czyli relacja Julity Bielak ze spotkania z młodzieżą w gimnazjum nr 124 im. Polskich Noblistów w Choszczówce pod Warszawą, 25 kwietnia 2017.
Tomas Tranströmer, Szyny przełożył Czesław Miłosz Druga w nocy, księżyc. Pociąg przystanął pośrodku równiny. Daleko światełka miasta mrugają, zimne, na horyzoncie. Jak kiedyś ktoś zabrnie tak daleko w sen, że, wróciwszy do pokoju, już nigdy sobie nie przypomni, że był tam. I jak kiedyś ktoś tak pogrąży się w chorobę, że dni dawniej przeżyte są jak rój światełek zimnych, wątłych, na horyzoncie. Pociąg stoi zupełnie nieruchomo. Druga. Pełnia księżyca, parę gwiazd * Katarzyna zajęła "miejsce przy oknie", tak jest napisane na bilecie uprawniającym nas do przejazdu pociągiem. Spragniona krajobrazu wpatruję się w kawałek blachy i - prowadząc typową podróżną rozmowę - przekonuję: - Według teorii „efektu motyla” – tak. Butterfly effect wymyślił Edward Lorenz, amerykański meteorolog i matematyk. To on doszedł do wniosku, że trzepot motyla gdzieś w Singapurze może spowodować burzę nad Karoliną Północną w USA. Ten z pozoru niewinny wpływ jednych wydarzeń na drugie, który może skutkować lawiną kolejnych, zaczęto nazywać właśnie efektem motyla (pewnie też dlatego, że tzw. atraktor Lorenza, graficzny układ trzech równań – przypomina nieco kształt motyla). Był rok 1960, a Lorenz zajmował się komputerowym prognozowaniem pogody. Wykorzystywał do tego specjalne równania. Był zaskoczony, kiedy wprowadzenie do nich różniącej się minimalnie liczby wyjściowej (dokładnie 0,506 i 0,506127), w miarę upływu czasu, zupełnie zmieniało całą symulację i prognozy na dalsze dni. To dlatego żaden szanujący się meteorolog nie poda długoterminowej pogody, bo wie, że nie jest w stanie określić bieżących warunków tak dokładnie, aby uniknąć błędu w dalszych obliczeniach. Milknę. Katarzyna coś czyta, notuje, za chwilę opowiada mi zadziwiającą historię z królem Władysławem Warneńczykiem w tle. Iława. - Obcięłam mamie włosy na Organka, na Tomasza Organka - wypalam. - Maszynką? - zdumiewa się Katarzyna. - Tak, tu, tu i tu, a czub zostawiłam. Śmiejemy się obie, chyba po raz pierwszy widzę, a nawet słyszę inny, niż stonowany, śmiech Katarzyny. Na zaproszenie pani Natalii i jej uczniów jedziemy do Warszawy, przeżyjemy niezwykłą przygodę. Katarzyna wydrukowała mapę, jak dotrzeć uliczkami do szkoły, jestem pełna podziwu. Bo kogo zapytałabym o drogę, mijałyśmy jedynie koty za płotami i to małomówne. Tylko jeden na pytanie: - Jak jest? - ogłosił: "Oj, ciężko, ciężko. Felix od święta, dach przecieka". Reszta, w tym rudy, milczała. Za to pogoda ładna, ciepło, tulipany w pełnym rozkwicie. Na korytarzach szkoły witane jak dobre znajome - magia Facebooka - domawiamy z panią Natalią szczegóły spotkania i idziemy na kawę. Czujemy się jak na wagarach. "Bosko Włosko", jest, znalazłyśmy, zaserwowane espresso okazało się bosko włoskie, prawdziwe, przepyszne. Wczesne popołudnie. Miłosz, Michał, Kasia, Julia, Malwina, Amelia i pozostałe "Robale" pani Natalii - jej uczniowie - już są, siedzą przy wielkim stole zastawionym smakołykami i napojami, jest i księżycowe ciasto z kraterami. Na ekranie widnieje obraz latarni morskiej, skądś dobiegają dźwięki muzyki Krzysztofa Komedy. Zaczynamy spotkanie. Powoli dowiadujemy się, kto, gdzie i dlaczego pierwszy raz odłożył "Księżyc myśliwych", ile przeczytał, co mu przeszkodziło w dalszej lekturze. Z zainteresowaniem słuchamy barwnych opowieści, wiadomo: "pola są zieleńsze w opisie niż w swej zieloności". Podziwiam dorosłość młodych ludzi, obycie, swobodę wypowiedzi, dojrzałość literacką. Są wspaniali, zaskakujący. Uważni - ich egzemplarze książki zdobią liczne zakładki - i wcale nie tacy bezkrytyczni. Potrafiący wprząc wyobraźnię, gdy dywagujemy, co działoby się w książce, gdyby akcja nie rozgrywała się na wyspie. Katarzyna odkrywa kulisy powstawania "Księżyca...", obie mówimy o listach, o oddaleniu, o