem jest, uważane za nudne i przegrane, ukojne bytowanie na prowincji, wszelkiej prowincji, w tym także duchowej? To tutaj znalazłam wyjaśnienie tajemnicy tytułu powieści. Jednak mnie najbardziej zaciekawił motyw nie ucieczki człowieka i jego drogi, bardzo popularnej w literaturze, ale osadzenie i okopanie się człowieka na wyspie dosłownej i metaforycznej. Odgrodzenie się od okropności rzeczywistości,w której dominuje przerażająca i przygnębiająca szeroko pojmowana wojna, bo gdziekolwiek się obejrzysz, wszędzie wojna. Nieważne, mała czy duża, prywatna czy międzyplemienna, zawsze straszna, zawsze okaleczająca. Stąd nasze wyspy, każdy z nas na swojej, byle dalej od okropności, które niosą śmierć i zniszczenie. Napełniają strachem. Zdumiewają. ...jedne spały, syte i skulone, inne czyściły pióra... Z kolei ktoś inny skupi swoją uwagę na literackiej „ekranizacji” filmów Ingmara Bergmana bardzo silnie obecnego w powieści, który sceny tkał z życia ludzi. To samo robiły narratorki, poszerzając jednak eksponowaną przez reżysera sferę emocji, myśli i uczuć o prozaiczne czynności, zachowania i zdarzenia włącznie z przepisami kulinarnymi. Między innymi na ciasteczka lawendowe, więc i pasjonaci kuchni wiele tutaj dla siebie znajdą. A wszystko to w klimacie marynistycznym, z morzem w tle. Piękny obraz taki, jak urocze są zdjęcia, które wklejałam w tekst. Ktoś może nawet powie – nostalgiczne ujęcia. Ale to tylko jedna strona morza i jego ludzi. Dla mnie nudna, szara, bura, jednostajna, zbyt spokojna, zachowawcza. Martwa. ...a jeszcze inne suszyły skrzydła, obracając je na wszystkie strony, by złowić najmniejszy powiew popołudniowej bryzy. Nie lubię takiego morza. Nie lubię tych pustych plaż po sezonie, tej transparentności przestrzeni bez tajemnicy, tej ciszy i groźnego pomruku wody i ryku bestii w czasie sztormu, tego ustawicznego memento moriżywiołu natury. To nie było dobre miejsce urodzenia i dorastania dla wojowniczki, dla nastolatki chcącej czerpać z życia garściami i bić się z życiem, skazujące na wielomiesięczne czekanie na pełen życia, barwny, głośny, żywiołowy i nieprzewidywalny sezon turystyczny, który na dwa miesiące odsuwał w cień sezon martwy, kojąc moją "chorobę morską". Nie utożsamiłam się z bohaterami wyspy, mimo że miałam do tego pełne prawo. Wybrałam grę w życie, które tak dobrze pokazał Ingmar Bergman w Siódmej pieczęci. Uciekłam z „wyspy” na „stały ląd” z jego "wojnami". To dlatego z dystansem weszłam w świat powieści, jedynie przyglądając się z zaciekawieniem tym, których taki świat fascynuje i w którym się odnajdują, przybywając do niego w sensie fizycznym. Zostając na stałe. W sensie metaforycznym mam swoją wyspę. To książki. Moje antidotum na martwy sezon. No i proszę, co może być przyczyną miłości do książek, a co uświadomiła mi ta powieść! Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki. http://clevera.blox.pl/2015/11/Ksiezyc-Mysliwych-8211-Katarzyna-Krenz-Julita.html http://waltanie.blox.pl/2015/10/DWIE-AUTORKI.html Juliczka Dyrektor Biblioteki Narodowej, dr Tomasz Makowski, poinformował na antenie Radia TOK FM, że w 2010 roku ukazała się rekordowa liczba tytułów książkowych: 31,5 tysięcy. Skądś wiedziałam o średniej rocznej: 25 tysięcy, z czego blisko połowa to pierwsze wydania. Informacje, jak inne, choćby te o ilości mieszkańców na kilometr kwadratowy w miastach i wsiach, umykały. Dawno