by ANNA MARIA PRZYBYŁO - 6 GRUDNIA 2015
http://szuflada.net/ksiezyc-mysliwych-pozytywna-recenzja/ [przedruk] „Księżyc Myśliwych” to dobry tytuł, intrygujący. Sięgam po pokaźny tom w przekonaniu, że oto mam przed sobą kolejną powieść z rodzaju tych, które się czyta lekko, łatwo, na bezdechu. Liczę na to, że akcja książki będzie zrozumiała, czytelna, niezbyt zajmująca (tzn. niewiele wymagająca od zmęczonego dniem powszednim czytelnika), a przy okazji dostarczy mi ekscytujących ukłuć przestrachu, typowych dla literatury grozy. Rozpoczynam moją podróż – udaję się na Księżyc. Pokonując kolejne rozdziały, przeprowadzam wnikliwe rozpoznanie. Książka na ten czas i na tę porę. Doskonale wpisuje się w aktualną czasoprzestrzeń i objawia w zaskakująco dobrej scenerii. Akcja powieści rozpoczyna się w październiku, także w czasie rzeczywistym zaczyna się dziesiąty miesiąc roku. Wokół panuje zbiorowa histeria, wywołana złowieszczym Krwawym Księżycem, łudząco podobnym do tego na okładce. Niecodzienne zjawisko niepokoi i miesza w umysłach. Czerwona barwa luny zwiastuje nieuchronny koniec świata. Oto wielkimi krokami zbliża się biblijny Armagedon. Ludzkość czekają tragiczne, upiorne wydarzenia, zwiastowane przez liczne astronomiczne znaki. Spoglądam na niebo i nie dostrzegłszy niczego niezwykłego, sięgam po bardziej prawdopodobne sensacje, tyle że na papierze. Wbrew moim wyobrażeniom z kartek nie wyskakują bezgłowe zjawy czy inne demoniczne stwory, toteż treść nie przyprawia mnie o rozstrój nerwowy. Gorączkową atmosferę fatalistycznych proroctw – ku mojej uciesze – schładza surowy klimat wyspy. Tu, na Sylt, jeśli nawet dzieje się coś niezwykłego, życie toczy się dalej. Zachowawcza postawa mieszkańców tej nadmorskiej strefy Niemiec skutecznie neutralizuje irracjonalne poczucie zagrożenia i hamuje podsycaną przez media „krwawą” psychozę. Nawet jeśli apokaliptyczne wizje są wyłącznie stekiem bzdur, to w jakiś sposób wślizgują się w umysł, by zasiać tam gorzkie ziarno strachu. Znacznie lepiej obecność Księżyca znoszą książkowi bohaterowie. Zwykle widzimy, jak wschodzi, ale potem zostawiamy go na niebie, wysoko, daleko. Choć wszystko na Sylt toczy się spokojnym rytmem, a czytelnik nie jest atakowany niczym niezwykłym, to jednak podczas lektury powinien on zachować przytomność i uwagę. Powieść napiera taką mnogością szczegółów i drobiazgów, że skupienie jest niezbędne, w innym wypadku wielość detali i różnorakich niuansów zwyczajnie ulegnie przeoczeniu. Pośpiech nie jest tu wskazany, należy ważyć każde słowo, z wolna przyglądać się wydarzeniom i asystującym im przedmiotom, cierpliwie wdychać słony zapach wyspy, smakować prozę życia. Początkowo miałam za złe autorkom, że każą mi brodzić w tym strumieniu trywialnych spraw. Automatycznie kodowała w pamięci sekwencje dźwięku dnia codziennego i rozmaitych czynności. Sądziłam, że od pierwszych stron porwie mnie tajemniczy i mistyczny Księżyc, tymczasem one usilnie „trzymały” mnie na Ziemi. Z czasem odkryłam, że te pozornie mało istotne opisy rzeczy i codziennych zajęć stanowią główną wartości książki. Katarzyna Krenz i Julita Bielak dały upust swej elokwencji i naturalnym, często