Portugalii i Gdańsku, o tajnikach pozyskiwania bisioru, jedwabiu morskiego. Niedawno omawiali "Posłańca", "Paragraf 22", padają formułowane wnioski, porównania, trafne oceny. W jednej z recenzji naszej książki znalazłam zdanie: Czas tu nie istnieje. Przenosi się, teleportuje raczej, od bohatera do bohatera, kołuje, zawraca, tylko po to, by za chwilę pędzić na przód. http://kotnakrecacz.pl/ksiezyc-mysliwych/. Zdumiona spoglądam na zegarek. Klubowe spotkanie jeszcze się toczy, gdy muszę je opuścić i gnać na dworzec. Taksówka wiezie mnie przez Pragę, przez ulicę Ząbkowską, za mną zostaje Radzymińska; w latach trzydziestych ubiegłego stulecia mieszkała tutaj moja mama, tu chodziła do szkoły. Nieładne. stare domy jawią mi się jako najpiękniejsze na świecie. Pan za kierownicą z dumą mówi o swoim bracie, o tym, jak na własnoręcznie wykonanej łodzi przepłynął Atlantyk, prezentuje zdjęcia kadłubu "Lilu" w telefonie. Historia zatacza koło, historie zazębiają się, nakładają na siebie. Dworzec Wschodni, wysiadam. "Ty jesteś taka moja mała Kate Moss// Chude masz ręce, chude nogi, a oczy// Oczywiście głębokie, że hej, hej, hej/.../" śpiewa w słuchawkach Organek. Wycieram nos. Ta relacja pojawiła się tutaj: http://waltanie.blox.pl/2017/04/Ksiezyc-nad-Warszawa.html
0 Comments
Na naszym blogu "W altanie przy kawie" Juliczka pisze:
sobota, 24 września 2016 Piórem i duchem w Siedlcach W ramach literackiego festiwalu Pióro i Pazur, polonijne blogerki nominowały "Księżyc myśliwych" autorstwa Katarzyny Krenz oraz mojego do tytułu "Książka bez granic", "... bo przecież dobra książka przekracza granice, nie zna ograniczeń" pisze na blogu "Czytanie Edyty" jedna z jurorek. I dodaje, że w wielu miejscach na świecie, gdzie mieszkają Polacy, są czytane polskie książki. Głównie z zaintrygowania tym, co powstaje w kraju, ale i z tęsknoty za polskim słowem - tym mówionym i tym pisanym, pięknie i poprawnie używanym. Doceniam ogromne wyróżnienie "Księżyca...", naszych literackich, filmowych i muzycznych fascynacji. Wyróżnienie ważne, bo pochodzące od dziewczyn szukających swojego szczęścia gdzieś daleko w świecie, a jednocześnie dbających o piękno polskiego słowa w domach, tej alegorycznej wyspie każdej z nas. Życie wymusza określanie programu na przyszłość, wpisywanie go w ramy, wyznaczanie dróg realizacji planów. Wiążą się z nimi konkretne miejsca i ścieżki prowadzące do tych miejsc. Wraz z postępem technicznym i zmieniającymi się warunkami kurczą się mapy. Wystarczy krótka podróż, by znaleźć się w zupełnie innej rzeczywistości. Dla spokoju, zapomnienia, odnalezienia siebie, wykreowania - bo tak naprawdę nie odnajdujemy siebie, a tworzymy. Także poprzez trudną do wytłumaczenia pasję, z jaką sięga się po symboliczne pióro. Mawiają, że nie musimy całe życie mieszkać nad konkretnym morzem. Wszędzie jest takie samo, odbija to samo niebo. Wszędzie - jak życie - jest szaradą, obietnicą przygody, dramatem, powrotem, wypoczynkiem, drogą, złudzeniem, nadzieją. Podróżą do miejsc dalekich, gdzie dotarł i "Księżyc...", zyskał uznanie, niezwykłą wartość dodaną. waltanie.blox.pl/2016/09/Piorem-i-duchem-w-Siedlcach.html Na stronie wydawnictwa wiadomości z ostatniej chwili:
26.II.2016"Księżyc myśliwych" nominowany do Splendor Gedanensis!Miasto Gdańsk doceniło „Księżyc myśliwych" - jedną z najoryginalniejszych polskich powieści ostatnich lat i nominowało ją do prestiżowej nagrody „Splendor Gedanensis" 2015! „Księżyc myśliwych" to wciągającej historia pisana przez dwie autorki, Katarzynę Krenz i Julitę Bielak, które mieszkają tysiące kilometrów od siebie. Autorki spotkały się dopiero przy okazji ostatnich prac redakcyjnych nad książką: - Wtedy po raz pierwszy odwiedziłam Julitę w domu. Poznałyśmy się w internecie, a potem widywałyśmy w wymienianych listach i spotykałyśmy na kartach powieści. Nagroda Miasta Gdańska w Dziedzinie Kultury „Splendor Gedanensis" przyznawana