Paulette wytarła umyty stół do sucha. Następnie, odmierzając mąkę szklankami, usypała spory kopczyk, dodała kilka plastrów zimnego masła i zaczęła siekać dużym płaskim nożem, który wyciągnęła z zamrażarki; do kruchego na tarty i paszteciki nóż powinien być zimny.
Siekała tak energicznie, że słychać ją było aż na ganku, chmura unoszącej się w powietrzu mąki osiadała jej na rzęsach i grzywce. Ale Paulette nie zwracała na to uwagi: w domu nie było nikogo poza tym dziwakiem, który w ogóle jej nie zauważał, chyba że wołała go na jedzenie... [....] Odgarnęła przedramieniem grzywkę, która mimo porannego przystrzyżenia nadal była za długa. Szybkimi ruchami zagniotła ciasto, dodając na koniec kilka łyżek zimnej wody z kranu, po czym lśniącą kulę wrzuciła do miski, przykryła ścierką i wstawiła do lodówki. Farsz był już prawie gotowy: szynka pokrojona w kostkę i przesmażona z cebulą, wystarczyło doprawić do smaku, a potem polać mieszaniną jajek ze śmietaną. Do tego sałata ze świeżymi ziołami. [fragment powieści]
0 Comments
"Poczucie nagłego osierocenia wprawiło ją w popłoch. Jak to zapamiętać? To, co czuję teraz, ale i to, co mówiła Sara. Na przykład, te dziwne rzeczy o księżycu: że nasze pragnienia, plany i marzenia nie istnieją, bo wszystko to tylko jego sprawki. Mamidła. Dlatego lepiej uważać, zwłaszcza o tej porze roku, gdy zachodzące Słońce na naszych oczach spotyka się z Księżycem Myśliwych, który wzywa do ostatniego krwawego polowania przed nadejściem zimy. Jest wtedy chłodny i okrutny, i tak jasny, że na ziemi nic się nie ukryje, ani świeży trop, ani zwierzyna.
– Spokojnie, nic mi nie grozi – powiedziała na głos, mimowolnie oglądając się za siebie. Zawsze obawiała się ezoterycznych opowieści ciotki, ogarniał ją wtedy nieokreślony atawistyczny lęk. Sama starała się myśleć rozsądnie, a nie magicznie. Twierdziła, że życie przypomina dozowanie kropli aptecznych, należy je odmierzać z umiarem i rozwagą. Nieraz się o to spierały i potem Sara nie odzywała się do niej przez trzy, pięć, a czasem nawet siedem dni. Bo liczba dni na milczenie w niezgodzie również musiała być magiczna, nieparzysta, tym bardziej harmonijne następowało po niej pojednanie. Tamtej nocy w ich domu nad wydmami zapadło dziwnie nieruchome milczenie – milczenie nieobecności. Eva nie spała do świtu. Rano wyszła boso do ogrodu, w pierwszym odruchu chłodna rosa skojarzyła jej się z dotykiem śmierci i księżyca. Zadrżała z zimna, była przerażona. Uspokoiła się dopiero słysząc swój własny głos, który mówił: To tylko woda, to tylko woda. Dzień spędziła na wydmach. Gdy wróciła do domu, zatelefonowała do matki. Miała ją zawiadomić o śmierci siostry, a nie wiedziała, od czego zacząć. Pewnie dlatego powiedziała: Zostałam sama." (fragment powieści) 228-10-2015 | Ksiazki WP
Z Julitą Bielak i Katarzyną Krenz, autorkami "Księżyca myśliwych" - "najbardziej niepokojącej powieści ostatnich lat" rozmawia Marcin Wilk. Marcin Wilk: Ze zdumieniem dowiaduję się, że Wasza książka, "Księżyc myśliwych", napisana została na odległość. W tej sytuacji muszę spytać: jak się Panie poznałyście? Katarzyna Krenz: Trudno to dziś odtworzyć w pamięci. To było bardzo dawno temu. Jak się gdzieś mieszka przez lata, to siłą rzeczy prędzej czy później ścieżki się przecinają – na ulicy, na uniwersytecie, na sopockim molo, w letnim kinie i w teatrze. Dlatego łatwiej będzie powiedzieć: raczej wiedziałyśmy o swoim istnieniu, niż się znałyśmy. Pewnego dnia Julita napisała: "Droga Pani Katarzyno, oglądam inne telewizje niż publiczną. Ale to właśnie tam trafił do mnie program przedstawiający Panią i Pana Jacka w portugalskich realiach. Jakbym miała to zobaczyć i podzielić Państwa twórcze życie. […]. Gratuluję „Lekcji Tańca”…". Kiedy to było? KK: Maj 2011. I tak zaczęła się nasza bardzo długa rozmowa mailowa. Ja już wtedy mieszkałam w Portugalii, daleko. Pod każdym względem daleko, nie tylko geograficznie, dlatego taki głos z kraju to był dla mnie sygnał znaczący, bo obracający się kręgu ducha i kultury, w jakiej zostaliśmy wychowani. Szybko znalazły się wspólne tropy, motywy, tematy. Książki, filmy i muzyka, ulubieni pisarze i poeci, było o czym rozmawiać. A dalej? Do pewnego blogu i do bezsenności - jeszcze dojdziemy. Bo gdyby nie jeden wpis na tymże blogu, nie podjęłybyśmy wyzwania („Napiszcie coś razem!”), a gdyby nie bezsenność, to jestem przekonana, że losy „Księżyca” potoczyłyby się całkiem inaczej. Tak naprawdę osobiście poznałyśmy się dopiero ostatnio, podczas prac redakcyjnych nad naszą książką. To jednak wcale nie takie częste, że czytelnik