podrzędnym, przedmiotom i zjawiskom, przydały im niezwykłej elegancji i piękna. Malowniczość oraz finezyjny język literacki to mocna strona powieści. Autorki udzielają nam lekcji dobrego smaku w przenośni i dosłownie. Jeśli, drogi czytelniku, zasiądziesz do „Księżyca”, to nie zrób tego z pustym żołądkiem! Gwarantuję Ci, że pożywny koktajl z krewetek i aromatyczny płat wędzonego łososia oraz inne garmażeryjne cuda na dobre rozbudzą twój apetyt. Z opisów różnorakich produktów spożywczych, przekąsek i potraw można z powodzeniem wyodrębnić osobny rozdział. Pizza była pyszna, prosto z pieca chlebowego, krojenie ciągnącej się mozzarelli zabawne (…). Posiłkom poświęca się tu niezwykle dużo uwagi. Wieczne łaknienie jedzenia oraz wysiłek bohaterów, wkładany w przygotowanie dobrej strawy, zdają się wyrażać podziw i szacunek dla pożywienia, które nie tylko daje energię, sprawia przyjemność, ale także zyskuje niemal metafizyczny wymiar. W pamięć zapadła mi Jasmine. Dziewczyna wykonuje tajną, niebezpieczną misję, podczas której zupełnie opada z sił. Wczesnym rankiem w jeszcze sennym barze „Bande-a-part” smaży życiodajne jajka. Domyślam się, że te fenomenalne dzieła natury mają tu charakter symboliczny. Żółtko rozlane na patelni niesie ze sobą obietnicę – odrodzenie. Jasmine nie chce jeść sama, śniadaniem częstuje cierpiącego na ślepotę Johannesa – i choć mężczyzna początkowo się wzbrania, w końcu ulega. Następuje swoista komunia – chwilowe zespolenie nocy (Johannes) i dnia (Jasmine). Bohaterów powieści definiuje przypisana im codzienność oraz zwykłe, ludzkie potrzeby. Każda postać spełnia tu właściwą, konkretną rolę. Orszak otwiera Ewa – pierwsza kobieta, ta, która daje życie, pramatka. Książkowa Ewa – wdowa w średnim wieku, niosąc pomoc chorym – jakżeby inaczej – wspiera życie. Uosobienie spokoju i łagodności. Z całej postaci bił niezaprzeczalny wdzięk, dziwnie łączący energię z naturalną nieśmiałością. Wracając wspomnieniami do dawnych, dobrych dni, kobieta zmaga się z bólem po stracie ukochanego męża. Tomash, miłość jej życia, człowiek z morza, zginął podczas sztormu w nieznanych okolicznościach. Czy śmierć naukowca była tylko nieszczęśliwym wypadkiem? Zagadka z czasem się wyjaśni, do tego momentu towarzyszyć nam będzie inny bohater widmo – urocza studentka medycyny, Sophie. Dyskretna i nieuchwytna. Nie czułeś, że się wymyka? Prawdziwa femme fatale. Ona i reszta przyjaciół: Cyryl i Jasmine tworzą swoisty trójkąt bermudzki. Relacje młodych ludzi opierają się na tajemnicach, niedomówieniach tworzonych na potrzeby miłości. Uczucia są zwodnicze i na wzór fałszywego, acz nęcącego, światła Księżyca wiodą na manowce. Pytałaś o lojalność? W świecie intryg świetnie sobie radzi zabójczo przystojny dziennikarz. Urok osobisty Oliviera dopomaga mu pozyskiwać pożądane informacje: (…) poddała się tej oczywistej manipulacji, pozwoliła mu wejść do domu, zaprosiła na kolację. Profesjonalista w każdym calu: (…) zniknął równie niespodziewanie, jak się pojawił. Działa na emocje, zasiewa wątpliwości i wkłada przysłowiowy kij w mrowisko. Olivierowi dorównuje tylko starszy wiekiem komisarz – miłośnik i hodowca ostryg. Herzog