jest od lat 70. za „wybitne osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej i upowszechniania kultury." Uroczyste ogłoszenie werdyktu oraz wręczenie nagród zwycięzcom odbędzie się w piątek 11 marca o godz. 19, na Dużej Scenie Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Konkurencja jest silna. Trzymajcie kciuki za nasze Autorki! Przeczytajcie fragment nominowanej książki http://www.wydawnictwoznak.pl/wydarzenie/Ksiezyc-mysliwych-nominowany-do-Splendor-Gedanensis/2949 https://www.facebook.com/WydawnictwoZnak/posts/10153897115017310?fref=nf "Księżyc myśliwych" nominowany do nagrody Prezydenta Miasta Gdańska Splendor Gedanensis 201618/2/2016 Znamy nominowanych do gdańskiej nagrody Splendor Gedanensis. To 23 wybitnych twórców kultury oraz zespół muzyczny. Kto z tego grona otrzyma prestiżowy laur – przekonamy się 11 marca, podczas uroczystej gali w Teatrze Wybrzeże.
więcej: http://my3miasto.pl/aktualnosci/23-osoby-i-zespol-z-nominacjami-do-prestizowej-gdanskiej-nagrody/ sobota-niedziela, 6-7 lutego 2016
W ostatnim "Magazynie na Weekend" rozmowa z red. Maciejem Pietrzakiem pt. "Fryzyjska wyspa pełna chłodnych tajemnic". „Księżyc myśliwych” to owoc niemal 800 listów, które przez kilka lat wymieniałyście Panie między sobą. Ani razu się nie spotykałyście, ani nawet nie rozmawiałyście przez telefon. Jak wyglądały kulisy tej niezwykłej współpracy? K.K. 25 lat temu poznałyśmy się przypadkiem na molo w Sopocie czy może na jakimś wernisażu. Obie nie pamiętamy za bardzo tego spotkania. Od tego czasu nie miałyśmy ze sobą kontaktu, wiedziałyśmy jednak o swoim istnieniu. Któregoś dnia, chyba w 2012 roku, Julita sięgnęła po moją wcześniejszą książkę i uświadomiła sobie, że zna autorkę. Napisała do mnie list, który był na tyle intrygujący, że postanowiłam odpisać. Potem namówiłam ją na wirtualne „spotkania” na pewnym blogu literackim. J.B. Na „Kurze” Ewy Marii, bo o tym blogu mówimy, pojawił się wpis, pod którym zawiązała się między nami kolejna dyskusja i stał się on w rezultacie bazą dla naszej książki. Od tego księżycowego wpisu, i zdania: „Była druga w nocy, godzina wilka”, „Księżyc” się zaczyna. Akcja powieści rozgrywa się na położonej na Morzu Północnym fryzyjskiej wyspie Sylt. Dlaczego akurat tam, a nie np. na którejś z wysp na Bałtyku? K.K. Gdy zaczęłyśmy regularnie ze sobą korespondować, mieszkałam w Portugalii. Lato 2012 roku było koszmarnie upalne, temperatury dochodziły do 50 stopni. Dlatego umieściłyśmy tych naszych rodzących się już bohaterów gdzieś na północy, gdzieś, gdzie jest zimno i deszczowo. Chłodny powiew świeżej bryzy, to była ucieczka. Dla mnie temat wyspy i morza był naturalny – ojciec był żeglarzem, projektował statki rybackie. Dopiero jednak, gdy po dwóch latach wspólnego pisania spotkałyśmy się przy korekcie książki, w końcu dowiedziałam się, dlaczego i Julicie morze jest tak bliskie… J.B „Analiza porównawcza nakładów i wydajności połowowej na Morzu Północnym” to był temat mojej pracy dyplomowej z ekonomii. Poza tym literacko chciałyśmy się gdzieś spotkać w połowie drogi między Portugalią a Polską. Tak pojawiła się Fryzja, a w jej tle – Francja. Choć nigdy Panie nie były na Sylcie, opisujecie wyspę niemal z chirurgiczną precyzją. Imponują szczegóły dotyczące morza. Jak to osiągnęłyście? J.B. Przestudiowałyśmy kwestie wpływu księżyca na morze, szczegóły oceanograficzne, biologię i geologię morza, cyrkulację wód i prądy oceaniczne. W razie potrzeby zasięgałyśmy opinii naukowców, by np. dowiedzieć się, czy na Sylcie możliwa jest uprawa winorośli, którą podejmuje jeden z bohaterów książki. K.K. Morze jest samodzielnym bohaterem, poznanie jego tajników wymagało od nas wiele pracy. Jednym z kluczowych elementów fabuły jest bisior, czyli wiązka jedwabnych nici powstająca z szybko krzepnącej wydzieliny morskich małżów. Bisior to jedna z najdroższych i najbardziej tajemniczych tkanin w historii