pisze do autora. Pani Julito? Julita Bielak: Czyta wiersze Katarzyny zamieszczone w poetyckim tomie "Z nieznajomą w podróży", parę z nich zna na pamięć, przywołuje strofy, jak własne - "Wstajemy razem dzień i ja// spojrzenie w lustro jedno czy dwa/.../", nabiera śmiałości i pisze. Z czytelnika staje się echem, odpowiedzią, partnerem do gry w szachy. Brzmi jakby kosmos w tym wszystkim maczał palce. Jakby spotkały się dwie zbłąkane dusze. JB: Raczej małe kino o zbieżnych obrazach. Albo sztorm. Bo na sztorm doskonały składają się wiatr, deszcz, falowanie w odpowiedniej formie, sile, natężeniu. Sztorm, ze wszystkimi elementami, się zdarza. Tak zdarzył się i "Księżyc". Zadziałała nieuchwytna chwila, nasz nastrój, miejsce. Bo chciałyśmy siebie słuchać. Wsłuchiwać się: "Czy to zna, czy pamięta, co sądzi, jak zareaguje". Wydarzało się. Jak sztorm. Los, przeznaczenie. KK: Przypadek i zbieg okoliczności działa czasem mocniej niż wszelkie planowanie. Obie jesteśmy zapracowane, mamy rodziny, obowiązki, ja wtedy pisałam inną książkę, którą z powodu „Księżyca” w końcu schowałam do szuflady... Nocne rozmowy - tu wracamy do bezsenności, którą obie traktujemy jako swego rodzaju dar ciszy i wolnego czasu, a nie przypadłość – charakteryzują się odmienną dynamiką. O tak, tu rację przyznać muszę, jako że i sam długo po nocach siedzę. KK: Ona jest jak podróż, kiedy to wyizolowani, zawieszeni w czasie i przestrzeni, staramy się czymś wypełnić puste godziny. I jak w podróży, najlepiej nam się rozmawia z kimś, kogo nie znamy, historie same zaczynają się snuć, nabierając cech niemal literackiej fabuły. Chociaż my z Julitą długo nie zdawałyśmy sobie sprawy, że powstaje książka, nie to było naszym celem. Opowiadałyśmy historie, snułyśmy wątki, wymyślałyśmy bohaterów, traktując wszystko jak grę intelektualną, ćwiczenie umysłu, przymiarkę kostiumów i osobowości – jak w teatrze . JB: Tworzyłyśmy misterną sieć powiązań, polowałyśmy. A Pan, na co Pan poluje? Nie poluję z zasady. Zresztą szczęśliwe chwile przychodzą same. No ale noc lubię, to fakt. JB: Dzień rozprasza, stymuluje, obdziela szturchańcami. Przebiera człowieka w Starego Wiarusa, szarpie się wloką. Ciągła walka o przetrwanie. Nocą inaczej słychać muzykę, zegar i słowa, cichnie wiatr. Można odpocząć od tego ciągłego przyglądania się światu, od tego patrzenia z bliska, ciągłego zoomu. Czekać na sen. A że bezczynne czekanie nuży, warto czymś się zająć. Biały kordonek, szydełko i aniołki, mnóstwo aniołków. Można. Albo czytać, pisanie ładnie wymyślonej nieprawdy okazało się ciekawsze. I to rozumiem. Ale nadal niesłychane mi się wydaje, że udaje się to w parze. KK: Taki dwugłos podczas pisania może wydawać się trudniejszy, ale wbrew pozorom okazał się jeśli nie łatwiejszym, to na pewno ciekawszym i – jakby to powiedzieć – mniej żmudnym procesem niż pisanie w całkowitej izolacji. Współautor staje się jednocześnie pierwszym czytelnikiem, i to czytelnikiem uważnym, a zarazem najbardziej wymagającym – gra idzie bowiem o wspólną stawkę. Żaden recenzent... Proszę wybaczyć, panie Marcinie... Uhm. KK: Zatem żaden recenzent nie dostrzeże aż tak wiele, jak taki „partner w pisaniu”. To najwnikliwszy krytyk i najsurowszy cenzor, w dobrym rozumieniu tego słowa. W dyskusji nieraz spieramy się przeciwko sobie, obstajemy przy swoich racjach. W naszym przypadku, nawet jeśli do takiej dyskusji dochodziło, musiałyśmy prędzej czy później znaleźć ścieżkę porozumienia, wątki partykularne pozostawiając na boku, do dalszego rozpisania w innym kontekście. A dlaczego noc? Nie tylko z powodu bezsenności. Dni pełne „szumów, zlepów i ciągów” nie sprzyjają spokojnej refleksji, może dlatego w „Księżycu” tak wiele mrocznej ciszy. Potrzebowałyśmy tej nocnej ciszy, widać obie miałyśmy sporo do przemyślenia i - przegadania. Nie poganiałyśmy czasu ani siebie nawzajem, nie spieszyło nam się do jakiegoś celu czy końca, to nie był wyścig, nie powieść-książka-wydanie były naszym celem. I nie było między nami rywalizacji. Obecność tego drugiego głosu w jakiś sposób zobowiązywała, ale nie ograniczała. „Księżyc” jest nierozdzielnie wspólny, co do tego nie mamy wątpliwości, ale jednocześnie w jakiś trudny do uchwycenia sposób - dla każdej z nas - absolutnie osobny i bardzo własny. No dobrze. Zaczynam coś z tego wszystkiego rozumieć. Już chyba wiem, jak się "dogadywałyście". Ale porozumienie, wspólnota to jedno, a praca nad książką to chyba osobna sprawa. Chodzi mi teraz o to, co było na początku? KK: Jest Pan dociekliwy, panie Marcinie, ale dobrze – zacznijmy od początku. Bo zawsze jest