był dobry w tym, co robił, szybki, sprawny, dociekliwy. Fachowość i odpowiednio wyćwiczona intuicja to jego znaki rozpoznawcze. Stróż prawa i porządku czuwa nad wyspą. Nurtuje go sprawa pobitego chłopaka. Ofiara napadu zapada w stan amnezji, z której ma go wydobyć… rysownik. To właśnie ta cicha, zdystansowana od świata, a także ciepła i wrażliwa postać z całej rzeszy bohaterów jest mi najbliższa. Wraz z nim rozkoszuję się spokojem miejsca, gdzie Vincent może realizować swą artystyczną pasję. Odkąd ujawnił się na fryzyjskiej wyspie, nie rozstawał się ze szkicownikiem, blokiem papieru, akwarelowego i podręcznym zestawem farb. Francuz na dobre wrósł w krajobraz Sylt. Dni spędza w barze Johannesa, gdzie pełni rolę dyskretnego obserwatora, notując w skoroszycie ciekawsze przypadki. W dużej mierze niecodzienne wydarzenia na wyspie inicjowane są przez parę kochanków. Młodych łączy niezwykła relacja, na której Luna w szczególności odciska swoje piętno. Księżyc, paradoks wiecznej zmiany i powrotu (…) symbolizuje tajemnicze, ukryte strony natury, wskazuje na intuicję a także zmienność i skrajne stany ludzkiej psychiki: obłęd, szaleństwo, śmierć. Władca podświadomości daje znak i rozpoczyna się morderczy bieg, (…) słońce na naszych oczach spotyka się z Księżycem Myśliwych, który wzywa człowieka do ostatniego polowania (…). Dziewczyna udaje się na poszukiwania, podczas których odkrywa niejedną mroczną prawdę. Uczy się, że ten, nad kim zapanuje srebrny glob, zyskuje dwa przeciwstawne oblicza. Cyryl sprzed wypadku to nie ten sam znany Jasmine chłopak – beztroski, przewidywalny. Nowy Cyryl jest pełen lęków, znaków zapytania, wątpliwości. Spowija go mrok, straszą pająki. Frywolna dziewczyna w żółtej sukience, o ognistych włosach to jego przeciwieństwo. Pełna energii niezłomnie podąża za ukochanym. Niepomna na zdradę, niczym Słońce przyświecające życiodajnym światłem otula nieszczęśnika troską i ciepłem. Słońce obnaża, demaskuje, odkrywa prawdę, ale nie osądza. Towarzyszy ludzkości bez względu na ich poczynania: kiedy trwa pokój i kiedy panuje holokaust.Wszyscy jesteśmy podwójni, choćby tylko z powodu światła. „Księżyc” to historia relacji ludzi współczesnych i w rzeczy samej prostych, zmagających się z rozterkami miłosnymi, samotnością, bólem po utracie bliskich. To bohaterzy, którzy w sytuacjach trudnych potrafią zachować zdrowy rozsądek, a także działać szybko i skutecznie. Mężczyźni są odważni i dzielni, kobiety zaś mądre i piękne. Na szczególną uwagę zasługuje sposób, w jaki autorki uchwyciły emocjonalną naturę tych ostatnich. Widać to świetnie w scenie przypadkowego spotkania, kiedy to Jasmine przyłapuje przygodnego kochanka na opuszczaniu domu innej kobiety. Dziewczynę zalewa fala wściekłości, Olivier nie ma szans. Krzycząc, wymachiwała rękami. Pomimo wielu wątków miłosnych powieść nie ma charakteru tkliwego romansu. Panuje tu doskonała równowaga, czas i miejsce się zazębiają, a każdy z bohaterów ma rację bytu. Powieści często przypominają precyzyjne konstrukcje, które krok po kroku układają się w spójną całość. A skoro jesteśmy przy morzu, utwór przyrównam do wystawnych ostryg, słynących ze swej