świata, na potrzeby książki nawiązałyśmy nawet kontakt ze specjalistką z Bazylei, która doktoryzowała się z tego tematu. Główny wątek w „Księżycu” jest kryminalny – koncentruje się wokół pobicia i wypalenia swastyki na ciele młodego chłopaka, który w tajemniczych okolicznościach pojawia się na wyspie. Jest to jednak bardzo eklektyczna książka, historia kryminalna jest tu tylko podstawą znacznie szerszego wachlarza konwencji. Da się „Księżyc myśliwych” jakoś gatunkowo sklasyfikować? J.B. Docierają do nas opinie o książce jako o „miękkim kryminale”, ale nie miałyśmy takiego założenia. Prowadziłyśmy swego rodzaju rozmowę w odcinkach: o literaturze, filmach Bergmana i Tarkowskiego, o muzyce, kulinariach czy morzu. Tak naprawdę wątek kryminalny pojawił się dopiero, gdy zaczęłyśmy dyskutować na temat II wojny światowej. K.K. Z pisarskiego punktu widzenia wątek kryminalny dyktuje rytm książce, nadaje tekstowi pożądaną motorykę. W warstwie fabularnej natomiast chciałyśmy naszych bohaterów sprawdzić także w obliczu nieoczywistego, ale przecież codziennego zła, jakie nas otacza. Wspomniany przez Julitę motyw wojenny był najtrudniejszym punktem w naszej wymianie poglądów. Chciałyśmy przede wszystkim uniknąć osądzania. Wprawdzie nasze rodziny były uwikłane w powstanie warszawskie, ale obie czujemy, że nie mamy do tego prawa, skoro nie doświadczyłyśmy tak dramatycznych przeżyć osobiście. Poszczególne rozdziały przeplatane są listami. Są one autentyczne czy to kolejny zabieg literacki? K.K. Wszystko zaczęło się od... Orzeszkowej. Okazało się, że ja „Nad Niemnem” czytałam tysiące razy dla samych opisów przyrody, a Julita skrzętnie je omijała. Można żartobliwie powiedzieć, że te listy „załatwiły” nam sprawę opisów przyrody. J.B. Autorki listów to nasza kolejna mistyfikacja. Skonstruowałyśmy je świadomie, by dać czytelnikowi oddech, ale i lepiej wprowadzić go w klimat Syltu i całej historii. Dzięki listom książkę można czytać na wiele sposobów. Wybrać właściwy sobie, w zgodzie z własnym temperamentem albo nastrojem chwili. Bohaterowie książki to w większości ludzie na życiowym rozdrożu. Czy mają panie swoją ulubioną postać? J.B. Vincent, zdecydowanie. Małomówny, introwertyczny naukowiec i artysta, który na Sylt ucieka z rodzinnej Francji w obliczu nieudanego małżeństwa. To przykład tzw. smutnej inteligencji, którą bardzo cenię u mężczyzn. K.K. Ja wybrałabym Johannesa, właściciela baru, gdzie wszyscy – wyspiarze i obcy – tak chętnie się spotykają. Johannes ma w sobie rys człowieka Północy, który bardzo przypomina mi mojego ojca. Obaj uosabiali takie właśnie „północne” cechy – to ktoś cichy, skromny i solidny, na kogo zawsze można liczyć. Jakieś dalsze, wspólne plany literackie? K.K. Pisząc naszą książkę, praktycznie zamieszkałyśmy na wyspie. Co mogłybyśmy teraz zrobić, napisać kontynuację? W pewnym sensie znalazłyśmy się na rozdrożu, wciąż jesteśmy na Sylcie, ale z drugiej strony wątpię, by bawił nas powrót do tej samej historii. Może spotkamy się w jakichś nowych światach. Julita ma już ładny tytuł na nową książkę, jednak na razie go nie zdradzimy. Jak zachęciłyby Panie czytelników „Dziennika Bałtyckiego” do sięgnięcia po waszą książkę? J.B. Opowiadamy niespiesznie, półgłosem acz niepokojąco. Gdy ktoś bierze książkę do ręki, może czuć się tym jednym jedynym czytelnikiem, przeniesionym w mglistą, nostalgiczną atmosferę wyspy, malowaną chłodem, tajemnicą, cieniowaną muzyką Komedy. „Księżyc myśliwych” jest dla wszystkich, wszyscy na coś polujemy. K.K. To książka, przy której można zwolnić, zastanowić się nad tym, co w życiu ważne, ale też odpocząć. Tego życzymy naszym czytelnikom. Powieść w klimacie skandynawskim