podjęłam decyzję, by statystyka, ze swoimi metodami analiz wariancji, regresji, korelacji, a nawet przeżycia, obywała się beze mnie. Fotografia zamieszczona przez jedno z wydawnictw przedstawiająca codzienną pocztę przychodzącą, zrobiła jednak na mnie wrażenie. Tyle tego! Tylu ludzi pisze! Treść zdjęcia udzieliła mi lekcji, nie tej uroku i wdzięku, a pokory. Szczególnie przydatnej od dnia premiery "Księżyca Myśliwych", gdy książka trafiła na półki księgarskie. Jest! Stoi w Nowościach, a w księgarni Muza w Madisonie - na wystawie. Pytam samą siebie, czy to się dzieje naprawdę, czy wszystko jest w porządku. Na ogół w życiu nie ma wiele ładu, ale takie pytania mają jednak sens. Bo w tym wielkim bezładzie jest pewnie jakiś ład. I dwie autorki. Ze swoim małym kinem o zbieżnych obrazach. Albo sztormem. Bo na sztorm doskonały składają się wiatr, deszcz, falowanie w odpowiedniej formie, sile, natężeniu. Sztorm, ze wszystkimi elementami, się zdarza. Tak zdarzył się i "Księżyc". Zadziała nieuchwytna chwila, nastrój, miejsce. Bo się słuchały. Wsłuchiwały się: "Czy to zna, czy słyszała, czy pamięta, jak zareaguje?". I wydarzało się. Jak sztorm. My, kim jesteśmy? Ukryte za inicjałami swobodnie przekraczamy granice światów rzeczywistego i fikcyjnego. Mogłybyśmy na chwilę nadać sobie inne imiona, przymierzyć, jak kostium teatralny. I poruszać zza sceny kukiełkami - wymyślonymi postaciami. Obdarzać je charakterami, wydarzeniami, losem. Przeglądamy się w lustrach innych ludzi, mamy nadzieję znaleźć w nich własną tożsamość". (cytat z książki) Nigdy nie był kucharzem w cukierni nie terminował lecz on jeden znał ten zapach na pamięć - magdalenka pachniała kruchym ciastem laską wanilii i migdałem /.../ fragment wiersza Katarzyny Krenz Proust z tomu "Z nieznajomą w podróży". Dwie autorki. W książce piszą o ciasteczkach lawendowych, czy je pieką naprawdę. I która z nich. Komentarze w "Altanie": pharlap 2015/10/26 06:01:50 W Polsce ukazało się w ciągu roku ponad 30,000 nowych książek? Zadziwiające. Pomyślałem, że w Australii pewnie 10 razy mniej. Jednak wikipedia podaje, że w Australii ukazało się w 2014 roku 28,234 nowe tytuły i wyprzedza Polskę (27,060) - KLIK. Nie do wiary. Przyznam, że zrobiło mi się trochę smutno. Poczułęm sie jeszcze samotniejszy - jakby na wyspie, w towarzystwie 4-5 książek, otoczony oceanem książek, których nie przeczytam - Chiny - 404,000 tytułów :( Tym przyjemniej pomyśleć, że przez ten ocean podąża w moją stronę Księżyc Myśliwych. Myśliwe - bo przecież jestem przekonany, że pod tą liczbą mnogą kryją sie dwie kobiety - polowały przy świetle księżyca na wpólne wątki w swoich lekturach, wspomnieniach, fotografiach. Gratuluję Wam serdecznie i czekam niecierpliwie kiedy Księzyc wzejdzie wreszcie nad Melbourne. ciotuchna 2015/10/26 11:47:12 Wasza stara ciotuchna niestety nic na temat ksiazki nie moze napisac, bo jej nie ma i nawet nie ma wiadomosci, ze leci do Warszawy. Poznalam obie autorki i nawet wypilam z nimi kawe w pieknym Gdansku, ale to jeszcze bylo przed premiera ksiazki. W mojej osiedlowej ksiegarni nie ma tego tytulu, a dalej ciotuchna nie chadza. W grudniu jade ( z eskorta) do Florencji na kilka miesiecy i mam nadzieje, ze przed podroza ksiazka sie znajdzie u mnie na biurku. julitczka 2015/10/27 00:25:05 Zapraszam na ksiezycmysliwych,weebly.com. Napiszę odrębny wpis, uzupełnię