płodności. Natomiast czytelnikowi poważę się zlecić zadanie – naukę cierpliwości. Przyda się, gdyż twarda skorupka nie podda się szybko, a jeśli nawet, to jej mdła zawartość może zniechęcić. Nic bardziej mylnego. Choć nie wygląda ona zbyt okazale, to w rzeczy samej jest bardzo aromatyczna i soczysta. Zdecydowanie należy drążyć środek, gdyż tam głęboko, wewnątrz muszli znajduje się istne cudo – drogocenna perła. Stworzona z cierpienia ucieleśnia łzy, żałobę oraz okupione bólem piękno. Takiego widoku nie sposób zapomnieć. Co takiego na stronach książki ukryły autorki i czego należy szukać? Ten skarb to nasza rodowa pamięć – pamięć o milionach ludzi pomordowanych w czasie II Wojny Światowej. Nawiązanie do gehenny ofiar niemieckiej okupacji jest na wagę złota. Naród, który nie zna swej historii, skazany jest na jej powtórne przeżycie – mówi stare przysłowie. Zatem my – spadkobiercy pokoju i wolności – jesteśmy zobowiązani pielęgnować pamięć i tradycje naszych przodków. Składam więc ukłon autorkom, które nie dość, że „upominają się” o szacunek należny pokrzywdzonym, to również uczulają na haniebne akty wyznawców złowrogiej, bałamutnej ideologii, która ma swych zwolenników także dziś. Nazizm to niewątpliwie temat ciężkiego kalibru. Po niewinnych, obszernych sprawozdaniach z całej gamy smakowitych potraw tak bolesny motyw może nieco zbić z tropu czytelnika, rozanielonego wizją chrupkich bagietek smarowanych słodką konfiturą. Autorki wpierw kusiły delicjami, by pod sam koniec zaserwować danie gorzkie i ciężkostrawne. Doceniam jak najbardziej słuszną intencję – postulat rozliczenia zbrodniarzy hitlerowskich choćby i pośmiertnie – (…) pokolenia mijają, a pamięć jest zawodna. Możemy jedynie liczyć na sprawiedliwość „post mortem” – sprawiedliwość pamięci. Szacuje się, że po zakończeniu wojny ok. trzydziestu tysięcy zbrodniarzy wojennych z powodzeniem uniknęło kary, znajdując schronienie w krajach południowoamerykańskich, arabskich i w Hiszpanii. Wolnością cieszyli się choćby „Doktor Śmierć” – Josef Mengele i komendant Treblinki – Franz Stangl. Także kraje alianckie i blok radziecki nawiązywały współpracę z niemieckimi uczonymi zbrukanymi ludzką krwią. Oprawcy zdołali uciec przed sprawiedliwością, jednak ciągle ściga ich ludzka pamięć. Na kartkach książki udowadnia to leciwy Hans Meyer. Spędza on życie na tropieniu bezwzględnego, dotąd nieosądzonego, a wręcz wyniesionego na piedestał esesmana. Weteran czuwa, by dawnych, straszliwych zbrodni nie umorzył uciekający czas. Przesłanie unaocznia piękna scena, w której Jasmine wkrada się do domu staruszka, by zabezpieczyć niezwykle ważne dokumenty. Akta wskazują na udział w holokauście wielu wysoko postawionych ludzi. Sprawa budzi kontrowersje. Komuś zależy, aby prawda nie wyszła na jaw i ten ktoś próbuje uciszyć krnąbrnego dziadka. Nieznani sprawcy demolują mieszkanie, zniszczony zostaje m.in. wiekowy zegar. Dziewczyna odnajduje materiały, a także zabiera ze sobą rozbity przedmiot. Zegar trafia do zegarmistrza, tam na powrót ożywa, a wraz z nim jego przeszłość. W tym przypadku słowa Thomasa Bernharda: czas zawsze odbiera pamięć swoim świadkom nie są