jakiś początek. Po wspomnianym liście od JB zaproponowałam jej obserwowanie literackiego bloga Ewy Marii („Qra czyli Nowa Kura, kuchnia i kultura”). Któregoś dnia pojawił się tam post o pionierach i odkrywaniu świata. Kto był pierwszy? Kim był człowiek, który pierwszy zakrzyknął: Widzę ląd!? Co poczuł pierwszy człowiek na księżycu? Kiedy? O której godzinie? No właśnie, właśnie! Ten ktoś nie spojrzał na zegarek (bo np. marynarz Kolumba zapewne go nie posiadał!), ale dziś wiemy, że stało się to o drugiej w nocy. Ten tekst – i zdanie: „Była druga w nocy” – to był ten impuls do pisania. Człowiek jest z natury ciekawski, chce wiedzieć, co było dalej. Tekst Ewy Marii „Nowy świat i jego okolice” wszedł do naszej książki w całości jako Prolog. Była druga w nocy… To był początek (dla istot bezsennych jakże znamienny). Bo zawsze jest jakiś początek. Żeby się dowiedzieć, co działo się potem, musiałyśmy napisać po 800 maili każda i 500 stron "Księżyca". Zajęło nam to dwa lata. 800 maili każda. No pięknie! JB: Opowiadanie "Kongo na Kubusia Puchatka" Janusz Głowacki zaczyna od słów: "Dwadzieścia po ósmej". Jest "Trzy minuty po trzeciej" Teodora Parnickiego. W zapiskach do autobiografii" Władysława Tatarkiewicza, rozważającego o czasie astronomicznym i tym rzeczywistym, czytamy: "Dobrze i szczęśliwie może też być w listopadzie". Dorota Masłowska w felietonie "Co można kupić sobie w listopadzie" nie daje innej podpowiedzi, niż pastylki zabarwione na różne kolory. Pogrzeb, grób i piasek. O, teraz zabrzmiało to prawie jak fragment Waszej książki. Ale, przepraszam, przerwałem. JB: Tekst na literackim blogu Ewy Marii ze zdaniem: "Była druga w nocy", wywołał serię skojarzeń. Vargtimmen, godzina wilka; ginie najwięcej ludzi i najwięcej ich się rodzi. We śnie najczęściej nachodzą nas koszmary, a kiedy się budzimy, ogarnia nas trwoga. Czas przed świtem, przed powrotem słońca, według wierzeń ludowych to najtrudniejsza część doby. W świetle księżyca zatarte kontury nie pozwalają na odróżnienie psa od wilka. Wroga od przyjaciela. Mówią o tym Francuzi, Anglicy, jest łacińskie przysłowie, film Bergmana oraz koreański "Time Between Dog and Wolf". I piosenka De Mono. Biorąc pod uwagę moją niechęć do spotkań "po nic" i rozmów o niczym (kot jest fałszywy, jagody zdrowe, niedziela - palmowa), chciałam dopowiedzieć historyjkę o tym przyjacielu i wrogu, o księżycu, zadać parę pytań. Nadać drugiej w nocy nowy wymiar. Elegancko powędrować między rzeczywistościami. W Katarzynie odnalazłam dobrego acz wymagającego, kompana podróży. Kiedy Was słucham, to myślę, że atmosfera panowała bardzo intymna. Wy jednak, drogie panie, postanowiłyście wpuścić innych. Czytelników. JB: Widniejemy jedynie na okładce. Wtręty epistolarne i dziewczyny piszące listy fikcją przewyższają powieściowe postaci. Nie piekę lawendowych ciasteczek. W nikłym świetle lampy, w zatartych konturach przedmiotów, gdzieś pomiędzy marzeniami a planami, wspomnieniami a teraźniejszością to Vincent przybiera realniejsze kształty. Rysuje się smutną inteligencją zapożyczoną od konkretnej osoby, pewnego poety, wielkiego szkolnego niespełnienia. Bohaterowie zmieniali się, zzuwali lakierki, przeprowadzali się z nowego do kamiennego domu, ginęli we mgle zapomnienia, pozostawali inspiracją. Sugestią. Jak w życiu, gdzie nic nie jest stałe, określone i jednoznaczne. Trochę tak rzeczywiście jest. KK: Niemal przez dwa lata – dopóki nasza opowieść nie nabrała kształtu książki – pisałyśmy “tekstem otwartym”. Było tam wszystko: fabuła rozpisana na wątki, nasza korespondencja w pełnym wymiarze, dyskusje i materiały historyczne, opis didaskaliów, ustalenia dotyczące strojów, charakterów i wyglądu bohaterów, scenografii i geografii. Było jak w teatrze, podczas prób, gdzie reżyser siedzi na widowni, wpada na scenę do aktorów, dyskutuje ze scenografem i kompozytorem ścieżki muzycznej albo zagląda do pracowni krawieckiej. Byłyśmy wszędzie i w przeciwieństwie do klasycznego pisarza-samotnika, który o wszystkim decyduje sam, myśmy musiały każdy szczegół omówić. A ponieważ mieszkałyśmy daleko, ale również dlatego że jesteśmy obie dość introwertyczne, zamiast spotkań czy rozmów przez telefon – wszystko opisywałyśmy. Tak było do pewnego momentu. A potem? KK: Gdy historia zaczęła się domykać, postanowiłyśmy zniknąć za kulisami. I tak się stało. Proszę nas nie szukać na scenie – lubimy naszych bohaterów (niektórych nawet bardzo!), ale nimi nie jesteśmy. Również te dwie siostry, które piszą do siebie listy, to nie nasze alter ega, a same listy – te, które znalazły się