szczegółami. Ciotuchno - spotkania nie zapomnę, niezwykły dzień. Książkę mam jedną, Katarzyna zapewne też. Odezwiemy się, gdy nadejdą egzemplarze autorskie. Pharlapie - poznałam takie dobre pytanie, nie jest mojego autorstwa - a na co Ty polujesz? pharlap 2015/10/27 12:35:00 W linku podanym w komentarzu Juliczki jest mały błąd, który powoduje, że strony nie można znaleźć. Oto poprawny link - ksiezycmysliwych.weebly.com/ Na co ja poluję? - chyba już tylko na spokojne uśmiechy natury i muzyczne emocje. julitczka 2015/10/30 01:54:31 Dziękuję, Pharlapie. http://martinwoolf.blogspot.com/2015/10/targi-ksiazki-co-kupic.html
środa, 21 października 2015 Targi Książki: co kupić? W tym momencie dostajesz 10 tysięcy złotych i nieco większy samochód do dyspozycji. Tak uposażony idziesz na 19. Targi Książki w Krakowie. Już wiesz, z czym wrócisz? Jeśli nie - to ja chętnie poradzę. Spośród wieluset (?) nowości wybrałem kilkanaście najciekawszych. Czasem też zachęcałem do uzupełniania księgozbiorów o inne istotne tytuły. Moje propozycje wyglądają następująco: [...] a na stoisku C29 / Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
http://waltanie.blox.pl/2015/10/JUTRO-PREMIERA.html#ListaKomentarzy
pharlap 2015/10/07 05:54:35 Niesamowite! NASZE Altanki napisały wspólnie książkę na odległość. Gratuluję! Gratuluję! i życzę wiele satysfakcji. ciotuchna 2015/10/07 13:14:51 Juliczko, po naszym spotkaniu w urokliwym miejscu Gdańska, gdzie spotkaly sie trzy "altanki", bo była z nami Kattinka, na blogu będę Ci mówiła po imieniu. Niezwykle się cieszę, że nareszcie premiera Waszej książki. Mam nadzieję, że ciotuchnie przyślecie tę książkę z dwoma podpisami na dedykacji, chyba że obie zawitacie do Warszawy, serdecznie zapraszam!!!! zona.oburzona 2015/10/07 20:39:42 Gratuluję! Bardzo jestem ciekawa Waszej książki. julitczka 2015/10/08 00:13:28 Ciotuchno, z wdzięcznością przyjmuję propozycję mówienia do mnie na ty, to wielki zaszczyt. Miło wspominam nasze spotkanie, tak się bałam srogości Ciotuchny, po drodze wszystko wypadało mi z plecaczka: klucze, telefon. Piękna filiżanka ze spodkiem, mój posag, służy mi wyśmienicie. Z kawiarnianego spotkania zapamiętałam kadr - Ciotuchna nad ciastkiem z lodami z uśmiechem: "Lubię czekoladę". Wspaniałe! Zono.Oburzona, dziękuję, Helenkę całuję w małe stópki! Pharlapie, czekam na Twoją książkę, masz tyle do powiedzenia, do opowiedzenia, Twoje trafne spostrzeżenia, przemawiające do wyobraźni opisy, piękny język, styl, poczucie humoru. Koniecznie! Z dedykacjami będę miała kłopot, jak to tak pisać na stronach książki?! I to ja, cóż tam ja. niedziela, 27 września 2015
Uwaga, niezwykła powieść !!! Autor: Jola Pytel Miło nam poinformować, że już 7 października, nakładem wydawnictwa ZNAK ukaże się powieść duetu Katarzyna Krenz – Julita Bielak KSIĘŻYC MYŚLIWYCH "Księżyc myśliwych" to: * najbardziej niepokojąca powieść tej jesieni * niepowtarzalny styl literacki duetu pisarek, które oddalone od siebie o tysiące kilometrów nigdy wcześniej się nie spotkały My, dwie autorki, stworzyłyśmy dwie autorki fikcyjne. Najpierw miały imiona, ale zakończyło się na tym, że mają tylko inicjały. Stwierdziłyśmy, że ciągle byłyśmy za blisko tych autorek. Mało tam jest prawdy z naszego życia, zresztą o życiu nadal nic nie wiemy – wyjaśnia Katarzyna Krenz. * mroczna, malarska i pełna smaków proza pulsująca zniewalającym rytmem