słuszne. Podsumowując: „Księżyc Myśliwych” to kopalnia życiowych mądrości, starych prawd i metafor. To takie kryształki mocy, którymi człowiek się podpiera i które cytuje w pamiętnikach. Jeden jest na miarę samego Stephena Kinga. Wśród upiorów i wspomnień należy poruszać się ostrożnie. Ponadto powieść wprowadza czytelnika w charakterystyczny klimat starego filmu, nawiązuje do twórczości Cybulskiego, Tarkowskiego, Bergmana. Jak zauważyła Barbara Kosmowska: Życie jest jak starannie reżyserowany film. Kadry muszą po sobie następować w jakiejś logicznej kolejności, a wydarzenia wracają do normy. Siłą przyzwyczajeń i ludzkiej odwagi. Tak również widzę tę książkę, wartą uwagi i polecenia. Kończąc lekturę, czułam niedosyt – niedosyt Księżyca. To niesamowite, ale właśnie takie było zamierzenie autorek, zatem osiągnęły one swój cel, a ja sprostałam wyzwaniu: (…) wydarzenia w „Księżycu”: nawet gwałtowne nie po to się działy, żeby wzmocnić fabułę zawiłą intrygą czy dramatycznym pościgiem. (…) „Księżyc” zachował tajemnicę, pozostał niedopowiedziany (…). Zatem nie Księżyc, a Ziemia ma przykuwać naszą uwagę, gdyż to właśnie tu rozgrywa się nasz dobry bądź zły los. Zapraszam do lektury. Zanim jednak zaczniecie, Państwo, przygodę na Sylt, proszę się dobrze przygotować: zaparzyć kawę i zaopatrzyć w croissanty – i to na długie godziny. Ta wyspa wciąga.
0 Comments
W szufladzie czytamy:
"Księżyc myśliwych" - książka tak niesamowita, tak inspirująca, że pojawiła się w Szufladzie kilkukrotnie: - w recenzji Kingi Młynarskiej: http://szuflada.net/ksiezyc-mysliwych-katarzyna-krenz-juli…/ - w recenzji Anny Marii Przybyło: http://szuflada.net/ksiezyc-mysliwych-pozytywna-recenzja/ Ale "Księżyc..." znalazł się również pod szufladową poduszką! Dzięki uprzejmości Mikołajki - Współautorki, Julity Bielak - mamy dla Was egzemplarz tej wspaniałej książki! Zadanie jest proste: napisz czym bywa dla Ciebie metaforyczna wyspa. Na odpowiedzi czekamy do godziny 21 dziś (czyli 07.12), potem zbierzemy Wasze odpowiedzi, prześlemy Autorkom, a one zdecydują czyja wypowiedź jest im najbliższa. Wyniki podamy natychmiast po werdykcie. A komentarze konkursowe były takie: Ewa Sęderska Wiele razy w swoim życiu czułam żal i smutek. Moje szare komórki pokryte były goryczą niepowodzeń. Czasem zalewały je łzy, a po powierzchni pełzł niemy krzyk. Niemy i samotny. Był też okres cielesnego cierpienia, wówczas życie bezwładnie wisiało na krawędzi niezmierzonej, czarnej przepaści. Były też chwile zmęczenia, takiego codziennego, szarego, z którego wyrywało się znużenie i apatia. Jednak ponad tym wszystkim jaśniała zawsze aureola. Z niej sączyły się wszelkie radości, szalone marzenia, siła oraz nadzieja. Obdarzała niespodziewaną miłością i uczyła miłości. Jej promień wszystko oślepiał, przenikał ciepłem, spokojem. Pozwalał zapomnieć złe chwile i niósł mnie, niósł leciutko na metaforyczną wyspę. Na niej nikt i nic nie jest w stanie zaburzyć piękna, dobroci i harmonii tego świata i mojego życia.... Like · Reply · 2 · 3 hours ago · Edited Szuflada Pani Ewo, chyba fb spłatał figla i Pani opowieść nie została skończona... Like · Reply · 1 · 3 hours ago Ewa Sęderska Przed