w książce – to nie nasze prawdziwe listy, lecz czysto literackie narzędzie do dopowiedzenia i opatrzenia wydarzeń komentarzami. Nie było to łatwe – takie “zejście ze sceny” wymaga dystansu, obiektywizmu, zastosowania rozmaitych zabiegów literackich, np. co zostawić, a co zmienić czy usunąć (usunęłyśmy ponad 100 stron!). Mamy nadzieję, że nam się to udało i “Księżyc” jest ciągle nasz, ale - nie o nas. To o kim? JB: Nie o nas ani o nikim. Jest poszukiwaniem czegoś zaznanego, wyimaginowanego, utraconego - czasu, ludzkich relacji, złudzeń, nadziei. Mimo zmian i skrótów nadal pozostaje niekończącą się rozmową o życiu. Zapachniało Proustem. I to w momencie, gdy ja chciałem spytać, po prostu: to o czym wy napisałyście właściwie swoją książkę? KK: Ja zacznę od słów-kluczy, bo te układały nam się według... kilku kluczy. Tematy: morze, muzyka i film, zacieranie granic (fascynujące nas obie) między rzeczywistością a fikcją. Motywy: życie wierne sobie, poszukiwanie miejsca, dom (i oczywiście kuchnia, bo wiadomo, że w każdym domu wszystkie drogi prowadzą do kuchni). Ludzie: pytanie o to, kim jesteśmy naprawdę, co kryje się pod maskami, jakimi się posługujemy, a może my to już ta maska? I niezmiennie – czas nocnych polowań. Noc i księżyc. Bo to właśnie noc dyktowała nastrój, skłaniała do rozmyślań, pisania. Ludzie dzielą się na dwie kategorie: koni wyścigowych i żółwi. Jedni pędzą, czasem na oślep, ale częściej – za czymś: ścigają się z innymi, gonią za karierą, walczą o pieniądze i sławę, idą na wojnę. Rozumiem, że to nie wy. KK: Na drugim biegunie siedzą tacy jak my – którzy potrzebujemy czasu na namysł, lekturę, muzykę, a wszystko w pewnym wyciszeniu, choć przecież nie pozbawionym energii, motywacji do działania czy talentu. Przez cały czas niepokoiłyśmy się o Vincenta – dokonał wielkiego życiowego wyboru, porzucił pracę i karierę, dom i Francję, wyjechał. Wybrał swoją wolność, życie prawdziwe, nieprzekłamane. Czy wytrzyma, czy odnajdzie siebie, czy zdoła zbudować swoje nowe miejsce wśród obcych? Zresztą, na wyspie spotykamy więcej takich wędrowców jak Vincent. Ludzi bez miejsca, nieustannie w drodze. Bycie w drodze to niekoniecznie bilet na pociąg czy prom, to stan umysłu. Johannes. Rose Lighthouse. Kto wie, może nawet Eva, której marzenia o małej spokojnej stabilizacji zakłócił taki właśnie wędrowiec. A gdy ten zginął – pojawił się następny. Wśród grupy głównych bohaterów są ludzie starzy, jak pan Meyer, ale są też 30-, 40- i 50-latkowie. I są też całkiem młodzi. KK: ... jak Jasmine, Cyryl i Sophie. Nie dlatego, że nie mogłyśmy się zdecydować na tzw. grupę wiekową, do której adresujemy naszą opowieść, tylko dlatego, że tak wygląda prawdziwe życie. Nie żyjemy w izolacji, nawet ludzie świadomie wpisujący się w pewne nurty, style czy grupy wiekowe, nawet oni mają rodziców i dziadków, starsze czy młodsze rodzeństwo, nauczycieli, sąsiadów w różnym wieku. To kwestia widzenia. Umiejętności nie tyle czysto społecznych (to też), ale empatii i umiejętności obserwowania. Uważności. Sprawdzian? Wystarczy przeczytać „Księżyc”, by się przekonać, jak niewiele nawet najbardziej wrażliwy czy uważny obserwator tak naprawdę widzi i zapamiętuje. I tak, do naszych słów-kluczy możemy dodać kolejne: jest to książka o uważności. Ooo! JB: Trudno prześledzić przebieg gry, rozdania kart, ruch pionów na szachownicy. Przejrzałam właśnie zapiski w zeszytach i parę książek. Stąd wiem, że motyw matki i córki, Evy i Sophie, dał wiersz Katarzyny oraz "Scenariusze" Micheangelo Antonioniego. Jasmine, która długo Jaśminą nie była, przybiegła z poziomkowej polany, ze "Scenariuszy" Ingmara Bergmana. I naszych rozmów, prowadzonych dla rozmowy, a nie wynikających z potrzeby wspólnego pisania Do postaci "Księżyca" dopowiadałyśmy historie, a czasami opowieść przynosiła nowe, baśniowe osoby. Dziennikarz miał być, to pewne, przenikliwy, przystojny, pewny siebie. Z wielu szkiców powstał Oskar. Z wielu, bo nie zachowywał się, jak szachowa figura, wykonywał ruchy niezgodne z naszymi oczekiwaniami i zasadami gry. Przeobrażany, odkrył nie tylko naszą zimną kalkulację, wyznaczaną strategię, ale i targanie silnymi emocjami. Bo, z bliższych, dalszych planów, ludzie towarzyszyli nam nie tylko nocą, szli z nami rano do piekarza, siadali obok w poczekalni u dentysty. Kolejnych parę kresek rysów twarzy, kolejne parę słów opowieści. Nowa postać - Anna, nowe miasto - Visby. Nie sposób przedstawić krok po kroku, jak się odbywało budowanie postaci, nie potrafimy chłodno o tym rozprawiać. A może dokonana analiza, wysnucie wniosków, naniesienia