przypływów i odpływów morza Katarzyna Krenz: W moich książkach postacie są wymyślone, a miejsca sprawdzone. Paryż i Gotlandia są miejscami sprawdzonymi, natomiast Sylt jest tajemnicą, bo tam nie dotarłyśmy. Julita Bielak: Ale zapoznałyśmy się ze wszystkimi materiałami, łącznie z wpływami księżyca, nawet z dziedziny oceanografii i i życia morza prof. Demela. Długo dyskutowałyśmy o warunkach i klimacie – czy na wyspie jest możliwa uprawa winorośli, w tej kwestii zasięgałyśmy nawet opinii oceanografów. Katarzyna bardzo chciała umieścić tam te winorośle. Pomimo początkowo negatywnych odpowiedzi, zbadałyśmy, że mogłyby tam wyrosnąć. Dlatego w naszej książce je zasadziłyśmy. * literatura w objęciach muzyki i filmu * niepokój, tajemnica i niszczycielska siła żywiołów Księżyca, która splata się w nieprzewidywalną opowieść o pogoni za ułudą szczęścia. ( info: wyd. Znak) http://rekomendacja39.blogspot.com/2015/09/uwaga-niezwyka-powiesc.html opublikowano 07/10/2015by ewamaria2013 W sierpniu poproszona przez wydawnictwo napisałam o Księżycu myśliwych i określiłam go jako polski kryminał skandynawski w stylu Mankella. Dzisiejszy wpis przygotowałam tydzień temu. Jak mogłam przewidzieć, że Mankell umrze 5 października, na dwa dni przed premierą tej książki? Była druga w nocy… Zdanie „Była druga w nocy” znalazło się kilka lat temu w moim wpisie Nowy Świat i okolice na blogu QRA czyli Nowa kuchnia, kura i kultura, a który był następcą słynnego, śmiem twierdzić, blogu pod tytułem Jak udusić kurę… 520 lat temu, 12 października 1492 roku marynarz z „Pinty”, jednego ze statków Kolumba, Rodrigo de Triana, jako pierwszy zoczył z bocianiego gniazda brzegi nowego świata. Urodził się 1469 r. w Sevilli, miał więc 23 lata! Był pierwszym Europejczykiem od czasów Wikingów, który zobaczył Amerykę, a dokładniej wyspę Guanahani (San Salwador, dziś wyspa Watlinga) lub może wyspę Samana Cay. Zakrzyknął (ponoć) to, co zawsze się chyba woła w takich okolicznościach: ¡Tierra! ¡Tierra! Rodrigo de Triana, pomnik w Sewilli Była druga w nocy... I choć wiem, bo widziałam na własne oczy, to jednak wcale nie wiem, jak to się stało, że ten cały wpis o nocnym odkrywaniu nieznanego świata dwom moim ówczesnym (a i obecnym) współautorkom, Katarzynie Krenz i Julicie Bielak, skrócił się do zdania Była druga w nocy, a ono zainspirowało je do napisania wspólnej książki? I to ja byłam pierwszą przyczyną! Moja Siostra Kasia i Julita napisały książkę, która dziś ukaże się w księgarniach. Nie o drugiej w nocy tylko o godzinie, o której otwiera się księgarnie, a ja będę za chwilę, za tydzień, bo za tydzień jadę do Warszawy, przyglądać się tej książce i tej okładce i mieć w pamięci, że tak się ta historia zaczęła - w komentarzach do wpisu o Rodrigu z Triany i Neilu Armstrongu: juliczka 2012/10/14 23:43 Wszystko piękne, wszystko ciekawe. Rozwinęłabym zdanie – „Była druga w nocy”. Brzmi jak początek opowieści. A tu trzeba iść, przygotować, podać zastrzyk, potem posiedzieć, potrzymać za rękę, poczekać, aż zaśnie. kattinka33 2012/10/15 12:04 No, piękny początek… I piękne ćwiczenie dla wyobraźni i ręki (z piórem). Pacjent – wojenny, co i czas nam od razu określi (Verdun, Somma, Warszawa?) A stary on? młody po wypadku? Czy ma to wyjść od razu, czy później…. hmmm…… ewamaria030 2012/10/15 14:13 Hmmm, ja zrozumiałam, że druga w nocy to początek powieści, a pacjent jest