chwilą wróciłam z pracy i za szybko kliknęłam:P Like · Reply · 1 · 3 hours ago Write a reply... Anna Kulawiak Metaforyczna wyspa jest dla mnie odzwierciedleniem ludzkiego osamotnienia, wyobcowania, braku zrozumienia, oddalenia. Czasami człowiek zamyka się w sobie, odgradza od innych niewidzialną barierą, ucieka przed światem. Niczym wyspa pośród bezkresu morza, walcząca z falami, tak i on samotnie, bez wsparcia, walczy, by raz jeszcze doczekać słońca po sztormie, bądź utracić nadzieję na zawsze i pogrążyć się w odmętach cierpienia. Like · Reply · 2 · 2 hours ago Anna Seweryn Motyw wyspy od wielu lat nieprzerwanie kojarzy mi się z książką "Dziesięciu Murzynków" Agathy Christie. Dla niektórych bohaterów powieści wyspa okazała się metaforą szansy na realizację marzeń o wielkości, nieprzemijalności, dla innych - ostateczną klęską, porażką. Dla mnie wyspa to swoisty układ zamknięty, który w zależności od rozwoju wydarzeń może okazać się bezpiecznym schronieniem albo przerażającą otchłanią. Wydawać się może, że wyspa symbolizuje skończoną liczbę rozwiązań, samodzielność i samowystarczalność. Według mnie jest zgoła inaczej, dlatego też wyspa bywa dla mnie tym, czym tworzą ją otaczające okoliczności. smile emoticon Like · Reply · 2 · 2 hours ago Molek Molek W myśl przysłowia "Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej" taką metaforyczną wyspą jest dla mnie mój dom. W tym domu kochający mąż i kochana córeczka. Będąc gdziekolwiek, myślami wracam do swojego mieszkania. Tylko tu mogę się spokojnie zaszyć wieczorem z dobrą książką. Chcę siedzieć - siedzę, chcę śpiewać - śpiewam wink emoticon Nigdzie indziej nie czuję się tak swobodnie i tak "u siebie". Like · Reply · 2 · 6 hours ago Urszula Janiszyn Metaforyczna wyspa jest dla mnie samotnością człowieka, od której i z której to nie ma ucieczki, gdyż gdzie tylko nie spojrzę, widzę szarość morskich fal... Ta wyspa jest swoistym więzieniem, które to z każdym kolejnym dniem spędzonym na niej, staje się także naszym domem... I choć nie jest nam tutaj dobrze, przyjemnie, szczęśliwie.., to mimo wszystko jest bezpiecznie, gdyż jesteśmy w na niej zupełnie sami... I tak oto od lat toczy walka pomiędzy marzeniem o ucieczce z metaforycznej wyspy samotności, a strachem przed tym, co możemy odnaleźć po jej opuszczeniu... Like · Reply · 2 · 5 hours ago Magda Lena Lena Dla mnie wyspa to ucieczka. Kiedy stoi się na klifach Bretanii i patrzy na ocean, przychodzi czasem ochota rzucić wszystko w cholerę i zaszyć się na jednej ze skalistych wysp. Nic to jednak nie da, bo jak przytomnie zauważył Owidiusz, nie nie ma co uciekać przed strapieniami "poganiając konia, ponieważ czarny strach (...) pędzi w siodle za jeźdźcem, który łudzi się, że zdoła mu umknąć" (cytat z Owidiusza za W.G.Sebaldem). Wychodzi na to, że "wyspa" to jedno ze złudzeń, którym czasem poprawiam sobie humor. (A czasem straszę, bo jak to powiedział już nie pamiętam kto "Raj jest wyspą. Piekło również". ) Like · Reply · 2 · 4 hours ago Karolina Toporek Moja wyspa jest we mnie smile emoticon Między żołądkiem, a sercem, ale ma niestabilne połączenie z mózgiem. Wypełnia ją chęć czytania, przytulania