ich na wykres kołowy sprawi, że czar pryśnie? Też o tym myślałem, zwłaszcza w kontekście wyspy Sylt. Stworzyłyście taką atmosferę, że sam już nie wiem, czy chciałbym tam jechać i konfrontować się z rzeczywistością. A co jeśli nie odnajdę tam tego, co buduje Waszą książkę? JB: Stworzy Pan swój Sylt, oswoi wyspę, podłoży inną muzykę. Na marginesie - nie potrafię odgadnąć, jaką. Melancholijną atmosferę zapomnienia zastąpi dzikim urokiem, nowymi małymi rzeczami foremnymi z wiersza Gałczyńskiego. Własnym Joruriji. Ach, Pani Julito! JB: Ktoś mądry powiedział, że miasta zmieniają się, następują po sobie i w niczym nie przypominają tych, jakie znaliśmy. Stają się nam obce. Przekształcają się miejsca, w których mieszkamy i tamte, skąd wyjechaliśmy. I my sami w nich odmienni. KK: Hm, ja też już chyba, podobnie jak pan, nie odważę się pojechać na Sylt. Zbyt mocno tkwi we mnie obraz "naszej wyspy", którą stworzyłyśmy razem z Julitą wprawdzie na podstawie szczegółowych badań rzeczywistej historii i geografii, ale jednak jako twórcze przetworzenie na potrzeby książki. To teraz jakby nasza własna wyspa, i wspólna przeszłość – nasza jako autorek, ale i wspólna z bohaterami. Mam wrażenie, że nieraz bardziej niż autorkami, byłyśmy uczestniczkami zdarzeń. Kryminalnych czy raczej obyczajowych? Wiem, że to zwłaszcza dla autora bywa trudne pytanie, ale spróbujmy. Jakiej nazwy gatunkowej użyć dla "Księżyca"? JB: Zdecydowanie powieść. Opowieść, skierowana do jednego czytelnika - tego, który właśnie ma książkę w dłoniach. Skupia uwagę na naszych słowach wypowiadanych półgłosem. Rozmawia z nami, odpowiada na "czyż nie?" zawieszone po wielu stwierdzeniach. Zgadza się lub nie, uśmiecha. Listy odgrywają w "Księżycu" konkretną rolę, budują nastrój, wprowadzają zamieszanie, by za chwilę służyć wyjaśnieniem, zatrzymują na chwilę. Też opowiadają. Jak i my wszyscy, gdy relacjonujemy przyjaciołom aktualne wydarzenia z życia. Jakże często gości w nich wątek kryminalny ("To było straszne!"), historyczny ("Takie placki robiła moja babcia, gdy byłem mały."), miłosny ("Czy wiesz, że on ją rzucił?"). Po prostu opowieść. KK: “Księżyc” to trochę taki model do składania. Rzecz dzieje się na kilku poziomach, ale nie dzieje się rozdzielnie, tylko przenika nawzajem. No i są jeszcze listy. KK: Listy dwóch sióstr ukrytych pod inicjałami to taka sama fikcja literacka jak wydarzenia na wyspie czy losy bohaterów, a z drugiej strony listy zawierają liczne ślady, choć mocno zmienione i przemieszane, naszych własnych rozważań, podobnie jak fabuła w wielu miejscach dotyka rzeczywistej geografii, oceanografii, ekologii czy historii, i to nie tylko współczesnej. Dziś powieść post-nowoczesna nie pełni już roli przewodnika moralnego, nie wyznacza kanonów ani granic tego, co wolno czy należy, a czego nie. Raczej je burzy. Ale nam na kilku sprawach naprawdę zależało. Może to Pana zdziwi, ale życie morza, wymiar moralny dzieł Bergmana czy sprawiedliwość historyczna zajmowały sporo miejsca w naszych nocnych rozmowach. Dlatego te wątki przywołałyśmy: nie po to, żeby było ciekawie, tylko żeby coś sobie uświadomić czy przemyśleć. Tak więc czytelnik może się po prostu zanurzyć w opowieści, ale jeśli zechce, może również czytać naszą książkę jako historię prawdziwą lub zabawić się w detektywa czy dziennikarza śledczego. I będzie ciąg dalszy? JB: Czas pokaże. W moich śmiesznych zeszytach mam opisy nowych miejsc, szkice postaci, nowe temperatury, inne światło, szary piasek. Dziś dopiszę do nich muzykę, wieczór taki spokojny, wiatr ucichł. KK: Ale czy będzie ciąg dalszy? Należałoby zapytać: ciąg dalszy czego? Losów księżycowych bohaterów czy naszej współpracy? Pozostawmy to pytanie otwarte, tak będzie ciekawiej, również dla nas samych. Rozmawiał Marcin Wilk To już dzisiejszej nocy - PEŁNIA... Październik - miesiąc ostatnich prac na polach, w sadach i ogrodach. Księżyc wschodzi wtedy tuż po zachodzie słońca (ok. 17:00), dzięki czemu noc jest niemal tak jasna jak podczas wrześniowej pełni. To moment szczególnie sprzyjający medytacji. Zasypiamy wprawdzie z trudem, śpimy gorzej, lecz dziwna rzecz - czujemy, jak ogarnia nas spokój i wewnętrzna równowaga. Merkury i Mars w dalszym ciągu troszczą się o chłodne noce, Jowisz, Saturn i Pluton znajdują się jeszcze przed obszarami cieplnymi Zodiaku i będą ocieplać dni. [...] Wenus i Mars przed Wagą wnoszą siły świetlne, dlatego można by już w "dniach kwiatu" wsadzić do ziemi cebulki kwiatowe. (Maria Thun) https://www.youtube.com/watch?v=A9KM_KJKPMo Kasia W. Dzialkowska A kiedy wyjdzie?