aktualny i rzeczywisty. Zgodziłabym się jednak z Kattinką, że skoro Juliczka już zaczęła, to możemy to kontynuować i pisać w odcinkach wspólną powieść, tylko że ja bym wolała, żeby to nie byli pacjenci wojenni. Ale zróbmy jak w sekretarzyku – każdy pisze swoje. Jak się trochę nazbiera, to zrobimy odrębny wpis i będziemy go wspólnie kontynuować. Dodaję zatem moje: Wyjrzałam przez okno. Wysoko ponad szpitalnym trawnikiem stał nieruchomo na ciemnym niebie srebrny zimny Księżyc. Znad morza płynął ku niemu jakiś czarny kształt. W pierwszym odruchu pomyślałam, że to czarownica, ale… Proszę pań i panów, proszę pisać dalej! kattinka33 2012/10/15 16:41 Zimny księżyc… Zaczyna się dramatycznie. Może pojawi się wariacja na temat Willow Pattern…? Juliczko, do dzieła! :) juliczka 2012/10/15 23:07 Dziękuję. Niech no się tylko ogarnę, bo pacjent, a właściwie pacjentka – rzeczywista. W pokoiku za ścianą. Stąd przysiadam pod opiekuńcze skrzydło Qry. juliczka 2012/10/15 23:50 Jeśli w ogóle odważyłabym się, to wbiłabym się z wątkiem zainspirowanym fragmentem wiersza „Matka i córka”: „/…/ i tak siedzimy w milczeniu obok siebie w pokoju z oknem na inne światy/…/” Wiersz autorstwa Katarzyny Krenz pochodzi z tomu „Z nieznajomą w podróży” wydanym nakładem Tower Press. Może byłby czarno-biały, jak scenariusz „Zaćmienia”: „Matka bierze torbę z gruszkami. MATKA Pamiętaj, że miliony składają się z lirów. Vittoria patrzy w inną stronę, trochę znudzona. MATKA Słuchaj…gdzie dzisiaj jesz? Z Ricardem? Vittoria patrzy na matkę. VITTORIA Tak, z Ricardem. Matka głaszcze ją po włosach, odgarnia je. Podaje jej policzek do pocałowania, westchnąwszy znacząco, jak rodzice, którzy chcą zamanifestować swoje wieczne niezadowolenie z zachowania się dzieci”. Szukam dalej. kattinka33 2012/10/16 12:13 O, matko z córką, to ja napisałam ten wiersz??? Nie pamiętam! :( Ale za to widzę następną scenę z pielęgniarką. „Przez całą noc nie zmrużyła oka. Najpierw ten umierający pacjent z Jedynki – taki młody, a cały ten wypadek taki niepotrzebny, przypadek, zbieg okoliczności, że akurat chłopak tam był. A potem jeszcze… Nie, Ava bardzo szybko nauczyła się, że z chwilą zejścia z dyżuru człowiek musi zapomnieć o życiu innych i wrócić do swojego życia. Co prawda, byłoby jej łatwiej, gdyby miała jakieś życie, nieważne, dobre czy złe, po prostu jakiekolwiek. A ona miała tylko tyle: pracę w szpitalu, pokój u starej pani Bellitz i ten swój mały rytuał: po nocnym dyżurze zawsze schodziła do portu na śniadanie w barze u ślepego Johannesa, z widokiem na nabrzeże, rozkołysane kutry i morze. Lubiła te poranki zakurzone szarą morską mgłą. Johannes od wielu lat nic nie widział, ale za to wszystko wiedział i chętnie dzielił się swoimi ploteczkami z każdym, kto tego chciał czy nie chciał. Dziś było podobnie. Pani Schachmann nareszcie umarła, biedaczka, długo to trwało, teraz odpocznie. Lisa Light, ta Angielka, co to przyjechała na wakacje, zakochała się w kelnerze z baru na plaży i została, zaszła w ciążę, ale nie ma za kogo wyjść za mąż, bo barman zniknął. Ava nie słuchała dalej. Pijąc pierwszą kawę, sennie, niemal mechanicznie, wpatrywała się w morze za brudnym oknem tak długo, aż jej oddech zrównał się z monotonnym ociężałym ruchem fal. Zamówiła drugą kawę. Gdy wracała z filiżanką na swoje miejsce – u Johannesa klienci obsługiwali się sami, przystanęła na chwilę koło