kotów, głaskania kartek i oglądania pięknych rzeczy. Cieszy, uspokaja, pozwala się wyciszyć, albo poszaleć. Moja wyspa jest tylko moja, ale czasem pozwalam wplynąć w zatoczkę komuś fajnemu... Moja wyspa jest zawsze ze mną. Ciągle rośnie, pewnie od czekolady. Like · Reply · 2 · 2 hours ago Dorota Pansewicz Moja metaforyczna wyspa to pewne szczególne dla mnie miejsce, które wyobrażam sobie jako dom. W jego głównym korytarzu znajdują się drzwi prowadzące do różnych pomieszczeń. W niektórych z tych pokoi mieszkają bardzo bliskie mi osoby. Kiedy tylko chcę, mogę tam je odwiedzać, by pobyć z nimi dłużej lub chociaż przez chwilę. Nie chciałabym, by do tego domu wchodzili moi wrogowie, ale każdy, kto chciałby być dla mnie przyjacielem, bez problemu może do niego wejść i też w nim zamieszkać. W innych pomieszczeniach mam zgromadzone i skrzętnie pochowane swoje największe skarby. Są nimi wszystkie moje radości, piękne wspomnienia, wzruszenia, to wszystko, co dobrego wydarzyło się w moim życiu. Kiedy tylko czuję taką potrzebę, kiedy smutek ogarnia moje serce, wyciągam ze schowków te moje skarby i napawam się nimi do woli – tak długo, aż powróci do mnie spokój ducha i radość życia. W domu tym jest też jedno pomieszczenie, do którego za bardzo nie lubię wchodzić, ale czasem to robię. Stoi tam zamknięta na kluczyk skrzyneczka, w której schowałam wszystkie te złe wspomnienia, przykrości, smutki. Niechętnie ją otwieram, ale wiem, że od czasu do czasu powinnam – ot, choćby dla zachowania równowagi, dla przypomnienia, że nie z samych radości składa się życie, dla nabrania do świata i życia tak potrzebnego dystansu. Tak, tym szczególnym dla mnie domem, moją metaforyczną wyspą jest po prostu moje własne serce. Tam w swoim sercu mam zgromadzone to wszystko, co dla mnie najdroższe i wiem, że stamtąd nikt mi niczego nie odbierze. Właśnie dlatego zawsze wtedy, gdy jest mi źle, przymykam oczy, zaczynam wsłuchiwać się w głos mojego serca i mocą swojej wyobraźni przenoszę się do niego. Tam mogę odzyskać równowagę życiową i na nowo uwierzyć w to, że mimo zła, które istnieje na świecie, wszędzie wokół, dobro istnieje również, a jego moc jest większa niż siła zła. Like · Reply · 2 · 3 hours ago Dominika Klińska Spóźniłam się 5 minut... No trudno, gratuluję tym, którym udało się na czas. Like · Reply · 2 · 2 hours ago https://www.facebook.com/szuflada/photos/a.224080574312205.58584.202473809806215/931220476931541/?type=3&fref=nf by Kinga Młynarska
Księżyc myśliwych to nie tylko zjawisko astronomiczne, ale także literackie. I to na światową skalę. Pisząc o tej książce, najczęściej podkreśla się sposób jej powstawania – spisana w przesyłanych przez Internet wiadomościach dwóch, znających się tylko wirtualnie, kobiet (pisarki i debiutantki). Jest to nie tyle ciekawostka, co również pewna wskazówka podkreślająca, że na pierwszym miejscu autorki stawiają pisanie samo w sobie, wymianę myśli, poglądów, niepokojów. Do tego dochodzi wzajemna inspiracja i pobudzanie wyobraźni, możliwość współkreowania świata, w którym na równych prawach rządzi rzeczywistość i fikcja, prawda i (świadome) kłamstwa, pozory i niepewność. Bo w „Księżycu…” dominuje