Recenzent: Izabela Łęcka Chciałam ostatnio przeczytać jakiś kryminał, sensację, słowem coś wciągającego i w miarę lekkiego, więc po tę książkę sięgnęłam z ochotą.Jest to książka dedykowana księżycowi myśliwych, czyli niedawno obserwowanemu zjawisku krwawego księżyca. Spodziewałam się więc lunatyków, zabijających w poświacie księżycowej, ale nie. Jest to coś innego, ale równie ciekawego, a nawet bardziej. Bo książka liczy 500 stron. Akcja rozgrywa się na niemieckiej wyspie Sylt na Morzu Północnym. Mamy grupę bohaterów, kilka osób, w których życie wkrada się zamęt. Nastrój tej wyspy w książce przypominał mi mój ulubiony serial z dawnych lat „Przystanek Alaska". I tu, i tu mamy bohaterów w różnym wieku, z różnym bagażem życiowym, którzy swoje w życiu przeszli i na wyspie, wśród dzikiej natury próbują ułożyć sobie życie na nowo, spokojniej, troszkę bezwładnie. Jest słomiana wdowa, jest przetrącony przez życie malarz matematyk, niewidomy barman, trzydziestolatka w ciąży porzucona przez kochanka, samotny emerytowany księgowy i matka z milczącym synem. Bohaterem jest też morze i natura: deszcz, wiatr i dzika przyroda. Jest ona wybawieniem i pułapką. Nagle pojawia się zmiana. Katalizator. Ktoś zaginął, ktoś został pobity, pojawia się tajemniczy paparazzo o czarze włoskiego uwodziciela, pojawia się studentka szukająca chłopaka i chłopak, szukający nie wiadomo czego. Coś się rozwiązuje, a coś innego komplikuje. Pojawią się tez neonaziści i zbrodniarz wojenny oraz piractwo przemysłowe. Wszystko, cała akcja wciąga swoim urokiem niespieszności, skandynawskim klimatem z trylogii „Millenium" i z filmów Bergmana. Wydaje się, że autorkom udało się wydobyć istotę uroku tamtych dzieł. Może bardziej kryminałów niż filmów. Widzimy bohaterów poddanych przyrodzie, na tyle w grupie, żeby czytelnik musiał zastanawiać się nad wzajemnymi relacjami i na tyle samotnymi, żeby każdy z nich musiał sam rozprawić się ze swoim życiem. Mnie dodatkowo zauroczyły listy do J. pojawiające się pod koniec każdego rozdziału. Są one inne niż treść fabuły, ale o niej mówią, ją komentują i analizują. Daje to wrażenie postmodernizmu, czyli prądu w literaturze, akcentującego podwójną fikcyjność literatury. Powieść ma pokazywać sobą, swoją strukturą, że jest powieścią, tworem umysłu pisarza. Mieliśmy więc „Beniowskiego" (jeszcze nie postmodernizm, ale dygresji tam było sporo), mieliśmy „Kochanicę Francuza" i „Imię róży". Tutaj też inicjały piszących sobie listy mylą, po treści mamy wrażenie, że to komentarze pisarskie. Wprowadzają one klimat filozoficzny, mówią na temat geografii i oceanografii, o postaciach z książki i o filmach Bergmana. O ile na początku widać, ze piszące do siebie listy są obojętne wobec akcji, niezaangażowane, to stopniowo postacie je pochłaniają. Wciągają. I już nie wiemy, czy akcja pochłania autorki tych listów, czy to listy angażują akcję. Świetnie skonstruowane niedopowiedzenie i wiele filozofii. A listy, piękne, takie starodawne. Powiem jeszcze, że w końcu czytelnik dowiaduje się, kto te listy pisał. I będzie to zaskoczenie. Książka jest troszkę zaskakująca poprzez te listy, ale i poprzez samą fabułę. Jest ciekawa, ale nieprzewidywalna. Wciągnięcie się w akcję nie opiera się na krwawych scenach, ale na polubieniu bohaterów, takiej magii miejsca. Coś jak „Przystanek Alaska". Tak, polecam tę książkę. Będziecie zdziwieni, ale i „wchłonięci" przez książkę'. Jest to wspaniała propozycja na długie jesienne wieczory. Niekonwencjonalna powieść Recenzent: Kora Mecel Księżyc myśliwych" to ceglasta powieść, która i tak pozostawia po sobie niedosyt. Autorki snują historię jak mantrę, plotąc ją z licznych nitek i sznureczków ludzkich losów. To zadziwiające jak nasze pragnienia, poczucie samotności i tęsknot się pokrywają. Okazuje się, że w gruncie rzeczy, wszyscy odczuwamy świat podobnie i pragniemy tego samego. Fragmenty opowiadające o historii zaginięcia młodej dziewczyny najbardziej zapadły mi w pamięć, ale trzeba przyznać, że cała książkowa kompozycja robi świetne wrażenie. Autorki napisały niekonwencjonalną powieść z elementami epistolarnymi. Pociągająca, fascynująca