stolika, przy którym od kilkunastu lat niezmiennie dzień w dzień przesiadywał stary Vincent le Puy. Kiedyś Vincent był podobno matematykiem i wykładał na uniwersytecie w Tybindze. Ale odkąd zjawił się tutaj – na tej ich fryzyjskiej wyspie Sylt – nie rozstawał się z blokiem papieru akwarelowego i skrzynką farb. Nikt nie widział, gdzie mieszka, bo cały czas spędzał w knajpie Johannesa, zawsze przy tym samym stoliku, z widokiem na port. Malował. Prawdę mówiąc, pięknie malował, przynajmniej Ava tak uważała. Że te jego morza są piękne. Bo prawdziwe. – Piękne – powiedziała, jak zawsze. Vincent spojrzał na nią uważnie. – Są do niczego – mówiąc to, machnął w stronę teczki z gotowymi akwarelami. Gest wyrażał pogardę i lekceważenie. – Nie powinieneś tak ich traktować – zaoponowała nieśmiało. – To dobre obrazy i piękne morza. – Dobre? Gdyby były dobre, to by się sprawdziły! Ava nie zrozumiała. – Sprawdziły? W jaki sposób? juliczka 2012/10/17 01:42 Ava z życiem jakimkolwiek, ta młoda Angielka, niegdyś wykładowca Vincent, Johannes. Czy bohaterowie pozwolą na wprowadzenie tajemnicy, tajemnicy z przeszłości, warunkującej ich losy. Johannes mrocznie pokierował mnie po „Scenariusze” Bergmana z „Tam gdzie rosną poziomki”: „/…/IZZAK Stara poziomkowa polana… /…/ Chyba wtedy, gdy usłyszałem dźwięk fortepianu. Zdziwiony odwróciłem głowę i spojrzałem na stojący na wzgórzu dom. Uległ on osobliwej przemianie. Fasada, przed chwilą martwa i ślepa, ożyła nagle, a słońce odbijało się w otwartych oknach. Firanki powiewały na ciepłym letnim wietrze. Barwne zasłony zwisały do połowy. Z komina wydobywał się dym. Stary letniskowy dom wrzał życiem. Wyraźnie słyszałem dźwięk fortepianu/ było to chyba coś z Waldteufla, ale nie mogę przysiąc/, przez okna natomiast dochodziły ludzkie głosy, śmiech, odgłos kroków, krzyki dzieci, skrzypienie pompy. Gdzieś na piętrze próbował ktoś śpiewać. Głos miał silny, w typie włoskiego tenora. Nikogo jednak nie było widać. Ta rzeczywista scena trwała jakiś czas – jak zjawa, która lada chwila może się rozwiać i przepaść w ciszy. I wtedy ją ujrzałem. Kiedy odwróciłem głowę, by wzrokiem objąć cały ten osobliwie odmieniony dom, zobaczyłem ją jak klęczy w jasnożółtej sukience i zrywa poziomki /…/”. Czyli ona, potrzebujemy dziewczyny w kwiecistej sukience, ale z hippisowską torbą, hipsterkę. Wprowadzi nam na scenę i innych bohaterów. Powoli dowiemy się, dlaczego Vincent tak bardzo nie lubi pytań. Żadnych, a szczególnie o obrazy. Jaką skrywają tajemnicę, mimo jego zapewnień, że przedstawiają jedynie morze. Jak u Agathy Christie – Twarze. Nie zapominam żadnych twarzy. kattinka33 2012/10/17 12:56 Dziewczyna w kwiaciastej sukience i glanowatych sznurowanych butach już tam jest. Właśnie wchodzi do knajpki Johannesa. Z chłopakiem (twarz, włosy, ubiór?) Mają plecaki (wyjeżdżają czy właśnie przypłynęli promem z lądu?). Jest w nich coś… Niepokój? Bo nie miłość i nie leniwe wakacyjne wędrowanie, zresztą między dniem dzisiejszym a latem będzie jeszcze listopad, a potem długa mroczna zima. Strach w oczach młodych ludzi, jakby uciekali – tylko w którą stronę? Czy wyspa da im schronienie? Czy będą musieli uciec przez morze? Siadają przy stoliku między Avą a Vincentem. Zamawiają ona sok (jaki?), on piwo. Nie rozmawiają. Esemesują. Piszą te esemesy do siebie, bo robią to na przemian, wpatrując się w siebie nawzajem w napięciu. Mimiką