Wydawnictwo Znak Już wyszło. http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,6782,Ksiezyc... Kasia W. Dzialkowska zatem lece do ksiegarni! Dziekuje! Joanna Maseli Zaczęłam już czytać. Wydawnictwo Znak I jak wrażenia? Joanna Maseli Nie przypomina mi żadnej z dotychczas przeczytanych książek. mega styl i historia, mogę spokojnie polecić. Na FB "Kraków nocą" donosi:
Największą zwyciężczynią naszego konkursu jest pani Kinga Kosiek. Bardzo dziękujemy za przecudowne wiersze oraz piękne zdjęcia. Drugie miejsce zajęła Pani Anna Klaps - również bardzo dziękujemy za aktywność. W nagrodę: oczywiście egzemplarze "Księżyca Myśliwych"! Aneta Kwaśniewska
Mroczna i tajemnicza jest wyspa Sylt, gdzie przypływy i odpływy morza nadają rytm zdarzeniom i emocjom ludzkim. Księżyc Myśliwych wzywa do ostatniego polowania. Jest przerażająco jasny, ogromny, tajemniczo chłodny i okrutny. Pod jego jasną poświatą dzieją się rzeczy najdziwniejsze. Powieść naznaczona niepokojem, niepewnością i sekretem, który kładzie swój palec na ustach bohaterów. Świadomość owego sekretu jest tak oczywista, że aż przytłacza. Mgła spowija najbliższą okolicę, chłód poranków nie nastraja pozytywnie, a Księżyc przeraża swą majestatyczną mocą. Jest jakaś poetyckość w narracji, która wprowadza czytelnika w istny trans przykuwający do kolejnej linijki, strony, rozdziału. Tajemnica, niczym wytrawny pająk, snuje swoją sieć i coraz więcej osób jest w nią wplątanych. Sporo tu ułudy pozornego szczęścia i panującego porządku, bo jest pewna powtarzalność, jakiś rytm, który nadaje wrażenie spokoju, ale zajrzenie pod podszewkę pozorów przynosi srogie zaskoczenie. Co się stało z Thomasem, jego córką Sophie i jej przyjacielem Cyrylem? Ludzie znikają jak kamfora, a wypadki nie są przypadkowe. W rozwikłaniu zagadki może pomóc jeden drobiazg… Co łączy swastykę wyrytą na plecach ofiary, tajemniczą muszlę i listy? Pełna psychologicznych rozterek jest ta powieść. Nieoczywistość tak trudno odróżnić od prawdy. Siły witalne ścierają się z wojowniczą energią, a Księżyc wymownie patrzy na wszystko z góry. Odnosi się wrażenie, że to właśnie on wpływa na zachowania ludzi i to on ma moc sprawczą w czynieniu zła, a potem naprawianiu błędów. Pamięć i niepamięć, strach i bezsilność, cierpliwość, frustracja i szukanie esencji życia. Zdarzenia, emocje, niepokój, wiatr od morza i ten Księżyc, z jasną poświatą na bezchmurnym niebie. Klimatyczny thriller, w którym niebezpieczeństwo jest przyczajone w każdym geście i słowie bohaterów, a noc wyostrza zmysły i potęguje wrażenie napięcia. Niepokojąca książka. http://ksiazkiweterze.pl/k2/w1/2015/10/17/katarzyna-krentz-julita-bielak-ksiezyc-mysliwych-znak/ Komentarze:
Ta powieść jest barometrem uczuć. Misternie utkaną pajęczyną relacji i wydarzeń zmieniających bieg ludzkiego życia. Jest poetycką historią o tym, jak poruszamy się pomiędzy zjawiskami natury i ożywionym światem przedmiotów, które przez wieki nabrały znaczeń. Podczas lektury zatraca się poczucie czasu, a przed oczami pojawia się pejzaż złożony ze wszystkich odcieni morskiej szarości.