właśnie taka atmosfera – z pogranicza snów, wyobrażeń, sekretów. Fryzyjski Sylt spowija mgła, nad wyspą czuwa zimny i daleki księżyc, najważniejsze i najbardziej niepokojące zdarzenia rozgrywają się między godziną psa a wilka. Noc bywa tu momentem głębokich refleksji, czasem kontemplacji, ale nocą przychodzi także śmierć. Ciosy zadane nocą trudniej się goją, wspomnienia mocniej ranią – i czytelnik wszystkie te emocje będzie współodczuwał, bo nie sposób przejść obojętnie wobec tej narracji. Księżyc strzeże tajemnic wyspy, choć bywa chłodny i okrutny, jest stróżem i przyjacielem. Sylt to wyspa niezwykła, dla jednych (swoich) bywa niczym opiekunka, uczy spokoju, dla innych (obcych) jest jak pułapka. Otacza ją morze, które także ma charakter ambiwalentny – pozwala zapewnić rodzinom utrzymanie, ale i pochłania ofiary. Jednak te kwestie też nie są jednoznaczne. Bo każdy ma swoje tajemnice, czegoś się boi, o czymś marzy, trawi go poczucie winy czy wstydu. Wszyscy starają się ukryć pewne sprawy (lub stłumić w sobie niektóre uczucia, wymazać informacje itd.). Postacie, jak i miejsce, do którego przynależą, posiadają dwie twarze. Książka Katarzyny Krenz i Julity Bielak to dla mnie przede wszystkim powieść o samotności i filozoficznych poszukiwaniach (głównie to kwestie dotyczące samoidentyfikacji człowieka). Dopiero potem zauważam wątki sensacyjno-detektywistyczne – na morzu ginie Thomas, potem znika jego córka, do wdowy przybywa niepokojąco uwodzicielski dziennikarz śledczy, burząc tak długo budowany spokój Evy. Ale i pozwalając jej dotrzeć do prawdy. Jako powieść obyczajowa „Księżyc…” opowiada o mieszkańcach Syltu, o życiowych radościach i niepowodzeniach, związkach i relacjach międzyludzkich, intymnych dramatach i walce o szczęście. Jest to też literatura intertekstualna – pisarki odwołują się do innych dziedzin artystycznych, szukają związku między sztuką a życiem i udowadniają, że są to sfery wzajemnie na siebie oddziałujące. W tej magicznej, poetyckiej opowieści ważniejszy od podejmowanych tematów czy intrygi, wokół której zbudowano fabułę, jest sam sposób napisania książki. Arcyciekawe dygresje, wyśmienite odniesienia kulturowe w listach do J. Załączana przy każdym rozdziale korespondencja to z pewnością najmocniejszy punkt „Księżyca…”, jej filar. Listy to z jednej strony odautorskie komentarze dotyczące powieści i jej struktury (pogłębianie kreacji, dopełnianie treści), z drugiej – opowieści współbohatera i uczestnika świata przedstawionego. Nadawca widzi to, co dzieje się w przestrzeni powieściowej, ale jest ustawiony także nad nią. To kreator, obserwator, komentator i interpretator – łączy funkcje czytelnika, bohatera, autora, krytyka oraz przewodnika. Zachęcam do niezwykłej, nieco niebezpiecznej, ale jakże fascynującej wycieczki na Sylt i odkrywania prawdy o ludziach, a przede wszystkim o samym sobie. Gwarantuję, że w „Księżycu myśliwych” odnajdziesz wiele swoich myśli, wątpliwości, pytań. I zyskasz sporo nowych. Kinga Młynarska http://szuflada.net/ksiezyc-mysliwych-katarzyna-krenz-julita-bielak/ |
O książce piszą:Kliknij tutaj, aby edytować. Archiwum:
Maj 2017
Categories
Wszystkie
|