podkreślają intensywność myśli, które chcą przekazać. Dziewczyna co jakiś czas zerka na Avę, jakby chciała się upewnić, że tamta nic nie usłyszy, niczego się nie domyśli… Vincent tymczasem oparł się wygodnie o ścianę, nogę oparł na siedzeniu sąsiedniego krzesła i zabrał się za szkicowanie. Lubi to. Szkicowanie to niewinne podglądanie. Szkoda, że ci młodzi milczą. Usta, w twarzy usta są takie ważne, zwłaszcza gdy mówią. Bo mówią wtedy więcej niż słowa, mówią wszystko o mówiącym. ewamaria030 2012/10/17 15:31 Wy to chyba jednak raczej scenariusz piszecie. Koniecznie wyślijcie tę parkę (obie?) na łódkę i owińcie ich w białe berlińskie wełny… juliczka 2012/10/18 01:33 My haftujemy, EwoMario. Ja – krzyżykowym, bo pisać nie umiem. Jest dziewczyna, świetnie. Ruda. Jasmine? Margherith? Malwina? Chłopaka zaraz zobaczę, może jutro na basenie. „Zerkają na Avę, znają ją z opowiadań Sophie, dlatego tu przyjechali z wielkiego miasta. Sophie potrzebuje pomocy, nieporadnie zastanawiają się, na ile ta pomoc mogłaby pochodzić od matki, od Avy. Przecież raz już wstawiła córkę w niewygodne dla niej buty nakazując studia na uczelni medycznej. Sophie pogubiła się bez swojej ukochanej wyspy, morza, wydm, ptaków, zapachu kutrów. Stanowiły cząstkę jej samej, dawały siłę. Bezduszne miasto i zajęcia w prosektorium, naruszyły jej kruchą strukturę psychiczną. Uruchomiły pytania, czymże jest życie, jak je rozumieć. Jeśli nie potrafiła podołać obowiązkom, wyzwaniom, jeśli nadal marzyła o tańcu /śpiewie, rzeźbie/ czy ukradkiem poświęcała temu czas, to zaczęła winić siebie.” Piszą do siebie SMSy, doskonałe, tak to się teraz odbywa. I tak się to odbyło! Naprawdę. Wprawdzie pisały do siebie maile a nie smsy, ale tak się to odbyło. Niektóre fragmenty, osoby, zdania tej pierwszej przymiarki przetrwały próbę czasu i znajdziecie je w tej książce. Dokładnie trzy lata później. Idźcie do księgarni, kupcie i przeczytajcie, to świetna książka i, jakby to ująć, żeby nikogo nie obrazić, i taka zupełnie nie-polska… Mnie się skojarzyła z kryminałami skandynawskimi, a przede wszystkim z moim ukochanym komisarzem Wallanderem. Bo Księżyc myśliwych to kryminał i, jakby to ująć, żeby nikogo nie obrazić, i taki zupełnie nie-jak-kryminały… Książka wydana w wydawnictwie ZNAK. Więcej TU Akwarela Jacka Krenza, Bar u JohannesaKrótko. Zbliża sie czas księżyca, nadchodzi „Księżyc myśliwych” Zbliża się czas nocnych polowań. Tej jesieni zawładnie nami piąty żywioł – żywioł księżyca… Niepokój, tajemnica i siła żywiołów w „Księżycu myśliwych” splatają się w opowieść o pogoni za prawdą i o ułudzie szczęścia. Ta mroczna, malarska i pełna smaków proza pulsuje hipnotycznym rytmem przypływów i odpływów morza. Dzieliło je 3,5 tysiąca kilometrów i prawie cały kontynent. Połączyło morze oraz zamiłowanie do kina i muzyki. W bezsenne noce pisały do siebie listy, prawie się nie znając. Tak – na odległość, w świetle księżyca i z dala od zgiełku dnia powszedniego – powstała najbardziej niepokojąca powieść tej jesieni. Tak, jest to niezwykłe dziełu dwóch oddalonych od siebie o tysiące kilometrów pisarek.Poznały się przelotnie przed laty, odnalazły niedawno, przypadkiem, w sieci. W Gdańsku letni upadł dawał się we znaki, w Lizbonie od miesięcy nie spadła kropla deszczu, od żaru nie było ucieczki. To wtedy, w gorące lato 2012 roku, rozrzucone po świecie, spotkały się – jako czytelniczki literacko-kulinarnego bloga Ewy Marii. Któregoś dnia jedno zdanie dało impuls: „Była druga w nocy, gdy Rodrigo de Triana z bocianiego gniazda okrętu Krzysztofa Kolumba zoczył ląd i zawołał: Tierra! Tierra!”