Mikołaj Trzaska Książka, jakie lubimy. Pełna szczegółów, niepokojących drobiazgów, trochę jak szkatułka z pozytywką: wciąż ją nakręcasz i z ciekawością powracasz, patrząc, jakie klejnoty jeszcze w niej możesz odnaleźć. Magdalena Parys W czym tkwi tajemnica tej książki? Dlaczego chcemy szybko dowiedzieć się, co dalej, i zarazem przeciągać jak najdłużej przyjemność lektury, nieśpiesznie podążając ścieżkami stylu i myśli? Na czym polega wyjątkowe połączenie intrygującej fabuły i kunsztownej konstrukcji, w którą wplata się wątek namysłu nad pisaniem powieści przez dwie autorki? W bezsenne noce snują one opowieść o wyspie na północnym morzu i ludzkich dramatach, pełną poezji i szorstkiego konkretu. W scenerii surowej przyrody uczucia stają się głębsze, a pamięć odwiecznych tradycji, lektur i obrazów nabiera z czasem coraz większej wartości – jak wino. Prof. dr hab. Małgorzata Czermińska Opowieść ma czasem to do siebie, że płynie wartkim nurtem, by nagle – niepostrzeżenie i zuchwale – przenieść nas na sam środek oceanu cudzej wyobraźni. Ale tym razem nie jest tak łatwo. I to nie tylko dlatego, że autorki są dwie. Tu rządzą przypływ i odpływ, księżycowy cykl, przypadek zamiast wypadku. Mało tego, po przeczytaniu tej książki zaczniecie szukać w atlasach wyspy Sylt. Część nawet będzie próbowała się tam udać, by skonfrontować zmyślenie z rzeczywistością. Marcin Wilk http://martinwoolf.blogspot.com/ Skomplikowana intryga, ta sama, wręcz skandynawska, powściągliwość w jej rozplątywaniu i ta sama co u Mankella troska o kondycję ludzką i o naszą odpowiedzialność za świat, w którym żyjemy. Mankellowskie przesłanie: nie musimy być bohaterami, ale będziemy uczciwymi ludźmi. "Księżyc myśliwych" to znakomita lektura! Ewa Maria Slaska https://ewamaria2013texts.wordpress.com/ Bierzesz:
na ciasto: -1 małą łyżeczkę świeżych kwiatów lawendy - drobno siekasz (jeśli suszone, to weź tylko pół łyżeczki i rozetrzyj lekko w moździerzu) - 150 g masła - 1 żółtko gotowane + 1 żółtko surowe - 50 g cukru - 2 łyżki mielonych migdałów - 225 g mąki pszennej (typ 550) lub mąki kukurydzianej (bez glutenu). do obtoczenia ciasteczek 1 łyżka mielonych migdałów + 1 łyżka cukru (rafinowany kryształ). Zarabiasz szybko, póki masło zimne, wkładasz do lodówki na godzinę (albo na całą noc). Dzielisz ciasto na kilka części, rolujesz na stolnicy niezbyt grube wałeczki (średnicy dwuzłotówki), nastepnie obtaczasz wałeczki w migdałach wymieszanych z cukrem, a dopiero potem tniesz na krążki grubości ok. 1 cm. Układasz w odstępach na blaszce wyłożonej papierem, pieczesz na złoto przez 10 minut w uprzednio dobrze nagrzanym piekarniku (200 st. C). Układasz ciasteczka warstwami w metalowej puszce. Świetnie się przechowują, nie tracąc swojej kruchości. Przywitaj się z Księżycem Myśliwych – stwórz plan nocy. Co będziesz wtedy robił?
Pamiętaj, że pełnia księżyca to czas, gdy ludzie podejmują najdziwniejsze decyzje! Podsumowanie konkursu już w poniedziałek! W oczekiwaniu na wyniki zajrzyj na stronę: https://www.facebook.com/events/777429672367336/782390751871228/ Napisz krótkie opowiadanie, nocną impresję.
Przypominamy, że najaktywniejsi uczestnicy naszej zabawy zostaną nagrodzeni egzemplarzami książki Katarzyny Krenz i Julity Bielak pt. "Księżyc myśliwych", a do końca wyzwania zostały już tylko dwie noce. https://www.facebook.com/events/777429672367336/781924781917825/ http://wielkibuk.com/2015/10/23/ksiezyc-mysliwych-katarzyna-krenz-julita-bielak-recenzja/ Published on Oct 23, 2015 Wszystko zaczyna się w godzinie wilka, w tej najciemniejszej godzinie między nocą a jutrzenką. To godzina, w której najczęściej umierają ludzie, w której sen jest najmocniejszy, a w której koszmary potrafią ożyć z największą intensywnością. Wtedy na horyzoncie pojawia się morze. Najpierw jako ciemna, cieniutka nić, niemal niewidoczna, jednak im bardziej skupimy wzrok, im bliżej do poranka, tym bardziej rysuje się wyraźnie przed oczami. Tam, w oddali, dostrzeżemy również niewielką wyspę, która zdaje się wnosić znad morskiej toni. Jest jeszcze niewyraźna, dopiero powstaje jej zarys, tworzą ją słowa, obrazy z cudzej wyobraźni, te dobrze już znane i te, które dopiero narodzą się od nowa. Ale na razie to morze przyciąga nasz wzrok i wielki księżyc powoli zanikający na rozgwieżdżonym niebie. „Sól i powietrze. Zapachy. Bez kontekstu morza, bez jego rozległej przestrzeni, bez tej jedynej w swoim rodzaju zawsze dalekiej linii horyzontu nasz świat byłby o wiele uboższy, nie uważasz? Morza nigdy nie ujarzmisz, jest żywiołem nieokiełznanym, jak piszą poeci.” Morską opowieść, misterną, złudną, niepokojącą snują Katarzyna Krenz i Julita Bielak w swoim niezwykłym dziele „Księżyc Myśliwych”. Północne Morze, kino, muzyka, literatura i fikcyjna, fryzyjska wyspa Sylt to podstawa powieści, która miesza w sobie magiczne historie niczym z marynarskich tawern i pełen tajemnic kryminał, inspirowany skandynawskim gatunkiem. I jeszcze epistolarne przerywniki, w których niczym dwie dyrygentki wymieniają się korespondencją dwie pisarki. Zdaje się, że to właśnie one kreują jesienną Sylt, tak jak ich ukochany Ingmar Bergman tworzył