Recenzent: Marta Król Podróż z autorkami na odległą, mroczną wyspę Sylt, na której dzieje się akcja powieści, jest pociągająca, fascynująca; niemożliwe, aby przejść obok niej obojętnie. Autorki pisząc tę książkę były od siebie bardzo daleko, ale to nie przeszkodziło im, żeby stworzyć coś wyjątkowego. Ciężko nawet określić gatunek tej powieści, bo kryminalne śledztwo dopełnia tu filozofia, która zmusza do refleksji i mnóstwo informacji kulturalnych, które z kolei dopełniają naszą wiedzę na temat największych twórców minionego stulecia. Dawno nie zanurzyłam się tak głęboko i z tak wielką przyjemnością w narrację. I w komentarzach: Książki w eterze : Instynkt myśliwego drży pod skórą… Mroczna i tajemnicza jest wyspa Sylt, gdzie przypływy i odpływy morza nadają rytm zdarzeniom i emocjom ludzkim. Księżyc Myśliwych wzywa do ostatniego polowania. Jest przerażająco jasny, ogromny, tajemniczo chłodny i okrutny. Pod jego jasną poświatą dzieją się rzeczy najdziwniejsze. Powieść naznaczona niepokojem, niepewnością i sekretem, który kładzie swój palec na ustach bohaterów. Świadomość owego sekretu jest tak oczywista, że aż przytłacza. Mgła spowija najbliższa okolicę, chłód poranków nie nastraja pozytywnie, a Księżyc przeraża swą majestatyczną mocą. Jest jakaś poetyckość w narracji, która wprowadza czytelnika w istny trans przykuwający do kolejnej linijki, strony, rozdziału. Tajemnica, niczym wytrawny pająk, snuje swoją sieć i coraz więcej osób jest w nią wplątanych. Sporo tu ułudy pozornego szczęścia i panującego porządku, bo jest pewna powtarzalność, jakiś rytm, który nadaje wrażenia spokoju, ale zajrzenie pod podszewkę pozorów przynosi srogie zaskoczenie. Po więcej moich refleksji o tej książce oraz innych tytułów zzapraszam tutaj: http://ksiazkiweterze.pl Dzisiaj w "Magazynie na Weekend" rozmowa z red. Maciejem Pietrzakiem pt. "Fryzyjska wyspa pełna chłodnych tajemnic".
Zaczyna się tak: Pisząc "Księżyc myśliwych", ni spotkały sie ani razu. Dzięki filmom Bergmana, kuchni i morzu zostały literackimi siostrami, mimo oddalenia o 3 tysiąca kilometrów... TO KSIĄŻKA, PRZY KTÓREJ MOŻNA ZWOLNIĆ, ZASTANOWIĆ SIĘ, CO WAŻNE, ALE TEŻ ODPOCZĄĆ. Więcej: http://www.dziennikbaltycki.pl http://www.facebook.com/dziennikbaltycki http://soy-como-el-viento.blogspot.com/
· Dzięki empik.com oraz Business & Culture, do moich zbiorów dołączyły takie oto książki. Jeśli jesteście ciekawi co jeszcze dotarło do mnie w ciągu ostatniego miesiąca, zapraszam o dziewiątej na bloga. Sprzedawca w księgarni:
- Księżyc myśliwych? Już nie ma, kupiłem ostatni egzemplarz. https://www.facebook.com/przeczytane.napisane/posts/1690389344510568:0
Przeczytane. Napisane. feeling challenged with Wydawnictwo Znak and 26 others. 4 hrs · Kochani, prezentuję Wam poniżej moją listę najlepszych książek 2015 roku. Oczywiście wiele pozycji tu brakuje (i krwawi mi serce), ale podążyłam wg schematu zeszłorocznego - wybrałam po dwie książki z każdego miesiąca. W zestawieniu znalazły się oczywiście tylko książki, których recenzję umieściłam na blogu. Wiele ważnych i wspaniałych książek zostanie pomiętych, ale selekcja nie zna sentymentów I tak najlepsze książki przeczytane przeze mnie w/we: STYCZNIU: „Myślne miraże” – Eliza Segiet: http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/myslne-miraze-eliza-seg… (Miniatura) "Więcej czerwieni" - Katarzyna Puzyńska:http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/wiecej-czerwieni-katarz…(Prószyński) LUTYM: "Życie. Wydanie drugie poprawione" – Olga Kubińska:http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/zycie-wydanie-drugie-po…(słowo/obraz terytoria) „Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli” - Ałbena Grabowska:http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/stulecie-winnych-ci-kto…(Zwierciadło) MARCU: "Ballo amoroso" - Andrzej Ballo: http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/ballo-amoroso-andrzej-b… (Barbelo) "Żona