. I tak na horyzoncie pojawiła się mała fryzyjska wyspa Sylt na Morzu Północnym, jesienna, daleka i chłodna, a wraz z nią dwie literackie siostry, które wpadają na pomysł, żeby wspólnie napisać powieść. Gdy w Gdańsku nastał czas jesiennych sztormów, a w Lizbonie nareszcie powiało chłodem, Księżyc myśliwych niepostrzeżenie przestał być jedynie intelektualną grą. Przez kolejne dwa lata piszą. Ani razu się nie spotykają, nie rozmawiają ze sobą przez telefon. Milczą na swój temat. Są daleko, osobno – z wyboru. Łączą je tylko półki przeczytanych książek, dziesiątki obejrzanych filmów i tropy muzyczne. I opowieść o wyspie, na której nigdy nie były, także jest wspólna. Razem planują losy ludzi, którzy nigdy nie istnieli, nadają im imiona, a potem nagle zmieniają lub zacierają tożsamość, bo dochodzą do wniosku, że w powieści powinno być tak jak w życiu, a w życiu trudno określić człowieka w sposób pełny i jednoznaczny. Poruszają swoimi bohaterami zza sceny jak kukiełkami w teatrze. Dopasowują stroje i rysopisy, obdarzają życiorysami i charakterami, a potem wiodą po zawiłych ścieżkach zdarzeń, sekretów i intryg, które stopniowo budują napięcie. Nim opowieść dobiegnie końca, napiszą blisko osiemset listów. Według Artemona list jest uczestnictwem w dialogu z kimś nieobecnym. Cycero nazywał korespondencję rozmową nieobecnych przyjaciół. Grzegorz z Nazjanzu w ślad za Arystotelesem głosił, że list nie powinien być ani większy, ani mniejszy, niż tego wymaga sama treść. Jak żaden inny gatunek, list stanowi odzwierciedlenie charakteru jego autora; mimo zalecanej prostoty stylistycznej nie powinien być pozbawiony pewnej „miłej ozdobności”. Z listów oddzielających poszczególne rozdziały Księżyca myśliwych niewiele dowiemy się o samych autorkach, zarówno rzeczywistych, jak i powieściowych. To ustaliły już na początku: że codzienność jest chwilowa i często, nim list dotrze do adresatki, rzeczy wyglądają już całkiem inaczej. Masz rację – pisała B. w Księżycu – w kwestii prywatności lepiej zachować ostrożność. Nasze listy mogą się przewijać, ale tylko w tle. Nie powinny zaciemniać fabuły. („Znów kolejny wyjazd, a potem góra prania, sprzątanie i prasowanie, i jabłka obrodziły w tym roku, tyle jabłek w ogrodzie!”). Gra idzie o granice – czy raczej o ich zacieranie – między rzeczywistością a fikcją, między jawą a snem, gdy różne rzeczy tylko nam się wydają, bo nie dość wyraźnie je widzimy. Dlatego nie dajmy się zwieść. Powieściowe listy to czysta mistyfikacja, precyzyjnie zaplanowana i wyreżyserowana. Swoisty teatr życia, świadomie skonstruowany przez autorki na potrzeby powieści jako komentarz, krótki oddech, interludium, ale i swoista intelektualna forma suspensu, który zmusza nas, byśmy cierpliwie zaczekali na rozwikłanie powieściowej intrygi. Książka, jakie lubimy. Pełna szczegółów, niepokojących drobiazgów, trochę jak szkatułka z pozytywką: wciąż ją nakręcasz i z ciekawością powracasz, patrząc, jakie klejnoty jeszcze w niej możesz odnaleźć. M. Parys http://blurppp.com/blog/zbliza-sie-czas-ksiezyca-nadchodzi-ksiezyc-mysliwych/ |
O książce piszą:Kliknij tutaj, aby edytować. Archiwum:
Maj 2017
Categories
Wszystkie
|