swoje obrazy na wyspach Gotlandii. Przenikają do rzeczywistości poza rzeczywistością. Są prawdziwe i nieprawdziwe jednocześnie, tak jak prawdziwi i nieprawdziwi są ich bohaterowie i sama wyspa. Dwie płaszczyzny, wielu bohaterów i dwie sprawczynie literackiej fikcji, która mami i pobudza wyobraźnię, ożywia i odkrywa dziwności losu, tak jak ten tytułowy księżyc myśliwych, który wzejdzie na niebie. Nadeszła jesień na fryzyjską wyspę Sylt – czas sztormów, lodowatych wiatrów, czas grubych swetrów i koniec sezonu turystycznego. Na wyspie zostają sami swoi i kilkoro obcych, nieznajomych twarzy, którzy rozpoczną serię przedziwnych wypadków. Do szpitala trafia dotkliwie pobity chłopak, z wypaloną swastyką na ciele. Nie wie kim jest, nie wie po co przybył na Sylt, cierpi na amnezję i cudem uniknął śmierci. W tym samym mniej więcej czasie do miasteczka zawita tajemniczy reporter o wielu nazwiskach i rudowłosa dziewczyna, szukająca swojego ukochanego i przyjaciółki. Do wszystkich powraca przeszłość – wypadek na łodzi i śmierć jednego z mieszkańców. Rozpoczyna się śledztwo, które prowadzi spragniony wrażeń komisarz Kurz Herzog i wkrótce otrzymuje swój wymarzony dreszczyk emocji. Wszystko się na Sylt łączy, a wydarzeniom przygląda się morska toń, w której głębinach być może znaleźć można odpowiedź na wszystko, bo jak mówi jeden z bohaterów, morze chowa sekrety, jakby chciało być wieczną szaradą. Katarzynie Krenz i Julicie Bielak udało się stworzyć niezwykle fascynującą wizję małej, morskiej społeczności, która pomimo swojej bliskości, wzajemnej otwartości roztacza wokół sekretny urok mniejszych i większych tajemnic ukrytych w samotności. Wszystko jest tutaj pozorne, ukryte. Na Sylt nie można być niczego pewnym, bo tak jak okalające ją morze, wyspa zmienia się i tak samo jej mieszkańcy. Dynamika jest tutaj przedziwna, odpowiada jakimś zasadom niekoniecznie lądowym, bo każdy krok to stąpanie po dnie i trzeba być świadomym, że wielka głębia czeka i w każdej chwili może pochłonąć. Wystarczy moment nieuwagi. Napięcie jednak narasta, bo wschodzi księżyc, który swoim przejmującym światłem odsłoni wszelkie tajemnice, zerwie z twarzy maski, które noszą bohaterowie. Powróci przeszłość i nawet sprawy błahe nabiorą większego znaczenia. „Księżyc Myśliwych” Katarzyny Krenz i Julity Bielak jawi się niczym morska pieśń, snuta rapsodia o wielu liniach melodycznych, która skrywa w sobie różnorodne tematy, sekretne wątki i mylne tropy, a której głównym motywem jest morze. Morze jako bohater, morze jako niemy świadek, morze jako punkt odniesienia. W końcu: jak ktoś mieszka na wyspie, to morze jest wszędzie. Wszędobylskie, wiecznie obecne, silne i niespokojne, pozornie ułagodzone, które potrafi pochłaniać i hipnotyzować. Od morza wszystko się tutaj zaczyna i wszystko się na nim kończy. Jego przypływach i odpływach, które sterują ludzkim losem, na tarczy księżyca, który odbija się w ciemnej toni, na mieszkańcach Sylt, którzy próbują stąpać po jego dnie, wiecznie czujni, opętani szumem fal. To powieść pełna wyrafinowanych odniesień, perełek kulturowych – filmowych (Bergman, Bergman i jeszcze raz Bergman w każdym zdaniu), muzycznych (Krzysztof Komeda) czy literackich (Susan Sontag, Wiesław Myśliwski, Truman Capote, czy Karen Blixen), które same w sobie stanowią trop. To gra i zagadka, autorska partia szachów, zabawa mistrzyń marionetek, która wciąga i nęci, wykorzystuje tak bohaterów, jak i czytelników. Fascynująca, mroczna i niepokojąca tak jak zimne, północne morze opływające brzegi fikcyjnej wyspy. *Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem ZNAK. https://www.youtube.com/watch?v=m8fdzz0qN3Y&feature=youtu.be ...zapraszam Was na pewną wyspę na morzu Północnym - pyszna powieść "KSIĘŻYC MYŚLIWYCH" Katarzyny Krenz i Julity Bielak od Wydawnictwa ZNAK i KONKURS :) znak.com.pl Kraków Nocą:
1. Napisz, w jaki sposób noc cię inspiruje. 2. Co sprawia, że właśnie ta część doby sprawia, że najlepiej Wam się myśli? 3. Podziel się tym z nami na stronie wydarzenia! https://www.facebook.com/events/777429672367336/781220108654959/ PRZYPOMINAMY, że najaktywniejsi uczestnicy naszej zabawy zostaną nagrodzeni egzemplarzami książki Katarzyny Krenz i Julity Bielak pt. "Księżyc myśliwych". Czas na kilka słów o intrydze:
Akcja biegnie kilkoma równoległymi ścieżkami. Ta jesień na wyspie okaże się wyjątkowa, przyniesie bowiem serię zdarzeń i wypadków, które spowodują konieczność ingerencji policji i wnikliwego śledztwa. Napad na nieznajomego. Podsłuchana kłótnia o świcie na wydmach. Dokumenty wymagające zabezpieczenia przed zniszczeniem. Ślady, fałszywe tropy i mylne poszlaki. Niepokój, zagadka, intryga kryminalna, podstęp, zbrodnia, łamigłówka, szarada, refl eksja. Zapowiedź grozy, ale i gra pozorów, która nieraz jest wynikiem nie tyle świadomych zabiegów, ile naszej zbyt pobieżnej czy nieuważnej obserwacji. Czy bohaterowie pozwolą na wyjawienie swoich tajemnic, tych z ostatniej nocy, jak też pochodzących z przeszłości warunkującej ich losy? (z materiałów prasowych wydawnictwa) |
O książce piszą:Kliknij tutaj, aby edytować. Archiwum:
Maj 2017
Categories
Wszystkie
|