złotnika" - Sophia Tobin: http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/zona-zotnika-sophia-tob… (DW PWN) KWIETNIU: "Król cieni" - Eve De Castro: http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/krol-cieni-eve-de-castr… (Albatros) „Mroki” – Jarosław Borszewicz: http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/mroki-jarosaw-borszewic… (Iskry) MAJU: "Sennik polski. Literatura, wyobraźnia i pamięć" - Wojciech Owczarski:http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/sennik-polski-literatur…(słowo/obraz terytoria) "Pokarm Matki" – Jakub Pańków: http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/pokarm-matki-jakub-pank… CZERWCU: "Te chwile" - Herbjørg Wassmo: http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/te-chwile-herbjrg-wassm… (Smak Słowa) "Gretel i ciemność" - Eliza Granville: http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/gretel-i-ciemnosc-eliza… (DW PWN) LIPCU: "Pożegnanie krawędzi" – Guy Goffette:http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/pozegnanie-krawedzi-guy…(słowo/obraz terytoria) "Jesienią najtrudniej iść środkiem dnia" – Agnieszka Herman:http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/jesienia-najtrudniej-is… (Nowy świat) SIERPNIU: "Antoine Cierplikowski. Król fryzjerów, fryzjer królów" - Marta Orzeszyna:http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/antoine-cierplikowski-k… (Znak) "Długa droga do domu" - Joanna Jax: http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/duga-droga-do-domu-joan… (Videograf) WRZEŚNIU to: "Maszyna do czytania" – Dorota Koman:http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/maszyna-do-czytania-dor… (Iskry) "Coraz mniej olśnień" – Ałbena Grabowska:http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/coraz-mniej-olsnien-abe…(Zwierciadło) PAŹDZIERNIKU: "Horyzont zdarzeń" – Mirosław Mrozek:http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/horyzont-zdarzen-mirosa…(Fundacja im. T. Karpowicza) "Wyspa" – Joanna Miszczuk: http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/wyspa-joanna-miszczuk.h… (Prószyński) LISTOPADZIE: "Lucynka, Macoszka i ja" – Martin Reiner:http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/lucynka-macoszka-i-ja-m… (Stara Szkoła) "Prześwity" – Eliza Segiet: http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/przeswity-eliza-segiet.… (Signo) GRUDNIU: "Księżyc myśliwych" – Katarzyna Krenz, Julita Bielak: http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/ksiezyc-mysliwych-katar… (Znak) "Chłopiec motyl" – Peter Stjernström: http://dajprzeczytac.blogspot.com/…/chopiec-motyl-peter-stj… (Poradnia K) I jak Wam się podoba? 22 grudnia 2015, Gdańsk, samo południe: Katarzyna, Księżyc, wywiad, redakcyjna choinka i ja. "Pan redaktor Maciej Pietrzak zapytany przeze mnie, jaką formę narracji przyjąłby w swojej książce - pierwszą osobę w czasie teraźniejszym, czy trzecią w czasie przeszłym - skłonił się ku trzeciej dodając, że jeszcze nie myśli o pisaniu." http://kotnakrecacz.pl/ksiezyc-mysliwych/
Posted on 2015-12-20 by Natalia Szumska "To nie woda w rzece jest inna, to my się zmieniamy. Każde nowe doświadczenie oddala nas od przeszłości, dlatego tak trudno przerzucić most, a jeszcze trudniej wrócić. Nawet gdyby im się udało, nigdy nie będzie miała pewności, czy na tym moście nie zaskoczy ich jakiś inny wiatr, inny księżyc, inny czas, z którymi już sobie nie poradzą". Siadam przed klawiaturą i po raz pierwszy od dłuższego czasu nie wiem, co napisać. Nie dlatego, że po dwóch tygodniach przerwy wyszłam z wprawy. Raczej dlatego, że tak daleko mi do Julity Bielak i Katarzyny Krenz, że nie wiem, czy potrafię nie zepsuć słowami tego, co znalazłam w ich „Księżycu myśliwych”. To nie będzie więc recenzja. Raczej kilka zdań, parę luźnych przemyśleń, które być może doprowadzą kogoś z was do lektury, którą ja mam ochotę nazwać majstersztykiem współczesnej literatury i którą czytałam bardzo długo. Z premedytacją i tylko po to, by się zbyt szybko nie skończyła. W przypadku „Księżyca myśliwych” trudno o streszczenie fabuły. Uważny czytelnik znajdzie tu mnóstwo wątków, które pozornie niepowiązane, bardzo szybko ułożą się w zgrabną, misternie utkaną całość. Dość powiedzieć, że rzecz (rzeczy?) dzieje się (dzieją się?) na fryzyjskiej wyspie Sylt na Morzu Północnym. By się tu dostać od strony lądu, trzeba przejechać pociągiem, którego tory wiodą po grobli sztucznie stworzonej na środku morza. Pełno tu urokliwych domków, latarni morskich i dzikich łąk. Na tych zaledwie 99 km² toczy się akcja powieści. Mamy tu zbrodnię sprzed lat i trzy bardzo świeże. Mamy podróżników z całej Europy, którzy odnaleźli tu swoje miejsce, mamy zagubioną studentkę filmoznawstwa, malarza-matematyka, niewidomego właściciela baru, tajemniczego dziennikarza i wdowę po marynarzu, którego zabrało morze. No właśnie, ale czy na pewno morze? Czas tu nie istnieje. Przenosi się, teleportuje raczej, od bohatera do bohatera, kołuje, zawraca, tylko po to, by za chwilę pędzić na przód. Nie istnieje też rzeczywistość, jeśli nie liczyć tej bergmanowskiej — „rzeczywistości poza rzeczywistością”. Wydarzenia z wyspy Sylt przeplatają się z tajemniczymi listami. Autorek? Wszak wiadomo, że podczas pisania powieści nigdy się nie widziały i porozumiewały właśnie tym staroświeckim sposobem. A może jednak autorki prowadzą z czytelnikiem mniej lub bardziej wyrachowaną grę, w której nie chodzi o wygraną, ale o fakt (jeśli tu w ogóle są jakieś fakty), że „warto grać”. „Księżyc myśliwych” to nie powieść dla czytelnika. To raczej książka dla czytelnika, autorek i bohaterów w równym stopniu. Podczas lektury jesteś jednocześnie aktorem, reżyserem i widzem. Jesteś nigdzie, jesteś jedynie złudzeniem optycznym odbitym w tafli wyjątkowo spokojnego morza. Jesteś częścią fabuły lub didaskaliami, ale nigdy nie będziesz tego wiedział na pewno. Gra, którą prowadzą Krenz i Bielak to gra erudycyjna i wyrafinowana, przesiąknięta tajemnicą, ale na szczęście pozbawiona fantastyki. To gra podobna do zabiegów największych mistrzów literackich eksperymentów -- Italo Calvino i Julio Cortázara. Jeśli zostawia czytelnika z niedosytem, to tylko dlatego, że zbyt szybko się kończy, choć nie wszystko wyjaśnia. Nikt nie umieścił tu filmowego THE END. Koniec to przecież rzecz względna. Żadna z autorek nigdy nie była na Sylcie. Ale ja pojadę, już planuję. A tymczasem kończę, bowiem… "księżyc pociąga za wszystkie sznurki, nie mamy na to żadnego wpływu. Możemy jedynie wracać do naszych snów jak do bezpiecznego portu". SKRÓT DLA OPORNYCH Dla kogo na pewno tak: dla wielbicieli filmów Bergmana, zwolenników powieści wielowątkowych, z rozmytą granicą pomiędzy prawdą a fikcją i fabułą a didaskaliami, a przede wszystkim dla tych, którym księżyc, morze, nieoznaczoność, niepewność i nieuchwytność nie są obojętne. Kto powinien omijać: miłośnicy powieści z jednym wątkiem, prowadzonym od początku do końca, wielbiciele prostych fabuł i jednoznacznych wyjaśnień, którzy nie przepadają za literackimi eksperymentami. Katarzyna Krenz, Julita BielakWydawnictwo ZnakLiczba stron: 504Ocena: 6/6 This entry was posted in literatura piękna, varia okołoliteracka and tagged Julita Bielak, Katarzyna Krenz, książki najlepsze,Księżyc myśliwych, recenzja, ZNAK. Bookmark the permalink.Post navigation← „Ścieżki północy” — recenzja i fragment protokołu 6 thoughts on “Księżyc myśliwych”
https://www.facebook.com/events/144481905918453/
Wydawnictwo ZNAK oraz kawiarnia artystyczna "Młody Byron" zapraszają na spotkanie pt. PODOBNO NA WYSPIE... z Katarzyną Krenz i Julitą Bielak, autorkami "Księżyca myśliwych" Prowadzenie: prof. Małgorzata Czermińska |
O książce piszą:Kliknij tutaj, aby edytować. Archiwum:
Maj 2017
Categories
Wszystkie
|